Hestia odprowadziła Kélrissę wzrokiem, gdy ta wiminęła ją i popatrzyła wymownie na wyjście, kierując się w jego stronę.
- To ja może... - zaczęła szatynka, wstając od stołu - Chyba z nią pójdę.
- Idź, idź - machnęła dłonią Hildr, odkładając ogryzek jabłka - Zachowuje się najnormalniej z całej rodziny, ale wszyscy u władzy wyżej srają, niż dupę mają, więc...
Przerwała w połowie i syknęła cicho, gdy Ixchel kopnęła ją w kostkę obcasem. Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem i założyła ręce na siebie, odwracając się do niej bokiem.
- Akurat z tym się zgodzę - parsknęła Eir i spojrzała na dziewczynę - Widzimy się za trzy dni, kiedy całe to zamieszanie z Radą się skończy. Przejrzyj te książki, które dostałaś.
- Jak tylko Pani Profesor rozkaże - parsknęły śmiechem, gdy sarkastycznie się ukłoniła.
Wymieniły kilka słów na pożegnanie, zanim odwróciła się podbiegła do Elfki, która wychodziła już z wielkiej sali. Czuła, że w Aessa w tej samej chwili wbija wzrokiem w jej plecy szpilki, a Loki obserwuje wszystko z lekkim rozbawieniem. Chciała podzielać jego optymizm, ale widmo niestabilnej psychicznie księżniczki, która jednym machnięciem ręki mogła skrócić jej żywot, wcale nie poprawiał jej humoru. Do tego fakt, że musiała zamieszkać w jednym budynku z własną ciotką, która nie miała pojęcia o jej istnieniu, dosyć mocno komplikował sprawę.
Dorównała blondynce tempa i rzuciła szybkie spojrzenie na ludzi pilnujących wejścia do pomieszczenia. Z ulgą zauważyła, że nastąpiła zmiana i nie są to ci sami strażnicy, którzy stali tu jakiś czas temu.
- Nie zdążyłam się prawidłowo przedstawić, mimo, że to raczej zazwyczaj ode mnie wymaga się prawidłowych manier - zaczęła i odwróciła wzrok fiołkowych oczu na Hestię - Kélrissa Nimlothnénar, nazywana za plecami z jakiegoś niewiadomego mi powodu "Jutrzenką".
Rhenawedd Álfheimu i prawowita następczyni tronu... Tutaj mogłabym wymienić jeszcze kilkanaście tytułów, ale sama ich nie pamiętam, więc tyle powinno ci wystarczyć, prawda, Evingeel?Drgnęła na wypowiedziane przez nią nazwisko i obdarzyła ją pytającym wzrokiem.
- Wystarczy w zupełności, ale...
- Nie tutaj.
Uciszyła ją dwoma słowami i skręciła gwałtownie w jeden z ciemniejszych zaułków korytarza, schowany pomiędzy złotymi kolumnami, a także wazonami z białymi kwiatami. Był na tyle niewidoczny, że nikt, kto nie wiedział o jego istnieniu, przypadkowo by się na niego nie natknął. Hestia podążyła za nią z lekkim zawahaniem, wchodząc do zakurzonej i zapomnianej odnogi zamku z duszą na ramieniu. Nie było odkryciem, że jej siostra próbowała już ją zabić, więc wolała mieć na blondynkę oko, nieważne jak bardzo sympatyczna by się wydawała.
Korzystając z tego, że szła tuż za nią, przyjrzała jej się z bliska. Nie wiedziała, czy to wina przynależności do rodziny królewskiej, czy może elfickiej krwi, ale zarówno Kélrissa, jak i Aessa, chodziły z wręcz nienaturalną gracją i spokojem. Ich ruchy także takie były - płynne, jak gdyby wszystkie czynności, które wykonywały miały wyćwiczone do perfekcji. To było piękne i przerażające na swój sposób. Nic dziwnego, że Helmvald od samego początku przypominał jej zimny i nieczuły posąg - nie licząc nieskazitelnego wyglądu, a także skąpości w ukazywaniu jakichkolwiek emocji, on też się tak zachowywał.
Uspokoiła się nieco, kiedy dostrzegła na końcu mniejszego i nieużywanego korytarza drzwi. Blondynka zatrzymała się przed nimi, szepnęła jakieś zaklęcie i nacisnęła na klamkę, a te otworzyły się z niemałym piskiem. Twarz Hestii uderzył podmuch zimnego powietrza, gdy podążyła za nią i tym samym opuściła pałac, wchodząc do jego ogrodów.
CZYTASZ
Prawdomówny Kłamca || Loki Laufeyson
Fiksi Penggemar"Każda kobieta marzy o spotkaniu Księcia na białym koniu. Cóż... Ty dostałaś Księcia, który będzie próbował cię zabić. Optymistycznie, prawda?" Nie będę opowiadać wam o latających smokach, jednorożcach, romansach wyjętych niczym z filmu i Księżniczk...