4/10
11.02.2021
Co pomyśli twój najlepszy przyjaciel z dzieciństwa, z którym łączą cię już tylko wspomnienia, gdy on nagle zjawia się po dziesięciu latach rozłąki, a ty stoisz przed domem z dwuletnim chłopcem przytulonym do nogi?
Lena, została samotną matką w wieku szesnastu lat i postanowiła nigdy nie wyjawiać prawdy o tym, kim jest ojciec jej synka. Zamknięta w sobie, odizolowana od rówieśników, poraniona przez wydarzenia z przeszłości każdego dnia uczy się być lepsza nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla swojego dziecka.
Alan od urodzenia był skazany na sukces. Bogaci rodzice, najlepsze szkoły, luksusowe życie w wielkim mieście stanowiły jego codzienność. Spełniał swoje kolejne marzenia bez większego trudu. Wszystko posypało się jak domek z kart, gdy zakończył czteroletni związek z dziewczyną, nakrywając ją na zdradzie.
Czy Lena, mimo zadanych w przeszłości ran, dopuści do siebie choć odrobinę miłości? Czy Alan pozna jej tajemnicę i poradzi sobie z demonami, które zostawił w wielkim mieście? Czy sama chęć wystarczy, żeby wszystko się ułożyło? Czy dom pod lasem to jedyne takie miejsce, w którym wszyscy będą szczęśliwi?
***
„Jedyne takie miejsce" kupiłam od razu po przeczytaniu „Najcenniejszego podarunku", który mnie zauroczył. Jednak po rozczarowaniu jakim była „Gwiazdka pełna życzeń", z wahaniem sięgnęłam po kolejną książkę Klaudii Bianek. No ale co, już stała na półce, to trzeba było przeczytać. I już od pierwszych stron wiedziałam, że niestety, ale bliżej tej książce do „Gwiazdki..." niż do „Najcenniejszego...". „Jedyne takie miejsce" wieje straszną nudą, zwłaszcza pierwsze 80% książki, a co najgorsze jest tak cukierkowata, polukrowana i beznamiętna, że musiałam tę słodycz zagryzać śledzikiem. Już to nie raz powtarzałam, ja nie szukam w książkach dramatów czy ekscesów, ale kurczę nie popadajmy w skrajność w drugą stronę. Po pierwsze w tej książce wszystko jest czarno-białe (może z wyjątkiem Alana, który raz jest ideałem, a raz dupkiem) i wszędzie wciśnięty jest moralizatorski przekaz. A po drugie autorka wszystko od razu wykłada nam na czytelniczej tacy. Nie daje nam możliwości ocenienia bohaterów czy też pewnych sytuacji. Od razu sugeruje nam, że babcia Leny to dobroduszna kobitka, ale gdy potrzeba to pokaże pazur i lepiej z nią nie zadzierać, ale dowiadujemy się tego z narracji Leny, natomiast nie mamy okazji poznać babci z tej strony (tu za przykład mogę podać idealną postać takiej babci w „Kronice pechowych wypadków" Szarańskiej). Natomiast synek Lenki to rezolutny, niezwykle inteligentny i rozwinięty dwulatek, nad którym wszyscy się wręcz rozpływają. Przez dwie strony mamy opis spaceru głównych bohaterów z dzieciakiem , podczas którego śpiewają piosenkę „Pieski małe dwa"... (kto nie zna może się nawet nauczyć tekstu). I jeszcze scena, gdzie dwulatek łamie rękę – jest do bólu absurdalna. Po pierwsze nie tak łatwo dochodzi do dziecka do złamania, takie maluchy są dość elastyczne, a tu dziecko spada z łóżka (chyba), dochodzi do złamania ręki w dwóch miejscach! – bardzo poważne prawda? Nie na tyle, żeby dziecko musiała zostać w szpitalu, przejść operację etc. Nie ma też w dalszej części słowa, że maluch narzeka na ból ręki czy gips, nie podawane mu są żadne leki. Miałam wrażenie, że autorka wymyśla pewne sytuacje nie mając o nich pojęcia (i chyba nie miała, bo autorka jest młoda i dopiero teraz została mamą).
Ponad to praktycznie w od razu poznajemy cała historię Alana i jego złamanego serca. Praktycznie jedyną tajemnicą, która każe nam czytać tę książkę to jest kwestia tego, kto jest ojcem syna Leny, ale nie ma tu jakiegoś wielkiego zaskoczenia. Mężczyzna ten pojawia się niemalże znikąd i od razu wiadomo, że to on. A do tego, gdy ta tajemnica wychodzi na jaw. Alan zachowuje się jak skończony dupek. I tu właśnie zaznaczę, że nawet tych bohaterów jakoś nie specjalnie umiałam polubić, bo byli po prostu nijacy lub skrajni. Schematyczności książki nawet nie będę tu wytykać.
Na pewno plusem książki są opisy pocałunku czy bliskości między bohaterami, tu naprawdę szacun dla autorki, ale poza tym to jej styl jest jak dla mnie zbyt „poprawny", patetyczny, a dialogi sztuczne i sztywne.
Dużo by tu jeszcze o tym pisać, co mi się w tej historii nie podobało, ale szkoda mojego i Waszego czasu. Wiem, jedno: to raczej ostatnia książka Klaudii Bianek po jaką sięgnęłam, bo wynudziłam się niemiłosiernie. Absolutnie nie mam pojęcia, jakim cudem wygrała ona konkurs organizowany przez We need YA (drogie wydawnictwo, jest tylko ciekawych książek debiutujących pisarzy, którym nawet nie dajecie szansy). I nie mówię, że ta książka nie ma prawa bytu, albo że nie może się komuś podobać. Na pewno znajdzie swoich zwolenników, może wśród młodszych czytelników, ale nie okrzyknęłam bym ją książką New Adult roku.
CZYTASZ
Recenzje Czarownicy
RandomProjekt, który zawiera subiektywne recenzje książek. Co warto przeczytać , żeby poszerzyć swoje horyzonty i poczuć inspirację oraz czego nie czytać, żeby nie zmarnować swojego drogocennego czasu. Zawieram tu recenzje przeczytanych ostatnio książek. ...