Rozdział #121

3.1K 270 235
                                    

Hestia potarła zmęczone oczy i spojrzała na zegar wskazujący godzinę siódmą dziesięć. Być może zarywanie nocy, aby zagrzebać się w książkach i papierach nie było najmądrzejszym pomysłem, biorąc pod uwagę, że wczoraj skończyły się Próby, a dzisiaj musiała widzieć się z Eir. Przez minione trzy dni wolnego zdążyła jednak przejrzeć co najmniej połowę biblioteki w poszukiwaniu mapy Jötunnheimu, która nie byłaby przekreślona wielkim napisem: "NIEAKTUALNA". Na próżno, bowiem nie znalazła absolutnie nic. Nie była tym szczególnie zdziwiona, w końcu Asgardczycy od czasu wybryku Lokiego uważali ją za wymarłą i rozwaloną, co nie zmienia jednak faktu, że jej niewiedza była skrajnie irytująca.

Sprawa z owymi "Ròven Galadris" wyglądała podobnie. Według słowników elfickich ta nazwa dosłownie oznaczała Dzikie Elfy, jednak jaki te miały związek z normalnymi Elfami, nie miała pojęcia. Przeszukała działy o istotach, istotach nadprzyrodzonych, a nawet mieszkańcach dziewięcioświatu i nie było w tamtejszych książkach nawet o nich wzmianki. Mimo, że znalazła informacje o Jasnych, Mrocznych i Leśnych Elfach, to nie była pewna które z nich mają jakikolwiek związek z tymi Dzikimi. Pierwsze z nich były według niej najnormalniejszymi. Zamieszkiwały one Álfheim i zaliczali się do nich między innymi Aessa z ojczulkiem. Drugie żyły na Svartalfheimie i wyginęły podczas jednej z wielu wojen w Dziewięcioświecie. Trzecie natomiast najbardziej pasowały do opisu Dzikich Elfów, bowiem stanowiły odłam Jasnych i zajęły siłą większość puszczy Lai Taurë, co z kolei, wierząc jednej książce, nie spodobało się Helmvaldowi i wywołało pomiędzy dwoma rasami wieloletnie spory i wojny. Nie wiedziała co o tym sądzić i prawdę mówiąc, nawet nie chciała za bardzo się w to mieszać. Miała wystarczająco spraw na głowie, a podpadanie rodzinie królewskiej Álfheimu nie było najmądrzejszym pomysłem.

Potarła obolały kark i oparła się o kanapę, siadając na dywanie po turecku. Zanim zdążyła poskładać mapę Asgardu znajdującą się przed nią, ciszę w salonie przerwało pukanie i gwałtowne otworzenie drzwi.

- Dzień dobry, słonko wstało, zebrałaś się... Na Odyna, przyniosłaś tu całą bibliotekę?

Eir uniosła brwi do góry i przesunęła wzrokiem po pomieszczeniu wypełnionym otwartymi księgami i różnymi papierami. Hestia parsknęła i wstała z podłogi, rozprostowywując dłonie.

- Chciałabym - ziewnęła cicho - Ale obawiam się, że nie zmieściłabym tu nawet zawartości jednej biblioteczki.

- Obstawiam, że masz rację - odpowiedziała ze zdziwieniem i zamknęła za sobą drzwi - Nawet nie będę pytać, czy przeczytałaś książki, które Ci dałam... Szukasz czegoś, czy ci się po prostu nudziło?

- W sumie jedno i drugie - westchnęła, przenosząc spojrzenie na kobietę ubraną w błękitną suknię - O, właśnie, może ty mi powiesz kim są Ròven Galadris, bo nie znalazłam o nich absolutnie żadnej informacji.

- Em... - oparła się o ścianę, zakładając ręce na siebie - Najpierw powinnam spytać skąd znasz to wyrażenie, bo pomimo, że jesteś w połowie Elfką, to wątpię, abyś dysponowała elfickim na takim poziomie. Potem poradzę, żebyś nie używała go na codzień, ponieważ Ròven Galadris to niezbyt ładne określenie na Leśne Elfy, które są w szczególności przewrażliwione na swoim punkcie. A na koniec powiem Ci, żebyś się zebrała i wyszła z tej tymczasowej biblioteki, którą tu urządziłaś.

- Oł... W zasadzie jestem niemal pewna, że takich słów użył posłaniec Kélrissy, więc...

- Elfy są dziwne - przerwała jej z uśmiechem - Bez urazy oczywiście. Jasne gryzą się z Leśnymi odkąd tylko pamiętam, bo te zabrały im bezprawnie ziemie, które należały do ojca Helmvalda. Król na Álfheimie jest tylko jeden, co nie podoba się Leśnym, które chcą stworzyć osobne państwo niezależne od Jasnych.

Prawdomówny Kłamca || Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz