Rozdział #105

3.3K 301 368
                                    

- Zamierzasz mnie jeszcze jakoś obrazić, czy mogę liczyć na chociaż minutę ciszy?

Hestia uniosła rozbawiony wzrok i spojrzała prosto w szmaragdowe tęczówki Lokiego, który siedział na kanapie tuż obok niej.

- Na ciszę nie licz, ale z obrażaniem się wstrzymam. I tak wydajesz się być głuchy na wszystko co powiem, więc to kompletnie mija się z celem - odpowiedziała z lekkim uśmiechem, wzruszając ramionami.

- Niemożliwe. Myślałem, że od tej jakże feministycznej przemowy zaczęłaś się dopiero rozkręcać - prychnął, przewracając oczami i zakładając nogę na nogę.

- Femini... Że co? Z której niby strony ona była feministyczna? - spytała, wpatrując się w niego z rozdrażnieniem.

- Z każdej? - odparł niemal z oczywistością, unosząc jedną brew do góry

- Ty... szowinisto od siedmiu boleści. To, że uważam, że kobiety nie powinno traktować się jak przedmiot, nie oznacza odrazu, że jestem feministką - odgryzła się wrednym tonem głosu.

- To, że po prostu skomentowałem twoją wypowiedź, nie oznacza odrazu, że jestem szowinistą - przewrócił oczami z obojętnością - Poza tym, biorąc pod uwagę mój... niemonogamistyczny styl życia, to raczej byłoby niemożliwe.

- Jedno nie wyklucza drugiego. Powiedziałabym nawet, że czasami idzie ze sobą w parze - mruknęła, wzruszając ramionami - A przeciwieństwiem monogamizmu jest poligamizm.

- Który tyczy się tylko żon, a jakbyś nie zauważyła, takowej nie mam, nie mówiąc już o ich większej ilości - prychnął z niechęcią, zakładając ręce na siebie.

Hestia westchnęła cicho, a Loki w między czasie wziął ze stolika znajdującego się przed nimi kieliszek, w środku którego pływał bliżej nieokreślony napój o lekko żółtawym zabarwieniu.

Na usta dziewczyny cisnęło się natomiast jedno pytanie, które bała się zadać, bowiem mogła przez nie zginąć, jak i zostać zupełnie zignorowana. Z drugiej strony, naprawdę była ciekawa odpowiedzi, o ile będzie dane jej takową usłyszeć, bo może... ale tylko może, była lekko zazdrosna.

- W takim razie, dlaczego nie poślubisz Aessy?

Loki odsunął gwałtownie kieliszek od ust i popatrzył na Hestię ze zdziwieniem, nie będąc do końca pewnym czy przypadkiem się nie przesłyszał.

- Ktoś zrzucił cię ze schodów, gdy byłaś dzieckiem? - spytał niemal odrazu, zupełnie poważnym tonem głosu.

- Nie przypominam sobie, ale nie wykluczam takiej możliwości - parsknęła cicho, nerwowo spoglądając na ranę znajdującą się na przedramieniu o kształcie runy - Pytałam serio. Ona jest Księżniczką, a ty Księciem, więc...

- Lined, zapytam ostatni raz. Czy ty jesteś głupia? - wciął jej się w słowo, obdarzając znużonym spojrzeniem.

- Utwierdziłeś mnie w tym przekonaniu już dawno, więc nawet nie muszę odpowiadać - prychnęła z irytacją - I w sumie nie wiem o co ci chodzi.

- Może zacznijmy od tego, że Aessa jest denerwująca, a skończmy na tym, że to wariatka.

- Mówisz tak, jakbyś ty był całkowicie normalny - mruknęła pod nosem z rozbawieniem i niemal odrazu tego pożałowała.

Loki przewrócił oczami z irytacją i ręką zepchnął Hestię z kanapy. Ta upadła na podłogę, uderzając o nią plecami i jęknęła, zaciskając mocniej szczękę, gdy poczuła piekący ból w swojej prawej ręce. Oparła głowę na ziemi i westchnęła cicho, żeby się uspokoić.

Prawdomówny Kłamca || Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz