Rozdział #48

3.2K 263 181
                                    

- Patrzcie państwo. Oto demon w ludzkim wcieleniu - mruknęła pod nosem Hestia, zaciskając z nerwów dłonie w pięści.

Przez szklane drzwi Stark Tower przeszła Suzan Anderson, która rozglądnęła się szybko po pomieszczeniu. Dostrzegając szatynkę, zatrzymała na niej swój ostry wzrok nie wróżący nic dobrego i poprawiła zalotnie kosmyk włosów, jak gdyby nawyk ten wszedł już w jej krew.
Podeszła do Hestii i Chloe, a stukot jej czerwonych szpilek idealnie dopasowanych do ciemnej sukienki rozniósł się echem po całym piętrze.
Po krótkiej chwili ciszy stanęła tuż przed kobietami, opierając się jedną dłonią o wysepkę, przy której pracowała blondynka.

- Cześć, Suzan... - mruknęła pod nosem szatynka, nie siląc się na ukrywanie grymasu, który powstał na jej twarzy - Po co przyszłaś?

- Dobrze wiesz po co - syknęła zimnym tonem, nie witając się z dziewczyną - Dostałam informację, że Stark wraca dopiero jutro, więc jeśli umiesz liczyć, co jest bardzo wątpliwe, to mam jeszcze ponad dwadzieścia godzin na wyciągnięcie informacji od... - urwała wypowiedź w połowie zdania i rzuciła Chloe ostre spojrzenie - ...sama wiesz kogo - dodała po chwili, kierując swój wzrok na Hestię, która w między czasie odłożyła małą paczkę na wysepkę.

- Oh, nie krępuj się. Ostatnio bardzo dobrze Ci poszło - szatynka uśmiechnęła się wrednie na samą myśl o tym, że kolejna z sukienek Suzan mogłaby skończyć swój żywot w koszu.

Anderson spojrzała na nią wzrokiem, którego nie powstydziłby się sam bazyliszek, aby po chwili prychnąć pod nosem i bez słowa wyjaśnienia skierować się do windy.

- Idę z nim porozmawiać - rzuciła wrednym tonem głosu, wchodząc do kabiny i klikając jeden z podświetlanych przycisków - Nie będę się obijać w porównaniu do ciebie.

Drzwi od windy zamknęły się z cichym piknięciem, a Hestia poczuła na swoich plecach pytający wzrok Chloe.

- Okej... - zaczęła cicho blondynka - Powinnam wiedzieć o co chodzi?

- Nawet mnie nie denerwuj - ramiona szatynki opadły, a ona sama odwróciła się i złapała w dłoń swoją paczkę - Muszę iść, zanim ta wiewiórka wykończy mnie psychicznie - dodała z lekkim uśmiechem na twarzy.

- Nie daj się zabić - rzuciła z rozbawieniem blondynka i wróciła do stukania palcami o klawiaturę komputera.

***

Hestia wsiadła do windy z zamiarem kliknięcia guzika ukazującego liczbę dziesięć i udaniem się do swojego pokoju. Zawahała się jednak przez chwilę i zastanowiła. Suzan pojechała na dół "porozmawiać" z Lokim. Może pooglądanie jej wysiłków, które i tak uzyskają marny rezultat nie jest najgorszym pomysłem?
Po kilku sekundach wyrwała się z dziwnego zamyślenia i przeniosła swoją dłoń na ujemną cyfrę, klikając wskazującym palcem hologram. Paczka, którą aktualnie trzymała w dłoni może poczekać na rozpakowanie, ale to, co może odwalić Anderson już niekoniecznie. A ona zdecydowanie nie chciała przegapić takiego przedstawienia.

Po nie więcej niż pół minucie, drzwi od windy rozsunęły się na bok z charakterystycznym piknięciem. Hestia uniosła głowę do góry i natychmiast złapała kontakt wzrokowy z Lokim, którego spojrzenie zdawało się krzyczeć "zabierz stąd wiewiórkę, bo zaraz sam się nią zajmę".
Szatynka obróciła głowę w prawo i dostrzegła, że tuż przez szybą oddzielającą korytasz od celi z brunetem stoi Suzan, zapisująca coś aktualnie z notatniku.
Loki westchnął z irytacją i przeniósł wzrok na rudowłosą, siadając w między czasie na krześle z założonymi nogami.

- Słuchaj, ruda, wredna wiewiórko. Jeśli jeszcze do ciebie nie dotarło, to powtórzę się jeszcze raz: nie mam najmniejszej ochoty z tobą rozmawiać - Loki prychnął pod nosem, a Suzan rzuciła mu szybkie spojrzenie.

Prawdomówny Kłamca || Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz