Rozdział #103

2.7K 281 236
                                    

Droga powrotna do pałacu minęła zarówno Eir jak i Hestii w ciężkiej atmosferze. Obydwie szły zamyślone, nie przerywając panującej na polanie i w ogrodach ciszy. W głowie szatynki szalała jednak istna gonitwa myśli, która doprowadzała ją do jednego wniosku - była w chujowej sytuacji. Jak zwykle zresztą. Ciekawe, czy to Norny uparły się jak głupie, żeby nie dać jej chociaż przez chwilę spokoju w życiu, czy może to zależało już od jej czystego pecha.

- Tego się nie da jakoś... ominąć, co nie? - spytała zrezygnowana, gdy skręciły w jedną z alejek ogrodów.

- Nie - Eir pokręciła przecząco głową, unosząc wzrok - Chyba, że zabijesz siebie albo Lokiego. Pierwsze byłoby idiotyzmem, drugie jest niewykonalne, więc odpowiedź maluje się dosyć jednoznacznie.

- Cudownie - syknęła zimnym tonem głosu i przygryzła wargę, gdy przez jej prawą rękę przebiegła fala nieprzyjemnego bólu - Naprawdę będę musiała umierać jeszcze przez dwa dni? - spojrzała wymownie na zakryty przez rękaw bluzki, bandaż.

- Jutro powinno być już lepiej - westchnęła cicho - Pomogłabym ci, gdybym tylko mogła, ale ze smutkiem muszę stwierdzić, że nie działają na to żadne zaklęcia uzdrawiające, ani eliksiry, więc musisz po prostu poczekać i nie dotykać tej rany, bo będzie jeszcze gorzej.

- Dzięki - mruknęła pod nosem z niechęcią.

Pal sześć uczucie wypalania rozgrzanym żelazem dziury w ręce. Bardziej w tej chwili martwiła się Lokim, bo bądź co bądź, naprawdę nie wiedziała co powinna zrobić w tej jakże osobliwej sytuacji. Pójść do niego i jak gdyby nigdy nic powiedzieć: "wiesz, generalnie to cię nienawidzę, ale chyba kocham. Norny się na nas uwzięły i skleiły niczym rzep z psim ogonem. Możemy udawać, że nic się nie stało?"

Zacisnęła usta z irytacją na samą myśl, że po czymś takim skończyłaby niewątpliwie martwa w ciągu kilku sekund. A nawet jeśli nie, to nie przeżyłaby obelg, które zapewne poleciałyby w jej stronę. Przyzwyczaiła się do jego paskudnego charakteru, ale po wczorajszej sytuacji naprawdę była na skraju załamania i rzucenia wszystkiego w cholerę, a Norny tylko z każdą chwilą dolewały oliwy do ognia. Dlaczego ze znanych jej ludzi, Asgardczyków, Bogów i innych istot, one musiały uzależnić jej życie od osoby, która pałała do niej niechęcią na kilometr, a w której jednocześnie się zakochała.
Głupie Norny, głupie jej serce i głupi Asgard. A mogła siedzieć na Midgardzie i mieć święty spokój, gdyby tylko tamtego dnia oddała sprawę Lokiego komuś innemu.

- Ej, ale w sumie... - Hestia zmrużyła lekko oczy, a Eir obdarzyła ją pytającym spojrzeniem - Runy mogą w ciągu życia zmieniać kolor?

- Mogą - westchnęła cicho - Więc skoro Loki wie jaką barwę ma twoja magia, to pewnie i tak sam się domyśli. Swoją drogą, ja nadal jakimś cudem nie mam pojęcia jaki kolor jego runa miała wcześniej.

Dziewczyna zmarszczyła brwi i potknęła się o krawężnik chodnika, gdy coś sobie przypomniała. Złapała równowagę i stanęła w miejscu, obdarzając blondynkę zdziwionym wzrokiem, na co ta przekrzywiła lekko głowę na bok.

- Co się stało?

- Jakiś czas temu... - zaczęła szatynka, starając się poukładać myśli do kupy - Nie wiem, może kilka miesięcy. Em, w wielkim skrócie: byliśmy skazani z Lokim na swoje towarzystwo, ku niechęci obu stron, przez dobre pół roku - oparła dłonie na biodrach, ignorując palący ból i ciche parsknięcie Eir - Jestem strasznie ciekawska, nie będę zaprzeczać. Jakoś od słowa do słowa zeszliśmy na temat run. Tak, wiem, że ma Kaen, ale wiem też, że już wtedy była fioletowa. Jakim cudem, skoro... Jakby... No po prostu jak?

Nie wiedziała, ale dopiero przed chwilą połączyła wszystkie elementy układanki w jedną całość. Przecież Loki pokazywał jej swoją runę, zanim w bardzo subtelny sposób wszedł do jej wspomnień. W tamtej chwili skupiła się na byciu wściekłą na niego, więc nic dziwnego, że wcześniejsza sytuacja zupełnie wypadła jej z głowy.

Prawdomówny Kłamca || Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz