Rozdział #109

2.6K 298 239
                                    

Hestia nerwowo przygryzła policzek od środka, idąc spokojnym krokiem za Aessą. Zdążyła już zabić ją w myślach za to, że wyszły razem do ogrodów przykrytych śniegiem, ale z tą różnicą, że szatynka nie miała na sobie żadnego zaklęcia ocieplającego. Był już późny wieczór, temperatura poniżej zera, a ona szlajała się za jakąś stukniętą, elficką Księżniczką. Po prostu cudownie.

- Mogłabym chociaż wiedzieć dokąd idziemy?

Po chwili ciszy wykrzywiła twarz w grymasie, nie otrzymując żadnej odpowiedzi. Oczywiście, w końcu Wasza Wysokość nie może marnować swojej drogocennej śliny na byle mieszankę, bo jeszcze coś by się jej stało.

Nie wiedziała ile czasu przebywały na zewnątrz, chodząc po przykrytych lekkim puchem alejkach, ale trwało to zdecydowanie za długo. Hestia założyła ręce na siebie, starając się ignorować chłód, przez który dostała dreszczy, a także mroźny wiatr poruszający kosmykami jej włosów. Uniosła wzrok, przyglądając się z niewielkim uśmiechem na dwa księżyce jaśniejące błękitem na niebie, które lekko przysłaniały siebie nawzajem.

Zamyśliła się na chwilę i niemal wpadła na brunetkę, gdy ta nagle zatrzymała się pod jednym z wyjść z ogrodów. Pospiesznie się od niej odsunęła i rzuciła szybkie spojrzenie na bramę oplecioną rośliną przypominającą bluszcz, której liście miały kształt odwróconych serc. Tę samą, przez którą razem z Eir wyszła na polanę prowadzącą do Żelaznego Lasu.

Cokolwiek zamierzała zrobić teraz Aessa, nie podobało jej się to. Bardzo nie podobało.

***

Gdy Frigga zostawiła go w spokoju, Loki odetchnął z cichą irytacją i ulgą. Nie od dziś wiedział, że Królowa uwielbiała bawić się w swatkę, ale czasami było to naprawdę męczące. W szczególności dla niego, bowiem miał wrażenie, że do kobiety nigdy nie dotrze, że raczej nie należał do osób potrafiących budować normalne relacje.

Ale ona jak się na coś uparła, to raczej nie odpuszczała tak łatwo. I to martwiło go najbardziej, ponieważ nie miał pojęcia do czego może się posunąć, żeby zmusić go do pójścia na ten przeklęty bal. Sam fakt jednak, że próbowała sprawić, aby był zazdrosny, lekko go zdziwił. Chcąc nie chcąc, znała go chyba najlepiej ze wszystkich, żeby wiedzieć, że u niego takie coś nie zadziała, a wręcz przeciwnie - skutek będzie odwrotny od zamierzonego. Mimo wszystko, jakoś nie mógł wyobrazić sobie Lined rozmawiającej z Frejrem i Fandralem, jednocześnie nie próbującej ich zabić. Oni nie potrafili utrzymać rąk przy sobie i nie docierało do nich, że nie każdej kobiecie może się to podobać. O ile brat Frei trochę uspokoił się po tym, gdy dostał od Hildr w twarz, o tyle obydwoje wciąż zachowywali się nad wyraz irytująco.

Westchnął cicho i machnął ręką w bliżej nieokreślonym geście, przywołując do siebie przedmiot. W jego dłoni pojawiła się niemal natychmiast fiolka z płynem o różowym zabarwieniu. Ixchel miała oczywiście rację - Ezeris nie był dla niego, ale Nidhogga. Czy też raczej jego syna. Niewielu bowiem wiedziało, że ta substancja w odpowiedniej proporcji potrafi leczyć, zamiast truć. A on kiedyś złożył obietnicę pewnemu smokowi, której musiał dotrzymać. O ile buntował się przeciw całemu światu, to w tych stworzeniach wolał nie robić sobie wrogów i pomóc im, jeśli tego wymagała sytuacja. A aktualnie, była ona wręcz nagląca.

Dlatego, gdy na końcu korytarza dostrzegł Aessę, za której szybkim krokiem starała się nadążyć Lined, mordując jej plecy samym spojrzeniem, zmrużył oczy z lekkim niepokojem. Teoretycznie, naprawdę spieszyło mu się do Żelaznego Lasu, ale z drugiej strony miał nieodparte wrażenie, że zaraz jedna z kobiet skończy zabita przez drugą. W przypadku znalezienia martwego ciała tej irytującej Księżniczki, osobiście poszedłby podziękować temu, kto wyręczył go z brudnej roboty. Prawda była jednak taka, że miała ona przewagę nad Hestią, bo z bólem musiał przyznać, że do najgorszych osób władających magią nie należała.

Prawdomówny Kłamca || Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz