Rozdział #104

3.1K 302 308
                                    

- Komnata Lokiego jest na końcu korytarza po prawej. Idź, ja muszę jeszcze porozmawiać z Hildr.

Eir zmrużyła lekko oczy i przeniosła wzrok na stojącą z boku korytarza brunetkę, która rozmawiała z nieznanym Hestii mężczyzną. Chociaż... Rozmawiała to chyba nie było do końca trafne określenie. Ona się z nim kłóciła i to na tyle zaciekle, że szatynka miała wrażenie, że zaraz skoczą sobie wzajemnie do gardeł.

- A przynajmniej spróbuję z nią porozmawiać i nie zginąć przy okazji - parsknęła, przewracając oczami.

- Powodzenia - Hestia uśmiechnęła się lekko.

Zostawiła kłócącą się dwójkę osób i Eir, która uprzejmie chciała im zwrócić uwagę na to, że nie muszą krzyczeć na cały zamek, z tyłu, samej kierując się w stronę jaskini lwa. Tfu, jakiego lwa? Prędzej węża. I to w dodatku mocno jadowitego.

Stanęła przed ciemnymi drzwiami z duszą na ramieniu. Nie wiedziała jak przeprowadzić tę rozmowę, aby dowiedzieć się potrzebnych jej informacji i jednocześnie nie skończyć jako sztywny trup po pięciu sekundach. Akurat w przypadku Lokiego i jego sadystycznych zamiłowań mogło to być lekko utrudnione.
Z drugiej strony, do cholery, po tym co jej wczoraj zrobił, powinna mu bez większych wyrzutów sumienia dać w twarz. Należało mu się. A przynajmniej bardziej niż zazwyczaj, bowiem prosił się o to przy każdej rozmowie od początku ich znajomości.

Zacisnęła usta w wąską linię i cicho, dwukrotnie zapukała w drzwi, gdy jej myśli powróciły do wczorajszej sytuacji. Powinna go odepchnąć od siebie, gdy jeszcze mogła. Problem w tym, że Loki dobrze wiedział, że jest najzwyczajniej w świecie od niej silniejszy i wykorzystał to, żeby się z nią... pobawić. Ugh, miała ochotę teraz coś kopnąć z bezsilności i wściekłości, a z racji braku żadnych mebli w promieniu co najmniej dziesięciu metrów, wszystkie mordercze zamiary zostaną skierowane na bruneta.

Drzwi otworzyły się na niewielką szerokość, a dziewczyna popchnęła je dłonią do przodu i niemal odrazu się zmieszała.

- Em... Przeszkadzam?

Loki ubrany w czarną koszulę i spodnie w tym samym kolorze stał na przeciwko Aessy, mordując ją zimnym spojrzeniem, przez co w fiołkowych oczach kobiety pojawiły się łzy, które jednak zdawały się nie wywierać na nim żadnego wrażenia.

- Nie. Aessa już wychodzi - syknął lodowatym tonem głosu, od którego nawet szatynka cofnęła się krok do tyłu.

Sapentia miała rację. Loki miał większą siłę przebicia od wszystkich znanych jej osób. Nie była typem szarej myszki, która boi się najmniejszego krzyku, ale chodziło właśnie o to, że brunet nie musiał nawet krzyczeć. Wystarczyło, że w jego głosie brzmiała sadystyczna, stalowa nuta, zapowiadająca w razie nieposłuszeństwa długą i bolesną śmierć, przez którą i ona sama poczuła się okropnie mała.

- Ale...

- Wyjdź Aessa, zanim się rozmyślę i przeklnę cię tak, że nawet lustro będzie rozpaczać nad twoim wyglądem - kontynuował, zaciskając usta w wąską linię - A wątpię, aby znalazła się w twoim marnym życiu rzecz, o którą dbasz równie mocno.

- A ty?

Hestia z całej siły zdusiła w sobie nagły atak śmiechu, starając nie psuć tak pięknego kabaretu, który rozgrywał się tuż przed nią. Kątem oka dostrzegła jednak, że Loki także miałby wielką ochotę roześmiać się kobiecie teraz w twarz.

- Miło, że traktujesz mnie jako rzecz - parsknął prześmiewczo, a gdy Aessa otworzyła usta, aby coś powiedzieć, on uciszył ją machneciem ręki - Uwierz mi, średnio ci to idzie, biorąc pod uwagę, że większość mężczyzn w pałacu, ale podejrzewam też, że nie tylko w nim, jest w stanie opisać twój tatuaż na zewnętrznej stronie uda.

Prawdomówny Kłamca || Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz