Rozdział #51

3.4K 258 262
                                    

Do uszu Hestii dotarł głośny huk, przez który zapiszczało w jej uszach, a podłoga pod stopami zdrżała. Niemal bezwiednie zamknęła oczy, kiedy jej ciało zaatakował podmuch gorącego powietrza i usłyszała trzask pękanego szkła.
Zaraz potem nastała cisza. Dziewczyna otworzyła lekko powieki, a jej serce podeszło do gardła kiedy dostrzegła, że kuchnia, a raczej to co z niej zostało, praktycznie wyleciała w powietrze. Tam, gdzie wcześniej znajdowało się wyjście na taras, teraz imponowała swoją wielkością gigantyczna dziura, przez którą w każdej chwili można było wypaść. Ba, po kilku sekundach szatynka spostrzegła, że sama stoi niecałe dwa metry od przepaści. Westchnęła cicho, kiedy śnieżyca, która rozpętana na zewnątrz zaatakowała jej twarz chłodem.

- Jeszcze żyjesz, Lined, więc ogarnij się i powiedz co tu właściwie się stało.

Słowa te dotarły do niej niemal jak przez mgłę. Huk powstały przy eksplozji tymczasowo uszkodził jej słuch, przez co słyszała wszystko o kilka stopni ciszej niż powinna.
Wyprostowała lekko plecy i dopiero teraz dostrzegła, że tuż obok niej stał Loki, który jedną dłonią tworzył zielonkawą barierę wokół ich dwójki, a drugą zabezpieczał Hestię przez ewentualnym upadkiem z dwudziestego piętra.

- Masz refleks, skubańcu - jęknęła, a gdy spojrzała w dół przepaści, lekko zakręciło jej się w głowie.

- Potraktuję to jako komplement - prychnął pod nosem, zabierając dłoń zabezpieczającą szatynkę - A teraz zasadnicze pytanie: kto próbuje cię zabić?

Hestia przetarła delikatnie oczy i zadrżała z zimna, kiedy do środka budynku wdarła się śnieżyca.

- To chyba nie o mnie chodzi - mruknęła po chwili ciszy, przerywanej szumem wiatru, cofając się kilka kroków do tyłu i odchodząc od krawędzi przepaści - Chris powiedział, że Hydra szuka ciebie.

- Cudownie - przewrócił zielonymi oczami - Jakby mi wrogów i problemów brakowało...

Hestia oparła się o kawałek blatu i szybko zamrugała oczami, które lekko ją zapiekły.

- Jarvis - mruknęła pod nosem, nie uzyskując przy tym żadnej odpowiedzi - Jarvis, do cholery!

Cisza. Szatynka nie dostała od sztucznej inteligencji żadnego znaku życia. Jęknęła ze zrezygnowaniem i spojrzała na zawalone wejście do kuchni, które mogło stanowić potencjalną drogę ucieczki. Utknęli tu.

- Hestio? - do jej uszu dotarł znajomy głos Friday - Nic wam nie jest?

- Boga nie da się tak łatwo zabić - parsknął śmiechem Loki.

Hestia westchnęła z ulgą, poprawiając szybko włosy.

- Nie, nic mi nie jest, Friday. Co z Jarvisem? - spytała głośniej, starając się przebić głosem przez świst wiatru i śnieżycę, która zaatakowała dwójkę osób.

- Zanalizowałam jego komponenty. Część systemów odpowiedzialnych za mowę i rozpoznawanie poleceń uległa zniszczeniu. Rozpoczęłam już naprawę, ale może to chwilę potrwać - odpowiedziała przejętym tonem głosu.

- Dobra, pytanie z gatunku zasadniczych: jest stąd jakieś wyjście? - spytała, rozglądając się dookoła.

- Niestety brak. Wszelkie drogi ucieczki zostały zawalone. Odpalić Quinjeta, aby po was podleciał?

- Nie trzeba - odezwał się Loki, który dotychczas majsterkował przy zielonej barierze otaczającej Hestię, jak i jego samego.

- Powaliło cię do reszty?! Nie mam zamiaru skończyć jako plama ketchupu - warknęła, wskazując wielką dziurę, przez którą w każdej chwili można było wypaść - Co ty chcesz zrobić? - spytała, widząc, że Loki zdjął barierę.

Prawdomówny Kłamca || Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz