3/10
Data: 18.03.2021
Caro Kerber-Murphy myśli o sobie jako introwertycznym nerdzie zakochanym w świecie fizyki. I tylko gdy jej ojcowie smacznie śpią, włącza cichutko komedie romantyczne, marząc o idealnej miłości łączącej ją z Harukim – chłopakiem, w którym jest bez wzajemności od dawna zakochana. Jak jednak zwrócić uwagę chłopaka, gdy nikt, absolutnie nikt, z wyjątkiem dwóch oddanych przyjaciółek i ukochanych ojców, jej nie zauważa? Na szczęście Caro w porę dowiaduje się o przełomowym odkryciu naukowym, które może
pomóc jej w rozwiązaniu problemu.
Jaki wpływ na jej przyjaźń będzie miało tajemnicze odkrycie? Czy Caro w końcu uda się odnaleźć pewność siebie i dostrzec swoje piękno?
"Zauroczona, zwariowana, zakochana" – zabawna, urocza i niebanalna powieść dla młodzieży o współczesnym dojrzewaniu, poszukiwaniu siebie i – oczywiście -miłości!
Laura Steven, w błyskotliwy i prześmieszny sposób zgłębia świat kompleksów współczesnych nastolatek.***
Ostrzegam, że niniejsza recenzja zawiera spoilery.
Główną moją myślą podczas czytania książki „Zauroczona, zwariowana, zakochana", było to, że główna bohaterka Caro ma syndrom rodem z „The Duff [#ta brzydka i gruba]", czyli standardowo Caro ma dwie przyjaciółki, przy których czuje się brzydka (może niekoniecznie gruba) i nie rozumie czemu one się z nią przyjaźnią. Ponad to podkochuje się w przystojnym i bogatym Haruko, który nie zwraca na nią zupełnie uwagi. Z tego powodu dziewczyna zamawia w internecie tabletki wzmacniające działanie hormonów pożądania. I tu niestety książka zalatuje odrobinie fantastyką, ponieważ nikt, nawet sama bohaterka nie wie na jakiej zasadzie działają owe tabletki (zapewne tak jak wymyśliła to autorka). Na pewno działają na całą płeć przeciwną w tym Harukiego, a także na niektóre osoby płci żeńskiej, a nawet na psa (ale tylko psa Caro, to nie tak, że zlatują się do niej wszystkie zwierzęta z dzielnicy). Wpływ tabletek jest tak silny, że gdy dziewczyna bierze dwie dawki, to cała drużyna szkolna podczas meczu doświadcza zbiorowego wzwodu i omal nie rzuca się na Caro.
Caro udaje się osiągnąć upragniony cel, zaczyna spotykać się z Harukim, jednak podczas jej wszystkich perypetii dociera do niej, że tak naprawdę kocha kogoś innego (a raczej - też kocha). I tu niestety spojler – bo miłością Caro jest Keiko, jej najlepsza przyjaciółka lesbijka. I to by było na tyle historii. Wszystko to jest wciśnięte w dość schematyczne prowadzenie fabuły. Nawet Keiko to taki badboy w spódnicy, oczywiście jest piękna, enigmatyczna, zjawiskowa, a do tego, jak sama bohaterka to stwierdziła, odkąd Keiko zrozumiała, że jest homoseksualna, zalicza panienki jedną po drugiej.
Niestety nie przypadł mi do gustu również styl Laura Steven. Jak dla mnie był strasznie drętwy, a dialogi sztuczne i wymuszone, zwłaszcza te między Caro a jej ojcami. Nawet przekleństwa autorka wciskała wszędzie jakby na siłę, żeby było cool.
Nie podobał mi się też wątek przeszłości Caro, wciśnięty w jedno krótki wyjaśnienie, które zaserwował jej jeden z ojców. No i wreszcie motyw ojców Caro. Naprawdę starałam się patrzeć na książkę otwartym umysłem. Ba, chyba właśnie dzięki temu nie podobało mi się np. nazywania ich tata 1 i tata 2, tak jakby nadawało to im jakiejś ważności, albo miało odpowiadać pojęciom mama/tata? Kurcze, serio nie mogła mówić im po imieniu, np. tata Robert. Był jedynie Vati a nawet nie wiem co to miało oznaczać – jakieś słówko z niemieckiego (te niemieckie wtrącenia też były sztuczne). Do tego jeden z tatusiów był bardzo zasadniczy i moralizatorski, z kolei drugi uczył Caro na marchewce w kształcie penisa, jak prawidłowo założyć prezerwatywę, albo wysyłał jej filmik, jak wali konia pietruszce (serio – rodzic dziecku). Nie wiem, czy autorka na siłę chciała pokazać, że homoseksualni rodzice są tacy cool i wyluzowani?
Jestem bardzo zła, zła, że nigdzie w opisie polskim nie ma wzmianki o tym, że książka porusza taką a nie inną tematykę, zła, że zmarnowałam na nią czas, zła, że dałam się skusić na śliczną okładkę, a raczej nie zabawi ona długo na mojej półce.
Nie wiem skąd opis na książce: „Laura Steven, w błyskotliwy i prześmieszny sposób zgłębia świat kompleksów współczesnych nastolatek". Nie wiem, z której strony ta książka jest błyskotliwa? Bo bohaterka analizuje wszystko do znudzenia i kilka razy pojawia się pojęcie „teorii strun" (o której chyba słyszał każdy) oraz o ciemnej materii? I na pewno książka ta nie jest zabawna. Ani razu mnie nie rozśmieszyła, a na pewno nie grupowym wzwodem, żenującymi tekstami ojców Caro albo tym jak pies „gwałcił" nogę Caro pod wpływem zażywanych przez nią tabletkami. Zamiast mnie rozbawić, ja niestety miejscami czułam się mocno zniesmaczona.
![](https://img.wattpad.com/cover/146548320-288-k212078.jpg)
CZYTASZ
Recenzje Czarownicy
De TodoProjekt, który zawiera subiektywne recenzje książek. Co warto przeczytać , żeby poszerzyć swoje horyzonty i poczuć inspirację oraz czego nie czytać, żeby nie zmarnować swojego drogocennego czasu. Zawieram tu recenzje przeczytanych ostatnio książek. ...