Rozdział #73

3.1K 274 76
                                    

Pierwszą rzeczą jaką poczuła Hestia, był zimny powiew wiatru, który zaatakował jej twarz. Zasłoniła oczy dłonią i rozejrzała się wokół, czując, że gdyby tylko było to możliwe - jej szczęka opadłaby do samej ziemi.
Ostatnim bowiem miejscem, do którego spodziewała się, że zabierze ją Loki, był piękny las pokryty białym puchem, położony z dala od jakiejkolwiek cywilizacji.

- Zasadnicze pytanie - wplotła bezwiednie palce w dłoń mężczyzny, a ten obdarzył ją pytającym spojrzeniem - Gdzie my jesteśmy? To wciąż Stany, czy teleportowałeś nas na drugą stronę kuli ziemskiej? W ogóle, na jakie odleglości możesz się w taki sposób przemieszczać?

- Wasze nazewnictwo nic mi nie mówi, ale nie, nie jesteśmy daleko od tego obrzydliwego budynku - westchnął z irytacją - Poza tym, możesz mnie już puścić, Lined.

- Ah, jasne - opuściła wzrok i założyła ręce na siebie, lekko drżąc z zimna - Wiesz co? Nie żebym narzekała czy coś, ale nie jestem tobą i chociaż mogłeś uprzedzić, że zamierzasz teleportować nas na zewnątrz.

- Midgardczycy nie mają poważniejszych problemów? - spytał, przewracając oczami.

Zanim Hestia zdążyła odpowiedzieć, Loki machnął dłonią, z której wyleciały zielone strugi światła. Oplotły one dziewczynę, która otworzyła szerzej oczy, gdy dostrzegła co zrobił mężczyzna.

- To ty umiesz robić takie rzeczy?!

Obróciła się wokół własnej osi, gdy strugi magii zniknęły. Przyłożyła dłoń do ust i przyjrzała się bliżej zmienionemu przez bruneta ubraniu.
Piękna, biała i zdobiona srebnymi brylancikami suknia sięgała do jej kostek i zakończona była delikatną falbanką. Podkreślała jej wcięcie w talii, jednocześnie odsłaniając ramiona, na które zarzucony był nietypowy, błękitny płaszcz, wyglądający niczym peleryna superbohatera z kapturem obszytym jasnym futrem. Zapięty był pod jej szyją broszką, która wyglądała niczym mały wąż opleciony wokół granatowego kamienia. Całość dopełniały białe, delikatne rękawiczki, które pojawiły się na jej dłoniach, a także buty na obcasie w tym samym kolorze.

- Przynajmniej teraz wyglądasz... normalniej - Loki zmrużył lekko oczy i przesunął po niej wzrokiem.

- Normalniej? - parsknęła śmiechem, przykładając dłoń do ust - Ja pieprzę. Chyba wolę nie wiedzieć jak dla ciebie wygląda coś nienormalnego.

Obróciła się wokół własnej osi, a suknia i płaszcz zafalowały pod wpływem wiatru.

- Ej, dziękuję - uniosła głowę i spojrzała prosto w oczy mężczyzny - Znaczy serio, dziękuję. Chociaż i tak wydaje mi się, że to jakiś głupi pomysł z twojej strony. Przecież ja się w tym zabiję. Ostatni raz długą sukienkę miałam ubraną na studniówce, czyli jakieś osiem lat temu. A i wtedy był przypał, bo potknęłam się o własne nogi i gdyby Ellie mnie nie złapała za rękę, to spadłabym ze schodów - uśmiechnęła się lekko na wspomnienie tamtego momentu - Generalnie potrafię zabić ludzi na kilkadziesiąt sposobów, ale pałace, zamki i księżniczki to nie moje klimaty. Robię z siebie pośmiewisko, gdy próbuję udawać kogoś urodzonego w wysokiej rodzinie i nadal nie rozróżniam czym się różnią kieliszki od wina białego, czerwonego albo szampana.

- Do win musujących i szampanów są wyższe, a do czerwonych szersze - odparł obojętnym tonem głosu, a Hestia popatrzyła na niego zdziwionym wzrokiem - No co?

- Czasami zapominam, że mimo wszystko tysiąc lat to kupa czasu i w Asgardzie może Ci się trochę nudzić - prychnęła wrednym tonem głosu z lekkim uśmiechem na twarzy.

- Fakt. Przy mnie jesteś co najwyżej noworodkiem - uniosł kąciki ust, a Hestia przewróciła oczami.

- Doszliśmy do tego wniosku już jakiś czas temu - westchnęła, poprawiając nerwowo sukienkę, w której czuła się niezbyt komfortowo - Dobra, a z innej beczki: powaliło cię, żeby teleportować nas prosto w środek lasu?

Prawdomówny Kłamca || Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz