Rozdział #75

3.3K 272 186
                                    

- Kim jesteś? - spytała niemal natychmiast Natasha.

- Nic wam nie zrobię, spokojnie, Wdowa. Zadam takie szybkie pytanie: macie gdzieś przy sobie Hestię? Taka mała i wredna... W dodatku z sadystycznym charakterem.

Hestia uśmiechnęła się szeroko, upijając łyk alkoholu, a trójka osób obdarzyła ją zupełnie zdezorientowanymi i zdziwionymi spojrzeniami.

- Nie jestem mała, Chris - parsknęła śmiechem, opierając się o stół.

- Oh, oczywiście, że nie. Nie śmiałbym nawet tak myśleć - odparł z sarkazmem w głosie - Słuchaj karzełku, cieszę się, że żyjesz, ale jeśli się nie pospieszę, to szef mi urwie głowę. I to dosłownie - westchnął cicho - Muszę się z tobą spotkać. Najlepiej dziś. Wiesz gdzie. Mogłabyś przyjść za jakąś godzinę? Mam kilka informacji dla Fury'ego i ciebie.

- Myślałam, że znowu przepadłeś na kilka lat - odstawiła szklankę na stół - Będę za czterdzieści pięć minut.

- Cudnie - odparł spokojnym tonem głosu - I wybacz za małe włamanko, ale nie mogłem namierzyć twojego telefonu.

- Ale skąd wiedziałeś gdzie je...

Nie zdążyła dokończyć pytania, bowiem Jarvis przerwał połączenie. Wanda wraz z Natashą i Visionem obdarzyli Hestię zupełnie zdezorientowanymi spojrzeniami. Rudowłosa oparła dłonie na biodrach i przekrzywiła lekko głowę na bok.

- No pięknie. Powinniśmy jeszcze o czymś wiedzieć? - spytała, unosząc jedną brew do góry.

- Spokojnie, Nat. Fury o nim wie - machnęła dłonią w bliżej nieokreślonym geście - Chris robi za moje oczy i uszy w szeregach Hydry.

- Masochista? - parsknęła śmiechem Wanda.

- Debil, który nie raz uratował mi życie - wzruszyła ramionami, odpowiadając obojętnym tonem głosu.

Po chwili zastanowienia, wypełniła do pełna szklankę alhokolem, którą niemal odrazu złapała do ręki. Rzuciła przepraszające spojrzenie Natashy i odwróciła się, kierując w stronę wyjścia z pomieszczenia. Uśmiechnęła się lekko, gdy skręciła w bok, tym samym znikając na korytarzu.

- Nie nadążam za nią - Wanda przeczesała szybko włosy.

- Nie ty jedyna - mruknęła Natasha, chowając ręce za siebie.

***

Hestia zatrzasnęła za sobą drzwi od pokoju, odkładając w połowie opróżnioną szklankę z whisky na szafkę. Omiotła szybkim spojrzeniem leżącą na łóżku sukienkę, którą dostała od Lokiego i pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Cokolwiek mężczyzna kombinował, wiedziała, że będzie miała przez to problemy. Najbardziej irytującą jednak rzeczą było to, że zupełnie nie wiedziała na co ma się przygotować i jaki ona sama ma związek z Helmvaldem. Nawet jeśli była w połowie Elfem, to co z tego? Czego może chcieć Król Álfheimu od mieszanki, która do niedawna nie wiedziała nawet o jego istnieniu.

Westchnęła z rezygnacją, ubierając szybko czarne, zimowe buty na lekkim obcasie. Ściągnęła z wieszaka płaszcz w tym samym kolorze, który położyła na komodzie obok. Jednocześnie otworzyła szuflady biurka, wyciągając z jednej z nich pistolet. Przeładowała go, odbezpieczając i chowając do wewnętrznej kieszeni leżącego ubrania, gdy nagle usłyszała za sobą cichy szelest.

- Wychodzę, więc postaraj się nikogo nie zabić.

- Gdzie?

Hestia uśmiechnęła się lekko, odwracając i jednocześnie zapinając guzik kieszeni płaszcza. Uniosła wzrok i spojrzała prosto w oczy Lokiego, który stał niecały metr przed nią z założonymi rękami.

Prawdomówny Kłamca || Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz