Rozdział #122

2.6K 259 365
                                    

- Mogę już otworzyć oczy? Zaraz zabiję się na jakimś kamieniu lub drzewie.

- W tym lesie kamienie powinny być twoim najmniejszym zmartwieniem. Ale tak, możesz otworzyć.

Hestia niechętnie się uśmiechnęła i uniosła powieki, a przed nią ukazał się krajobraz pięknej, oświetlonej słońcem puszczy, pośrodku której przepływała szeroka rzeka. Na gałęziach drzew przesiadywały różnego rodzaju ptaki o barwnym upierzeniu, które śpiewem zagłuszały szum wody. Za jej plecami rozciągała się przypruszona śniegiem łąka prowadząca do klifu o niemal pionowej ścianie, z którego dostrzec można było panoramę całego Asgardu z odznaczającym się złotym zamkiem i mieniącym Bifrostem.

- Tu jest ślicznie - rozglądnęła się dookoła, podczas, gdy Eir podeszła w kierunku brzegu rzeki.

- A i owszem - uniosła kąciki ust i nachyliła się nad taflą wody.

Szatynka stanęła z boku i oparła się o drzewo, a blondynka w między czasie przeczesała dłonią włosy. Zanim jednak zdążyła się odsunąć od brzegu, spokojny nurt rzeki zaburzyły niewielkie fale o kolistym kształcie, z pomiędzy których wyłoniła się chwilę później czyjaś ręka. Hestia szybko zrobiła krok w stronę Eir, jednak zatrzymała się w połowie drogi, gdy dostrzegła, że ta wytworzyła wokół siebie jednym machnięciem dłoni turkusową barierę. Kiedy obydwie się odsunęły, z głębin mętnej wody dało się słyszeć dźwięki przypominające wysokie piski. Ustały one, gdy na wysokość klatki piersiowej, z rzeki wynurzyła się kobieca postać.

Hestia założyła ręce na siebie, a dziewczyna przetarła twarz dłońmi, pozbywając się spływających po niej kropel. Mokre, rude włosy przykleiły się do jej policzków i ramion, na których skóra emanowała niezdrowym, bladym i lekko zielonym kolorem. Najdziwniejsze jednak w jej wyglądzie, pomijając uszy przypominające połączenie tych należących do Elfów i płetw ryby, były oczy. Nie posiadały one w ogóle tęczówek i źrenic, a w zamian w całości były jasnoszare, o niemal białym środku.

- Cześć, Ianthe - Eir uśmiechnęła się przyjaźnie, wciąż jednak zachowując bezpieczną odległość od nurtu wody.

- Cześć, dwunogie - kobieta uniosła kąciki ust, ukazując rzędy białych zębów, przypominających kształtem szpilki - Nudzi wam się, czy szukacie kłopotów, że postanowiłyście tu przyjść? A może jedno i drugie?

Podpłynęła do brzegu i oparła się na zmarzniętej trawie dłońmi, kładąc na nich głowę. Przyglądnęła się blondynce, a po chwili utkwiła spojrzenie zamglonych oczu w szatynce, poprawiając zmoczone kosmyki włosów.

- Gdzie jest Loki? - spytała, jak gdyby wyrwana z lekkiego zamyślenia.

- Przecież tłumaczyłam wam, że zabicie księcia, to nie jest najmądrzejszy pomysł ze wszystkich - westchnęła Eir.

- Nie chcemy tego. Zabić możemy blondaska, ale Loki nam coś obiecał - syknęła i wpłynęła z powrotem pod wodę, uderzając o jej taflę zielonym ogonem, którego łuski mieniły się turkusową barwą.

- Niby co takiego? - blondynka rozłożyła ręce w pytającym geście.

- JEJ głowę - odrzuciła mokre włosy do tyłu, kiedy wynurzyła się i oparła na wyprostowanych rękach na brzegu - Tej, która wymordowała pół mojej rodziny i ostrzy sobie zęby na resztę z nas. Nic mnie nie obchodzi, że płynie w niej magiczna krew Lothieny i Helmvalda. Dobrze wiesz, że ląd nie będzie stanowił dla niej ochrony przez całą resztkę życia, która jej została.

Ianthe odepchnęła się od ziemi i zrobiła przewrót w tył, wpływając między fale ciemnej wody, pośród których blask jej ogona przestał być po chwili widoczny.

Prawdomówny Kłamca || Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz