Rozdział #47

3.4K 250 154
                                    

Do uszu Hestii dotarł głośny i drażniący dźwięk, wskazujący na to, że ktoś właśnie próbuje się do niej dodzwonić. Otworzyła powoli zmęczone oczy i zmrużyła je lekko, kiedy jej twarz otuliły promienie zachmurzonego słońca. W między czasie odkryła z siebie kawałek narożnika kołdry i koc, który spadł podczas snu na jej twarz.

- Wyłącz to, Jarvis - mruknęła pod nosem, chowając głowę pod jedną z poduszek i dociskając ją do uszu.

- Dzwoni Pani Romanoff. Odebrać? - spytał obojętnym tonem głosu, który rozbrzmiał w całym pokoju.

Dziewczyna przytaknęła cicho i usiadła na łóżku, podczas gdy w pomieszczeniu dało się słyszeć piknięcie, wskazujące na to, że sztuczna inteligencja odebrała połączenie. Szatynka przeciągnęła się i westchnęła cicho, poprawiając podkoszulek, który zmiął się w lewej, dolnej połowie jej brzucha.

- Cześć, Hes. Nie przeszkadzam? - spytała rudowłosa radosnym tonem głosu, a w tle rozmowy można było słyszeć lekkie szumy, najprawdopodobniej należące do silnika Quinjeta.

- Nie - mruknęła Hestia zaspanym głosem, pocierając oczy prawą dłonią.

- Obudziłam cię? - zaśmiała się cicho, na co szatynka wykrzywiła twarz w grymasie - Wiesz w ogóle, która godzina?

- A bo ja wiem... Dziewiąta? - opadła na poduszki, poprawiając włosy, które zleciały na jej twarz.

- W pół do dwunastej - poprawiła dziewczynę - Gdzieś ty wczoraj była? Zazwyczaj pierwsza z nas wszystkich zwlekasz się z łóżka.

- Dzięki Fury'emu i Lokiemu zasnęłam dopiero o czwartej nad ranem - przykryła się z powrotem kołdrą - Nie, nic się nie stało. Lepiej opowiadaj co tam u was - powiedziała odrazu, kiedy usłyszała, że Natasha chce zadać jakieś pytanie.

- Więc tak... - zastanowiła się chwilę - Najpierw dobre czy złe wiadomości?

Hestia jęknęła pod nosem. Złe wiadomości? Doprawdy, na tę chwilę wystarczy jej złych nowin.

- Obojętne. Leć po kolei - mruknęła cicho.

- Więc tak... Prawdopodobnie wrócimy do Nowego Jorku dopiero jutro - powiedziała prosto z mostu - Pepper zadzwoniła do Tony'ego i poprosiła nas, żebyśmy zabrali ją z Jamajki.

Hestia otworzyła oczy i gdyby tylko miała na to siłę, walnęłaby w tej chwili wielkiego facepalm'a. Przez kilka miesięcy mieszkania tutaj zupełnie zapomniała o znanej Virginii Potts, która przecież częściowo stanowiła głowę całej firmy Starka. Aż dziwne, że nigdy nie przyszło jej do głowy pytanie, gdzie może się podziewać.

- Co ona tam w ogóle robiła? - szatynka podniosła się i usiadła po turecku.

- Siedziała na wakacjach, bo po ostatnich odpałach Tony'ego była bliska zamordowania go - zaśmiała się cicho - Nie dziwię jej się, szczerze mówiąc.

- Jeśli chcesz mnie obgadywać, to mogłabyś chociaż wyjść do innego pomieszczenia - Hestia usłyszała w tle cichy głos Iron Mana, przez co na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.

Przez te kilka dni zdążyła zatęsknić za wszystkimi z Avengersów. Stark Tower było tak gigantyczne i puste, że gdyby nie obecność Lokiego to już dawno by zwariowała.

- Dobra, czyli musicie podlecieć po Pepper na drugi koniec świata... Obstawiam, że to gorsza wiadomość. A co z tą dobrą? - spytała, wstając powoli z łóżka i podchodząc do wielkiego okna, znajdującego się w jej pokoju.

- Będziemy mieli w Stark Tower kolejnych gości! - odpowiedziała z radością w głosie.

- Okej... Mam się bać? - szatynka zaśmiała się cicho i uśmiechnęła na widok śniegu, który pokrył cały Nowy Jork.

Prawdomówny Kłamca || Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz