Rozdział #61

3.3K 267 204
                                    

Hestia zacisnęła dłonie w pięści i westchnęła głośno, starając się uspokoić.

- Dlaczego? - szepnęła cicho pod nosem.

- Co "dlaczego"? - spytał Loki, zakładając ręce na siebie.

- Dlaczego moim ojcem jest Elf? Przecież jesteśmy, do cholery na Midgardzie - przeczesała nerwowo włosy dłonią.

- Długa historia - westchnął cicho - Ale jestem Ci ją chyba winien - powiedział po chwili ciszy, gdy Hestia obdarzyła go zdezorientowanym spojrzeniem - Zacznijmy jednak od czegoś innego. Musisz odrazu wiedzieć, że Elfy mają wręcz bzika na punkcie czystej krwi. Jeśli Helmvald dowiaduje się, że któryś z jego poddanych zakochał się w kimś z innego świata, skazuje go po prostu wygnanie. Tak samo było z twoją...

- Matką - dokończyła za niego Hestia, zaciskając nerwowo usta w wąską linię.

- Tak. Chyba tak - wzruszył ramionami - Jedyny prawdopodobny scenariusz jest taki, że twój ojciec został po prostu wygnany na Midgard - westchnął cicho - Jest jednak jedno "ale". Dziecko Elfa odrazu po urodzeniu dostaje obywatelstwo Álfheimskie niezależnie od pochodzenia drugiego rodzica, więc Helmvald ubzdurał sobie, że każdego Elfa półkrwi chce wychowywać u siebie.

- Ale to się kupy dupy nie trzyma - wcięła mu się w zdanie dziewczyna - Skoro ma świra na punkcie czystości krwi, to niby dlaczego takie dziecko chciałby...

- Nie wiem, Lined - wzruszył ramionami - Elfy myślą zupełnie inaczej od nas i nie zawsze ich tok rozumowania jest logiczny.

Hestia osunęła się na dół i usiadła na podłodze, podkurczając nogi.

- Czyli Helmvald chciał mnie zabrać do Álfheimu? - spytała po dłuższej chwili ciszy.

- Na to wygląda - westchnął Loki - Dlatego twój ojciec cię oddał, Lined. Po prostu uznał, że lepiej by było, gdybyś wciąż żyła na Midgardzie. On sam najprawdopodobniej okłamał Elfy, ale przynajmniej wciąż mieszkaliście w tym samym świecie.

Dziewczna oparła głowę o kolana i westchnęła cicho z rezygnacją.

- Rzucił na mnie coś w stylu zaklęcia zapomnienia, tak? - spytała po dłuższej chwili ciszy - Żebym nie pamiętała nic z okresu mieszkania u niego?

- Tak - odparł Loki obojętnym tonem głosu.

- Po prostu zajebiście - westchnęła z irytacją, opierając się o zimną ścianę - Jeszcze jedno pytanie, żebym rozwiała wszelkie wątpliwości i poszła załamać się psychicznie.

- Słucham - machnął ręką Loki, obserwując uważnie szatynkę.

- Zdefiniuj rodzaj relacji jaka występuje pomiędzy nami - mruknęła pod nosem, czując na sobie niemal palące spojrzenie mężczyzny.

- Żadna, Lined - odpowiedział po chwili ciszy - Chyba nie myślisz, że ten...

- Nie - wcięła mu się w słowo Hestia - Nie myślę. To by nie było w twoim stylu - zacisnęła usta w wąską linię - Chciałam tylko wiedzieć jak ty na to patrzysz, ale skoro wszystko gra, to idź sobie stąd.

Loki zmrużył lekko oczy, lecz posłuchał się jej prośby i po chwili rozpłynął w powietrzu.
Hestia starała się zachować kamienną twarzy i jak gdyby nigdy nic, wrócić na kolację do całej reszty. Nie potrafiła. Łzy same zaczęły spływać po jej policzkach, a ona rozpłakała się niczym bezradne dziecko, które pogubiło się w życiu.

***

- Wyglądasz okropnie, Hes. Co się stało?

Słowa Natashy dotarły do niej niczym zza mgły. Dziewczyna zacisnęła usta w wąską linię i odsunęła od siebie talerz z niemal nietknętym grzankami.

Prawdomówny Kłamca || Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz