Rozdział 122

41 8 1
                                    

Powietrze znacząco się ochłodziło, a niebo przybrało rozmaite kolory, od fioletów po żółcie. Słońce zachodziło. Zgodnie z planem powinni już być w drodze, ale z tego, co zrozumiała z bełkotu Lukasa, nastąpiły drobne komplikacje. Tak czy siak, wyruszą najpóźniej ze wschodem księżyca.

Żołądek miała ściśnięty z niepokoju, ale serce zapełnione płynną słodyczą. Aria spała zwinięta w kulkę i przytulała własny ogon. Wprost nie mogła zdobyć się na to, by ją obudzić.

- Kasamia, widziałaś Estera? – Burza wbiegła do jaskini... jak burza. Włosy miała w nieładzie, oczy rozbiegane i nie potrafiła ustać w miejscu. Nawet gdy czekała, chodziła i ciągle coś przestawiała.

- Mamo? – usłyszała. Aria usiadła, pocierając oczka. – To już?

- Tak, skarbie, zbieramy się.

- Ale musimy?

- Niestety – odparła, a zwracając się do Burzy, dodała: – Jakoś ma siebie nie wpadliśmy. Czemu?

- Bez znaczenia. Jadłyście już?

- Ja przed chwilą, Aria przed snem.

- To niech coś jeszcze przekąsi. Bądźcie gotowe za pół godziny. Najpóźniej – rzuciła przez ramię.

- Zaczekaj! – zawołała. – Wiem, że masz dużo na głowie, ale... ja naprawdę muszę wiedzieć, co się wtedy stało. Proszę. A wiesz przecież, jak rzadko to robię.

Burza się zawahała.

W tym samym czasie, córka podeszła do Kasamii z zapinaną na guziki bluzą. Nie spuszczając wzroku z dziewczyny brata, matka pomogła jej się ubrać.

- Ja... chciałabym, ale naprawdę nie mam teraz czasu.

- Ale po drodze nie będziemy miały jak, a później się rozdzielamy!

- Kasamia... – Burza bezradnie westchnęła. Zamierzała coś dodać, ale nagle skupiła wzrok na punkcie za jej plecami. Podbiegła i sięgnęła w tamtym kierunku. – Ja też mam mnóstwo pytań i nie myśl, że nie jestem ciekawa, ale... jedno muszę wyznać. Uratowanie Arii to nie wyłącznie moja zasługa. Był tam Dympir, który cię znał – mówiąc, wepchnęła jej w dłonie kamień. – Powiedział, że nazywa się Koszmar. Próbował przeciwstawić się Wiatru, ale nie potrafił. Tyle z niego zostało.

Kasamia bliżej przyjrzała się przedmiotowi w dłoniach – to nie był byle kamień, ale misternie wyrzeźbione serce. Przejechała palcami po widocznych żyłach.

- On... on to sobie zrobił? – wydusiła, wstrząśnięta.

Burza skinęła głową.

Kasamia zakryła usta. Nienawidziła go; chciała o nim zapomnieć, bo nie potrafiła oddzielić jego imienia od śmierci córki, a on... on się poświęcił. Jej Koszmarek się poświęcił!

Kasamia oparła czoło o jego zimne serce i zapłakała na nim.

- Mamo? – zaniepokoiła się Aria.

- Bardzo mi przykro, Kas, czy on... był dla ciebie kimś ważnym?

Kimś ważnym? KIMŚ WAŻNYM? Był... – Ciężko było powiedzieć kim w ogóle był. Zachowywał się jak zwierzak, choć niekiedy był mądrzejszy od niej. Był szpiegiem, który meldował o wszystkim jej wrogowi, ale i powiernikiem, który na jej prośbę przeprowadził atak.

Był przyjacielem.

Ich wspólne wspomnienia przemykały jej za zamkniętymi powiekami. Widziała go oczami wyobraźni i nie mogła przestać płakać. Próbowała wziąć się w garść, ale próby spotęgowały jej smutek i zaczęła wyć.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz