Rozdział #107

3.8K 330 543
                                    

Hestia odetchnęła ze spokojem i uniosła wzrok, wpatrując się w bacznie obserwujące każdy jej ruch, szmaragdowe oczy Lokiego. Te same, które kiedyś patrzyły na nią z pełną pogardą i wyższością, a dzisiaj błyskały rozbawieniem pomieszanym z irytacją. Te same, które musiała obserwować codziennie przez kilka poprzedzających miesięcy, które były jedyną rzeczą ukazującą prawdziwe emocje mężczyzny i te same, w których się zakochała. Te, o które się martwiła, którym wybaczała, i którym była w stanie wyciąć sobie serce, aby podarować im je na srebnej tacy.
Zaufała im. Zaufała Lokiemu, jako jednej z niewielu osób w jej życiu. Być może inni powiedzieliby, że to tylko zwykłe zauroczenie, ale bardziej adekwatne wydawało się jej mówienie o przywiązaniu. Nie miała zbyt dobrego doświadczenia w bliższych relacjach międzyludzkich, bo jej życie opierało się głównie na pracy i przelotnych znajomościach potrzebnych jedynie do wykonania danej misji. Chris był wyjątkiem, jednak prawda była taka, że traktowała go jak brata, a nie osobę, której oddałaby własne serce.

To bowiem należało już do kogoś innego. I tylko od tej osoby zależało czy stłucze je na milion kawałków, czy może zaopiekuje się nim niczym drogocennym skarbem. Nie mogła podjąć, ani przewidzieć tej decyzji, mimo tego, że bardzo by chciała.

- Jesteś bardzo wygodną poduszką. Wiesz o tym, prawda? - mruknęła, wtulając się w jego klatkę piersiową.

- A ty za to jesteś bardzo głupia - prychnął z obojętnością.

- Gdybyś powiedział to pierwszy raz, a nie setny, to może bym się jakoś przejęła - uniosła wrednie kąciki ust - Aż dziwne, że jeszcze mnie nie zepchnąłeś, albo nie zacząłeś się drzeć jak stary podkoszulek.

- Zawsze da się nadrobić - odgryzł się z cichym rozbawieniem - Poza tym, pomijając to idiotyczne porównanie, czy ja kiedykolwiek podniosłem na ciebie głos?

Hestia zmarszczyła lekko brwi i otworzyła usta, które po chwili zamknęła. Odsunęła się od niego na niewielką odległość, wpatrując prosto w szmaragdowe oczy i jednocześnie zastanawiając. Nie przypominała sobie, żeby Loki kiedykolwiek krzyczał, a tym bardziej na nią. Owszem, rzucał obelgami i sarkazmem na prawo i lewo, czerpiąc z tego sadystyczną przyjemność, ale jednocześnie zachowując wręcz przesadny spokój, jak gdyby nic nie było w stanie wyprowadzić go z równowagi.

- Dobra, racja. Odwołuję - westchnęła cicho, opuszczając dłonie, które oplatały jego ciało - Świat mógłby stanąć w płomieniach, a ty tylko byś się uśmiechnął, oazo spokoju.

- Błąd, Lined. To ja bym sprawił, że świat stanie w płomieniach - uniósł sarkastycznie kąciki ust.

- Mhm... Jasne - parsknęła śmiechem - Nie posiadasz w głowie takiego cichego głosiku, który mówi ci, że robienie niektórych rzeczy naprawdę nie jest dobrym pomysłem?

- Nie? - uniósł jedną brew do góry.

- To by wiele wyjaśniało - mruknęła bardziej do siebie, niż bruneta.

- Jedynie ewentualnie to, że jestem nieprzewidywalny i nie posiadam sumienia, ale tego mogłaś domyślić się już dawno temu - przewrócił oczami i kontynuował dopiero po chwili ciszy - Dlaczego ty tak właściwie znosisz mój charakter?

- Ja... - zastanowiła się jakiej odpowiedzi powinna mu tak właściwie udzielić, bo to pytanie zupełnie zbiło ją z tropu - Bo cię po prostu lubię?

Loki spojrzał na nią ze szczerym zdziwieniem, od którego Hestii zachciało się śmiać. Oczywiście, że nie kłamała, ale jego wyraz twarzy był doprawdy godny zapamiętania.

- Wiesz, że jesteś najprawdopodobniej jedyną i ostatnią osobą, która powiedziała coś takiego, prawda?

- Nie wiem czy mam się z tego powodu cieszyć, czy może smucić, więc wstrzymam się od jakiegokolwiek komentarza - parsknęła, wzruszając ramionami, aby po chwili spoważnieć - Naprawdę nie masz żadnych przyjaciół?

Prawdomówny Kłamca || Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz