Rozdział #28

3.6K 255 98
                                    

Wyszła szybkim krokiem ze Stark Tower, przechodząc przez gigantyczne, szklane drzwi. Gdy znalazła się na zewnątrz, wzięła głęboki wdech i rozglądnęła się wokół siebie. Było tu cholernie ciemno. Nie licząc kilku latarni, których zadaniem było oświetlanie chodnika, wszystkie sklepy i budynki miały wygaszone światła i witryny. Z tego co się orientowała było już dobrze po północy, więc nic dziwnego, że miasto, oprócz kilku samochodów przejeżdżających co jakiś czas - zupełnie wymarło.
Skierowała się na pobliską ławkę i usiadła na niej, zakładając nogi na siebie. Nie wiedziała dlaczego Avengersi się tak na siebie rzucili. Owszem, powiedzmy sobie szczerze - Ultron to była kompletna porażka, ale Tony raczej nie chciał źle, prawda? Nikt, a tym bardziej on, nie zrobił by czegoś takiego specjalnie.

Po dłuższym zastanowieniu, Hestia doszła do wniosku, że wszyscy z drużyny mieli rację: Sokovia została zniszczona, Pietro nie żyje, ale dzięki temu Wanda dołączyła do Avengerów i Vision... się urodził? Szatynka nie byłaby w stanie powiedzieć, czy rzeczywiście tamta sytuacja z Ultronem była, aż tak tragiczna. Oczywiście, nie życzyła nikomu śmierci, ani rozwalenia miasta, ale... Ugh, wszystko to jest takie poplątane.
Jakby było jej mało problemów, to dochodzi jeszcze sprawa Lokiego, czyli najbardziej upierdliwego Boga w całym dziewięcioświecie, z którym kompletnie nie wie co robić... Kurcze, a mogła złożyć papiery i pracować jako sekretarka w zwykłej firmie...

Westchnęła głęboko, opierając plecy o ławkę. Co kilkanaście minut przechodził obok niej człowiek wracający lub idący na imprezę, który rzucał jej zdziwione spojrzenie. Dziewczyna skutecznie je ignorowała, najczęściej zabijając przechodniów wzrokiem. Nie miała najmniejszej ochoty wracać do Stark Tower, nie chciało jej się spać, a na zewnątrz zrobiło się przyjemnie chłodno. Sądząc po ciężkich chmurach, które snuły się po bezgwieździstym niebie - najprawdopodobniej za jakiś czas zacznie się burza, lub w najlepszym przypadku mocny deszcz.

Wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt przed sobą, nagle dostrzegła w pobliskich krzakach cichy ruch i niewielki błysk zielonych oczu. Uśmiechnęła się szeroko, gdy tuż przed nią usiadł czarny kot, który ilustrował ją swoim spojrzeniem.

- Jesteś ostatnią osobą, której bym się tu spodziewała - zaśmiała się, a zwierzę zmrużyło oczy.

Nie musiała się martwić - zapewne był to jeden z kolejnych hologramów Lokiego. Westchnęła głęboko i założyła nogi na siebie, spoglądając na bliznę, znajdującą się na lewej łapie kota.

- Nie zmieniaj się na razie w człowieka. Wystarczy mi problemów na dziś - zwierzę wskoczyło na ławkę i usiadło tuż obok niej.

Nie mogła przecież pozwolić na to, aby ktoś przypadkowo rozpoznał Lokiego. Zaraz dowiedziały by się o tym sępy z mediów i poszłaby plotka na cały świat...

- Poza tym, zdecydowanie przyjemniej prowadzi mi się rozmowę z twoim kocim odpowiednikiem.

Zwierzę szybko obróciło głowę w jej stronę, prychając pod nosem. Dziewczyna zaśmiała się i spojrzała na gigantyczne Stark Tower, które ciągnęło się do góry w nieskończoność, niemal dotykając samych chmur.

- Wiesz która godzina? - spojrzała na kota, który zilustrował ją swoim przenikliwym spojrzeniem.

Zwierzak zaświecił się zielonkawym światłem, a po chwili, tuż obok Hestii pojawił się siedzący Clint. Dziewczyna otworzyła szerzej oczy i odsunęła się nieznacznie.

- Musiałeś w Clinta? - mruknęła pod nosem.

- Nie rzuca się za bardzo w oczy - wzruszył ramionami - Jest dobrze po pierwszej.

- Czy ty w ogóle kiedykolwiek sypiasz? Mogłabym cię odwiedzić o czwartej nad ranem, a ty zapewne czytałbyś książkę - przewróciła oczami.

Prawdomówny Kłamca || Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz