Rozdział #42

3.3K 264 92
                                    

- Czego chcecie? - spytała obojętnym tonem głosu, opuszczając wzrok na torebkę, w której trzymała pistolet. Gdyby tylko mogła sięgnąć po niego niepostrzeżenie, sytuacja rozwiązałaby się bezproblemowo w trzy sekundy... No, może pięć.

- Nie twój interes - odezwał się blondyn stojący po lewej stronie - Zastrzel ją Jim, to tylko kolejna dziwka, którą chciał zaciągnąć do łóżka Garcia. Mamy ważniejsze rzeczy na głowie niż niańczenie jakiejś suki.

Mężczyzna stojący przed Hestią obdarzył agenta morderczym spojrzeniem, od którego blondyn odrazu umilkł.
Szatynka zacisnęła szczękę i pięści z wściekłości, w myślach wyobrażając sobie jak odstrzela temu facetowi łeb.

Mężczyźni wymienili pomiędzy sobą jeszcze kilka zdań, na których dziewczyna się nie skupiła. Jej wzrok bowiem został utkwiony na Lokim ubranym w czarny garnitur i przybranym w swoją prawdziwą postać, który bezgłośnie otworzył przestrzelone drzwi i stanął tuż za plecami agentów Hydry nie spodziewających się nadchodzącego stamtąd zagrożenia. Widząc zszokowany wyraz twarzy Hestii, brunet przyłożyła palec do ust i puścił jej oczko, uśmiechając się wrednie.
Doprawdy, gdyby kiedyś przyszło jej opowiedzieć tą historię, wątpiła, aby ktokolwiek uwierzył w jej szczęście lub pecha... Zależy z której strony na to patrzeć.

- Słuchaj Jim, mam w dupie twoje zdanie. Zabij sukę i bierz kartę kredytową tego idioty, bo jeśli tego nie zrobimy, szef nas po prostu zabije - warknął blondyn, ponaglając mężczyznę.

- Panowie wybaczą - odezwał się z wrednym uśmiechem na twarzy, Loki - Ale ta "suka" ma lepsze rzeczy do roboty niż bawienie się z wami.

Mężczyźni się odwrócili, a trzy pistolety odrazu zostały skierowane na bruneta, który nie przejął się tym w najmniejszym stopniu. Dziewczyna odetchnęła i szybko wyciągnęła z torebki broń. Zanim którykolwiek z agentów zdołał zadać jakiekolwiek pytanie, Hestia odbezpieczyła pistolet i oddała trzy celne strzały, dzięki którym kule utkwiły w głowach napastników. Po pomieszczeniu rozniósł się huk, a po chwili trójka mężczyzn upadła na podłogę, brudząc beżowy dywan plamami krwi.

- Nie ma za co - uśmiechnął się Loki w kierunku poddenerwowanej szatynki.

- Nie ma za co? Nie ma za co?! Co ty tu do jasnej cholery robisz?! - spytała z wyrzutem, lekko unosząc dłonie.

- Obstawiam, że właśnie uratowałem Ci życie - odparł z zadowoleniem w głosie.

- Świetnie sobie radziłam bez ciebie - warknęła i odłożyła pistolet na biurku, wiedząc, że kłócenie się z Lokim nie przyniesie jej nic dobrego.

Kucnęła przy Matthew i dwoma palcami sprawdziła jego tętnicę, dziękując w myślach Bogu za to, że wciąż wyczuwała normalne tętno mężczyzny. Podniosła nabój usypiający, który leżał tuż obok niego i wstała, poprawiając nerwowo sukienkę.

- Co to niby jest? - spytał Loki, który znikąd pojawił się tuż za plecami dziewczyny.

- Usypiacz - odpowiedziała spokojnie, już przyzwyczajona do nagłego pojawiania się bruneta w najmniej odpowiednim miejscu - Zależy tylko jak mocny...

Pociągnęła za czerwony frędzelek, który z łatwością oderwał się od reszty naboju, stanowiąc zatyczkę od płynnego środka usypiającego. Odrzuciła go na podłogę i przechyliła końcówkę na bok, z której wypadła na dłoń agentki mała, szklana fioleczka podpięta do igły.
Dziewczyna położyła przedmiot na biurku i chwyciła za pistolet, uderzając w pojemniczek kolbą broni, jednocześnie sprawiając, że ciecz rozchlapała się na boki.
Hestia wzięła na końcówkę palca wskazującego środek usypiający i rozmazała go o pobliską, białą kartkę, na której zapisane były jakieś obliczenia. Po krótkiej chwili mokry ślad, który zostawiła wysechł i zastąpił go zielony zaciek, wyglądający jak maźnięcie pisaka dla dzieci.

Prawdomówny Kłamca || Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz