Rozdział #98

3.1K 284 292
                                    

Hestia zacisnęła usta w wąską linię i opanowała drżący oddech, wpatrując się w szmaragdowe oczy Lokiego. Chciała zapaść się pod ziemię i wyrzucić mu wszystkie swoje żale, które leżały jej na sercu, jednocześnie mając wrażenie, że wokół jej gardła boleśnie zacisnął się drut, uniemożliwiając powiedzenie czegokolwiek.
Gdy mężczyzna przeniósł wzrok na jej szyję, a na jego ustach mimowolnie zawitał wredny uśmiech, dziewczyna z całej siły starała się powstrzymywać od uderzenia go i zamordowania na miejscu.

- Mam wielką ochotę przywalić Ci w twarz rozgrzaną patelnią - warknęła ciszej, a Ixchel parsknęła w odpowiedzi śmiechem.

- Nie ty pierwsza - przewróciła oczami, a Loki obdarzył ją zimnym spojrzeniem - No co? Mówię prawdę.

- Jeszcze chwila i nie powiesz już niczego, bo będziesz wąchała kwiatki od spodu - mruknęła Eir i złapała do ręki fiolkę z różową cieczą - O co się pokłóciliście?

- O nic - syknęli jednocześnie, a szatynka zabiła mężczyznę spojrzeniem.

- Czyli o coś - westchnęła blondynka.

Zmrużyła lekko oczy i popatrzyła na substancję znajdującą się w szklanej buteleczce. Delikatnie nią pomieszała, a po chwili ciszy kontynuowała:

- Jeśli chcesz zabić Hestię, to muszę Ci przeszkodzić, bo zgadzając się na nauki, zgodziłam się też na jej ochranianie - popatrzyła na bruneta i przeniosła znużony wzrok na dziewczynę - Jeśli chcesz zabić Lokiego, to chętnie bym Ci pomogła, gdyby nie fakt, że za morderstwo członka rodziny królewskiej czekałby mnie stryczek.

- Dzięki, Eir - uśmiechnął się sztucznie mężczyzna.

- Ten stryczek tyczy się rodzin królewskich wszystkich światów? - spytała niemal natychmiast Hestia.

Uniosła wrednie kąciki ust, gdy Loki popatrzył na nią zimnym wzrokiem godnym następcy bazyliszka. Ixchel wzięła w dłoń filiżankę z herbatą, obserwując ich osobliwą wymianę zdań, a blondynka przytaknęła.

- Nie wiem jak z Midgardem i Helem, ale tak. Reszty też się to tyczy - westchnęła cicho - Dlaczego pytasz?

Szatynka popatrzyła prosto w zielone oczy bruneta ze zwycięstwem, a ten obdarzył ją spojrzeniem zwiastującym szybką i bolesną śmierć, jeśli tylko odważyłaby się powiedzieć o słowo za dużo.
Sam jednak fakt, że Loki powinien już dawno nie żyć za zabicie swojego własnego ojca, nie napawał ją aż takim optymizmem jakiego się po sobie spodziewała. Nie miała pojęcia jaka jest oficjalna wersja wydarzeń, ani ile wiedzą Asgardczycy, ale chęć zrobienia mężczyźnie na złość była doprawdy kuszącą propozycją.

- Z czystej... ciekawości - syknęła lodowatym tonem głosu.

- Otrucie Aessy to średni pomysł - mruknęła Eir, a Ixchel obdarzyła ją szybkim, kpiącym spojrzeniem - Tak tylko mówię, gdyby wam coś strzeliło do głowy. Z drugiej strony, nie wiem po co kazałeś mi zrobić Ezeris.

Zakręciła trzymaną w dłoni zamkniętą fiolką z różową substancją i od niechcenia rzuciła nią w kierunku Lokiego. Ten złapał ją do prawej ręki i westchnął cicho, gdy Hestia z grymasem obdarzyła go zirytowanym wzrokiem.

- Długo będziesz obrażona? - spytał, przewracając oczami.

- Tak? - odpowiedziała z niedowierzaniem, unosząc jedną brew do góry - Nie wiem, może liczysz na to, że padnę ci jeszcze do stóp, ale ja naprawdę czekam na przeprosiny.

- Nie doczekasz się ich, bo nie mam za co przepraszać - prychnął od niechcenia.

- Masz, masz - mruknęła Ixchel, upijając łyk herbaty.

Prawdomówny Kłamca || Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz