8/10
Data: 20.01.2022
Genialne poczucie humoru w świecie science fiction!
Rok 1916, front zachodni. Szeregowy Percy Blakeney budzi się, leżąc w świeżej, bujnej trawie. Słyszy głosy ptaków i szum wiatru wśród drzew. Co się stało z błotem, krwią i pooranym pociskami krajobrazem ziemi niczyjej? A skoro już o tym mowa, co się stało z Percym?
Rok 2015, Madison, stan Wisconsin, USA. Policjantka Jessica Jansson bada spalony dom unikającego ludzi naukowca, który zniknął bez śladu. Przeszukując pogorzelisko, znajduje niezwykły przedmiot: pudełko mieszczące w sobie kilka prostych obwodów, trójpozycyjny przełącznik oraz... ziemniak. To prototyp wynalazku, który na zawsze zmieni sposób, w jaki ludzkość widzi świat.
„Długa Ziemia" to pierwsza powieść powstała w wyniku współpracy twórcy Świata Dysku Terry'ego Pratchetta ze znanym autorem science fiction Stephenem Baxterem. Opowieść przenosi czytelników na krańce Ziemi i o wiele dalej. Wystarczy jeden krok...***
Seria „Długa ziemia" to jedyne książki Terry'ego Pratchetta, których nie czytałam (nie licząc „Dobrego omenu", którego nigdy nie byłam wstanie skończyć). Trochę obawiałam się tego duetu. Chyba wolę Pratchetta solo. Na szczęście niepotrzebnie, bo książka mi się podobała i była naprawdę ciekawa, ale... No właśnie ale. Panowie mieli rewelacyjny pomysł na historię. Równoległe światy, bliźniaczo podobne do naszego, ale nie zasiedlone przez inne istoty tak rozwinięte jak ludzie, tworzące tzw. Długą ziemię. I nagle ludzie odkrywają możliwość przeskakiwania przez te światy, co otwiera wiele możliwości, ale i stwarza poważne problemy i to nie tylko na tych nowych światach ale i na Ziemi Podstawowej. Można przekraczać na wschód i na zachód. Można zabrać ze sobą wszystko, oprócz żelaza, które jakby nie było jest istotnym elementem życia człowieka. Z jednej strony cofa ludzkość i cywilizację do czasów dzikiego zachodu, z drugiej daje wolność i możliwość rozładowania już i tak przeładowanego świata. Jednak doprowadza też do podziałów na ludzi, którzy mogą przekraczać, ale potrzebują do tego krokerów, na tych co przekraczają naturalnie oraz ludzi, którzy nie mogą przekraczać wcale... Do tego wszystkiego dochodzi Lobsang – jednostka SI uznana prawnie za człowieka. Lobsang zabiera naszego głównego bohatera Joshuę w podróż sterowcem przez Długą Ziemię w celu odkrycia nowych światów, stworzeń, a może i czegoś więcej. Cały pomysł na Długą Ziemię uważam za rewelacyjny i taki bardzo pratchettowski. Styl autorów jest również przyjemny, lekki i niewymuszony. Mamy tu także typowy humor Pratchetta (krokery zasilane ziemniakiem, ale nazywanie spotkanych stworzeń trollami i elfami), jest wiele ciekawych wtrąceń naukowych, filozoficznych, religijnych czy socjologicznych. Książka rozwija się powoli wprowadzając nas w Długą Ziemię, pokazując różne zachowania różnych ludzi na to, co daje taki świat. Jednak w pewnym momencie panowie popłynęli, a historia zrobiła się bardziej taką dyskusją dwóch inteligentnych ludzi, którzy zaczęli filozofować „co było gdyby" i odniosłam wrażenie, że Lobsang i Joshua byli takim odzwierciedleniem Pratchetta i Baxtera (choć trudno określić kto był kim, obstawiam, że Pratchett Joshuą). I niestety w pewnym momencie zawiało nudą, a ja musiałam zmuszać się do czytania. Po prosu za bardzo to rozciągnęli. Mimo wszystko polecam tę książkę, zwłaszcza fanom Terry'ego Pratchetta, dla nich to chyba pozycja obowiązkowa i przypomina nieco „Naukę Świata Dysku". Aczkolwiek nie jest to łatwa lektura na dwa trzy wieczory i zmusza do myślenia, a mi pozwoliła trochę na odkurzenie mojego ścisłego umysłu J Po kolejne tomy na pewno sięgnę, ale może nie od razu.
CZYTASZ
Recenzje Czarownicy
RandomProjekt, który zawiera subiektywne recenzje książek. Co warto przeczytać , żeby poszerzyć swoje horyzonty i poczuć inspirację oraz czego nie czytać, żeby nie zmarnować swojego drogocennego czasu. Zawieram tu recenzje przeczytanych ostatnio książek. ...