"Jego banan" - Penelope Bloom

201 11 5
                                    

6/10

Data: 03.05.2019

"Mój szef lubi jasne zasady, jednej z nich nikt nie śmie złamać...
Chodzi o jego banana.
Poważnie. Facet jest uzależniony od potasu.
Oczywiście, to ja po niego nieopatrznie sięgnęłam.
Technicznie rzecz ujmując, wsadziłam go sobie do ust.
Co więcej przeżułam... a nawet połknęłam.
Taaak, wiem. Niedobra, niedobra dziewczynka.
I wtedy go zobaczyłam. Wierzcie mi lub nie, ale to, że właśnie dławiłam się jego bananem, raczej nie zrobiło na nim najlepszego wrażenia.

Zacznijmy jednak od początku. Zanim miałam czelność sięgnąć po należącego do milionera banana, dostałam swoje pierwsze ważne zlecenie jako reporterka. I wyjątkowo nie było to jak zwykle byle jakie zadanie, wyskrobki z dna garnka, których nikt nie chciał. Nic w stylu przepytywania śmieciarza o jego ulubione rejony miasta, czy pisania o wielkiej wadze zbierania psich kup z trawników i placów.

Nie. Nic z powyższych, dziękuję bardzo.
To był prawdziwy przełom w mojej karierze. Szansa, by udowodnić, że nie jestem żadną nieudolną, niezdarną, przyciągającą pecha, chodzącą katastrofą. Wchodziłam w środowisko biznesowe – miałam zinfiltrować Galleon Enterprises, by potwierdzić zarzuty o korupcję.

Tu wchodzi podkład muzyczny z Jamesa Bonda.

Wreszcie byłam na właściwym miejscu. Jedyne, co musiałam zrobić, to zdobyć posadę stażystki i zdemaskować Bruce'a Chambersona.

Starając się nie zwracać uwagi na to, że facet wygląda jak wyrzeźbiony w płynnym kobiecym pożądaniu, a inni mężczyźni po prostu muszą przy nim kwestionować swoją seksualność. To się musiało udać. Bez żadnych katastrof. Zero fuszerki. Weź się w garść, skup się! – na mniej niż godzinkę.

Przenieśmy się teraz do sali konferencyjnej. To tutaj znajdziecie mnie przed tą doniosłą, kluczową dla mojej kariery rozmową. Z bananem w dłoni. Podpisanym JEGO imieniem. Już za chwilkę on pojawi się w drzwiach i zobaczy mnie ze zdradzieckim żółtym dowodem mojej winy. A kilka sekund później zdecyduje się... mnie zatrudnić.

Tak, wiem. Ja też nie uznałam tego za dobry znak."

***

Chyba nie muszę tłumaczyć, że książka „Jego banan" przyciągnęła moją uwagę zarówno tytułem, okładką, ale również i opisem. Choć nie spodziewałam się żadnych rewelacji, to nie żałuję, że po nią sięgnęłam, ale muszę przyznać, że liczyłam na nieco ambitniejszą historię.

Przede wszystkim, bardzo podobał mi się humor zawarty w książce i ciągłe, zabawne odniesienia do tytułowego banana. Polubiłam główną, niezdarną i pechową bohaterkę, a także przystojnego i pedantycznego Bruce'a. Jeśli chodzi o fabułę to nie była ona skomplikowana, ale też nie była banalna i szablonowa, choć może przeczytałam w życiu za mało tego typu książek, żeby wypowiadać się w tym temacie. Zawiodłam się na sposobie, w jaki Natasha przepraszała Bruce'a za swoje kłamstwo, bo tutaj liczyłam właśnie na odrobinę poważniejszy sposób do sprawy, i dziewczyna mogła napisać jakiś dobry artykuł na temat Bruce'a i jego firmy, zamiast dziecinnie wystawać pod jego domem.

Książka ta utwierdziła mnie w przekonaniu, że jednak nie lubię czytać erotyków . Ogromnym zgrzytem w całej historii były sceny łóżkowe, jak dla mnie zbyt wulgarne. Pewnie miłośnikom tego gatunku by się podobały, ale ja nie wyobrażam sobie, żeby facet mówił do mnie w ten sposób, jak Bruce do Natashy podczas pierwszego, czy drugiego zbliżenia. Jak dla mnie książka byłaby o wiele lepsza, gdyby nie wątek erotyczny.

Jedno jest pewne, już nigdy nie przejdę obok słowa „banan" obojętnie. 

Recenzje CzarownicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz