Rozdział #108

3.4K 305 498
                                    

Hestia westchnęła i schowała twarz w dłoniach, chcąc pozbyć się palącego uczucia, które zacisnęło się na jej gardle. Nie chciała rozmyślać o tym, co przed chwilą miało miejsce, jednak chyba naprawdę powinna określić w jakiś sposób relację, która łączyła ją z Lokim.

Problem w tym, że żadne słowo nie oddawało w pełni tego, co pomiędzy nimi istniało. Bo coś istniało... A przynajmniej tak jej się wydawało. Byli znajomymi, może przyjaciółmi, ex wrogami, ale jednocześnie kimś bliższym i dalszym. To, czy danego dnia prawie się zabiją, lub będą na sobie siedzieć, jakkolwiek dziwnie i dwuznacznie by to nie brzmiało, zależało chyba tylko od ich humoru. Co sprowadzało się do tego, że więź pomiędzy nimi była naprawdę bardzo niestała i zmienna, a to z kolei doprowadzało Hestię do wniosku, że wpakowywanie się w tę relację było czystym idiotyzmem. Serce nie sługa, jednak gdyby tylko dało się jakoś sprawić, aby przestało ono kochać Lokiego... Nie, nie zrobiłaby tego. Za bardzo szanowała to, co razem między sobą stworzyli, aby się tego pozbyć jak jakąś nic niewartą rzecz. I choć nie wiedziała co o tym myśli mężczyzna, to po prostu nie potrafiła. Bo za tą otoczką skończonego, wrednego dupka krył się nienawidzący samego siebie i wszystkich wokół Bóg, który ukrywał i tłumił w sobie emocje, udając kogoś, kim nie był. Pod żadnym pozorem nie miała zamiaru wyskakiwać do niego z pomocą i zamienić się w nachalną idiotkę z misją nawrócenia go na dobrą drogę, jednak chciała, aby po prostu wiedział, że będzie przy nim, cokolwiek by się nie działo. I, że wysłucha go w razie potrzeby, bez względu na to, czy będzie musiała znosić narzekania o pewnej upierdliwej Księżniczce, czy może prowadzić rozmowę o jego przeszłości, od której tak bardzo pragnął uciec.

Westchnęła cicho i wstała z kanapy, nerwowo poprawiając swoją bluzkę. Jedyne co w tej chwili ją dziwiło to to, że Loki ot tak pozwolił zostać jej w swojej komnacie. Nie, żeby Hestii w ogóle przyszło do głowy, aby szperać po jego rzeczach, ale i tak było to lekko podejrzane. Być może pochował co ciekawsze trucizny w miejsca, gdzie i tak by ich nie znalazła, a głowy swoich ofiar trzyma w sekretnych, pałacowych lodówkach. Szczerze mówiąc? Jakoś nieszczególnie by ją to zdziwiło.

Skierowała się powoli w stronę wyjścia, rzucając szybkie spojrzenie na zachodzące za oknem słońce. Nie miała najmniejszego zamiaru tu myszkować, bo jeszcze przypadkiem natknęłaby się na jakiegoś trupa w szafie, do którego zapewne by dołączyła, gdyby tylko Loki zorientował się co robiła.
Wyszła więc na korytarz i zamknęła za sobą drzwi, mając nadzieję, że to co mówiła o nich Sapentia jest prawdą, bowiem naprawdę wolała nie zostawiać komnaty Księcia ot tak otwartej. Rozglądnęła się i niemal zeszła na zawał, gdy praktycznie wpadła na stojącą przy wyjściu Aessę, która opierała się o ścianę z założonymi rękami.

- Przepraszam - mruknęła Hestia z cichym rozdrażnieniem, zwalniając kroku - Coś się stało?

- Ty mi powiedz - odpowiedziała nonszalancko - Co tak długo tam robiłaś?

I to było pytanie, które zupełnie zbiło dziewczynę z tropu. Nie chodziło nawet o to, że po prostu nie mogła powiedzieć jej prawdy, ale... czy ona stała tu przez cały czas? Jeśli tak, to chcąc nie chcąc musiała zgodzić się z Lokim. Myślała, że Suzan była wystarczającą wariatką, ale tej kobiety chyba nikt nie pobije.

- E... Rozmawiałam? - wydukała po chwili ciszy - Coś w tym złego?

- Oczywiście, że nie - westchnęła, poprawiając kosmyk włosów - Musisz jednak zrozumieć mieszanko, że Loki jest Księciem i nie ma czasu na czcze gadki jakiejś przybłędy.

Trzymajcie ją. Przecież gdyby tylko mogła, to Hestia udusiłaby ją tu i teraz gołymi rękami. Nie wiedziała jak można się wywyższać w tak denerwujący sposób, ale najwyraźniej ona doszła w tym do perfekcji.

Prawdomówny Kłamca || Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz