"Bez tchu" - Jennifer Niven

35 3 4
                                    

7/10 

Data: 4.02.2021

Niezwykła historia wrażliwej dziewczyny, zdeterminowanej, by przeżyć odważnie swoje życie, gotowej na swój pierwszy raz, złamane serce, dramaty rodzinne – na wszystko.
Claudine kończy szkołę i z radością wkracza w dorosłe życie. Wtedy nagle jej rodzina przestaje istnieć, zamiast wymarzonej podróży z najlepszą przyjaciółką musi zgodzić się na wakacje na odległej wyspie u wybrzeży Georgii i z dnia na dzień pożegnać z przystojnym Wyattem. Claude nie jest jednak pierwszą młodą kobietą w rodzinie, która musi unieść więcej, niż planowała. Postanawia, że odtąd życie będzie się zmieniać pod jej dyktando, a przynajmniej respektować niektóre jej decyzje. Wkrótce dowie się, że gorąca wyspa ma swoje sekrety, burzliwą historię i deprymującą faunę. Ma też dla niej niespodzianki, w tym tę jedną, na którą nigdy nie jesteśmy gotowi.
Opowieść o miłości, dorastaniu do prawdy o sobie i o sile podnoszenia się z ziemi, nawet gdy ta usuwa się spod nóg. Historia dziewczyny, która uczy się pisać swoje życie i której nic już nie powstrzyma.

***

Kiedy dowiedziałam się, że Jennifer Niven wydaje kolejną książkę, wiedziałam, że po prostu muszę ją mieć. Zwłaszcza, że okładka „Bez tchu" jest śliczna i przykuwająca uwagę. Zabrałam się za czytanie tej książki z wielką ekscytacja i, no cóż, doznałam swojego rodzaju rozczarowania. Dlaczego? Przede wszystkim książka jest dość mocno monotematyczna: rozwód rodziców, przyjaźń i seks, a właściwie głównie seks. Claude – główna bohaterka, ma jakąś obsesję na punkcie seksu, wydaje jej się, że wszystkie problemy można rozwiązać zatracając się w pożądaniu. Choć rozumiem, że jest nastolatką i jej ciałem rządzą hormony, to jednak miałam wrażenie, że jest nimfomanką, choć jeszcze nie przeżyła swojego pierwszego razu. Zapewne też jej wiekiem mnożna wytłumaczyć melodramatyczne podejście do każdego problemu. Rozwód rodziców to na pewno poważna sprawa, jednak nie koniec świata. Ojciec nie postąpił w porządku, w dziewczynie gromadzi się wiele gniewu, ale według mnie zabrakło jakiejś większej konfrontacji między nią a ojcem. Claude to zdecydowanie bohaterka, z którą w żaden sposób nie potrafię się utożsamić. Dla mnie jej zachowania były dziwne i dość irracjonalne, zwłaszcza jeśli chodzi o chłopaków.

Miałam również wrażenie, że styl Niven w tej książce jest inny niż w poprzednich. Dość mocno uproszczony, w kółko powtarzała te same wyrażenia czy slogany, jak „znikająca podłoga" „miłość jest a potem jej nie ma" itp. Jakbym w kółko czytała to samo. Ponadto tym razem postawiła na narrację jednego bohatera, przez co naprawdę wszystko robiło się dość nudne i jak już wspomniałam wyżej – monotematyczne.

Owszem Jennifer Niven próbuje nam przekazać w tej książce kilka uniwersalnych, życiowych prawd, zadaje trudne pytania, ale całość jest jak dla mnie zbyt przygnębiająca. Zarówno „Podtrzymując wszechświat" jak i w „Wszystkie jasne miejsca" poruszają trudne tematy, ale w tych książkach była lekkość, a nawet swoiste poczucie humoru. No i zakończenie „Bez tchu" – zdecydowanie nie takie, jak lubię.

A do tego dość oklepany wątek żółwi składających jaja...

Ja czuję niedosyt po lekturze „Bez tchu". Być może, gdyby to była moja pierwsza książka tej autorki, byłabym bardziej zachwycona. I tak zawyżam nieco ocenę ze względu na to, że to Niven to jedna z moich ulubionych autorek oraz dlatego, że sama przyznała, że książka jest dla niej bardzo ważna i zawarła w niej wiele elementów z jej życia osobistego, jak rozwód rodziców czy postać Jeremiasza (co ciekawe inspirowała się prawdziwym facetem, którego poznała podczas pisania „Bez tchu" i który jest obecnie jej mężem ;)).

Dla każdego fana Niven to na pewno lektura obowiązkowa, ja tymczasem czekam na jej kolejne książki. 

Recenzje CzarownicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz