W końcu mieliśmy koniec roku i ostatni miesiąc do porodu. Praktycznie wszystko było gotowe i nie mogliśmy się doczekać bliźniaków, a ja szczególnie, bo ledwo dawałam radę. Przespane noce, czy choćby dzień to coś, o czym mogłam już tylko pomarzyć. Bolało mnie dosłownie wszystko, a gdy dzieci się rozpychały płakałam i wyłam jak wilk do księżyca.
- Skarbie zostaw wszystko i połóż się na kanapę.
- Jeongguk ja już nie mogę nawet siedzieć...
- Moje maleństwo...
Narzeczony objął mnie ramionami i przytulił do siebie.
- Skarbie jeszcze tylko miesiąc. Teraz już cały czas będę przy Tobie.
...
Goście zaczynali się schodzić, bo urządziliśmy u siebie Sylwestra w stylu Europejskim. Byli z nami sami najbliżsi, ale to właśnie z nimi chcieliśmy wejść w Nowy Rok. Nie czułam się dzisiaj najlepiej, ale wczoraj miałam badania i wszystko było w porządku, wiec nie chciałam nic odwoływać. Nie martwiłam Jeongguka, bo teraz z dnia na dzień czułam się coraz gorzej i mimo wszystko musiałam przetrwać jeszcze ostatni miesiąc.
Leżałyśmy z Hana na kanapie, kiedy chłopcy uwijali się jak mrówki. Patrzyłyśmy z boku zadowolone z tego, jak nad nami skaczą. Martin wciąż naciskał na dziewczynę, żeby spróbowali być razem jednak ta wciąż się opierała. Koniec końców nie martwiłam się tym, bo widziałam, jak zaczyna się powoli uginać. Zdecydowali, że zrobią testy genetyczne, gdy dziecko się urodzi, ale Hana nie wiedziała, co zrobi, gdy ono nie będzie Martina. Wspominała, że w razie czego poradzi sobie sama i nie chce komplikować życia tamtemu facetowi. Ja natomiast widziałam, że Martin już nakręcił się tak bardzo, że prawdopodobnie będzie w stanie wychować to dziecko jak swoje.
Wszyscy dobrze się bawili. Alkohol co niektórym zaczynał wchodzić mocno. Przyszła chwilą ciszy, gdy wspomnieliśmy Hobiego i Yoongiego których nie było już z nami oraz Namjoona który zerwał kontakty i wyjechał do Stanów razem z siostrą. Hwang w dalszym ciągu nie powiedział synowi o chorobie, bo ich relacje stanęły w miejscu.
Brunet poświęcał mi cały wolny czas i nie miał kiedy zająć się sprawą rodzinną. Mama znowu zbliżyła się do Hwanga co chyba udało mi się już przegryźć. Firma rozwijała się w dalszym ciągu, a współpraca Jeongguka i Martina okazała się być sukcesem.
Jednym słowem rok kończyliśmy całkiem dobrze, bo wszystko wracało do normy.
...
Dochodziła powoli północ, a ja czułam się coraz gorzej i po toaście zamierzałam pójść się położyć.
- Skarbie widzę, że źle się czujesz. Możemy to skończyć, wszyscy zrozumieją...
- Nie żartuj sobie Jeongguk nie zamierzam psuć ludziom zabawy lekkimi skurczami.
- Skurczami!? O czym Ty mówisz Mia?
- Uspokój się kochanie. Przecież byłam wczoraj u lekarza i jest wszystko w porządku. Nie mówiłam Ci i przepraszam, ale lekarka chce bym w środę pojawiła się w szpitalu, gdzie zostawi mnie na dobę.
- Co!? Dlaczego?
- Na obserwacje...
- Po co?
- Ponieważ zaczęły pojawiać się lekkie skurcze na KTG.
- Nie powinna zatrzymać Cię od razu?
- Nie, mówi, że przed porodem jest to całkiem normalne. Wiesz, że pojawiały się u mnie już wcześniej.
- Mia nie podoba mi się ta sytuacja.
Uspokoiłam bruneta, zapewniając, że jest w porządku i wróciliśmy do gości. Odczuwałam dziwne parcie w podbrzuszu, ale właśnie wznosiliśmy toast, składając sobie nawzajem życzenia. Było naprawdę rodziennie i ciepło jednak pożegnałam wszystkich i brunet odprowadził mnie do sypialni. Krzyż bardzo mnie bolał i poprosiłam Jeongguka, żeby chwilę rozmasował mi miejsce bólu. Powoli weszłam na łóżko i ułożyłam się na boku, przymykając oczy.
- Skarbie jedźmy do szpitala. Proszę...
Sama zaczynałam panikować, bo nie czułam się jak zwykle, a ból, jakby się nasilał.
- Jeongguk chyba faktycznie musimy.
- Skarbie, ale mamy jeszcze miesiąc do porodu, wytrzymasz prawda?
Widziałam panikę i strach w jego oczach, a nie tego teraz było mi trzeba. Brunet oderwał się ode mnie i wybiegł do salonu, gdzie stworzył totalny chaos wokół mnie. Wszyscy się zbiegli, ale Jin ogarnął sytuację. Uspokoił towarzystwo każąc im wyjść i potrząsnął ciemnokoiem, żeby wziął się w garść. W pewnym momencie poczułam duży ból, przez który zaniemówiłam.
- Mia?
- Jeongguk szpital !
- Rodzisz !?
- Nie wiem !
Jin-Uspokójcie się do cholery oboje ! Młody przynieść rzeczy Mii, bo musi się ubrać, a ja zabiorę jej torebkę.
Pokierowałam bruneta, gdzie mam torebkę i telefon, kiedy znów złapał mnie ból. Teraz byłam przekonana, że poród się zaczął. Ledwo zaczęłam trzydziesty czwarty tydzień ciąży i mimo tego, że lekarka wspominała, że w ósmym miesiącu mogę zacząć rodzic to dla dzieci lepiej, żeby dojrzały w łonie matki niż inkubatorze.
- Jeongguk zaczęło się...
Z moich oczu popłyneły łzy, a ten podbiegł do łóżka, łapiąc moją dłoń.
- Mia jesteś pewna ?! Mam dzwonić po karetkę ?
Jin-Ja zadzwonię.
Ciemnooki objął mnie ramieniem, gdy nadchodził kolejny skurcz.
Jin-Masz regularne skurcze?
Byłam oszołomiona i wypuszczałam uchem to, co działo się w tle.
- Daj ten telefon.
Jeongguk przejął słuchawkę i odpowiadał na pytania. Pogotowie musiało przyjechać, ponieważ ciąża bliźniacza należy do ryzykownych i nie mogliśmy dojechać sami. Robiliśmy wszystko, czego nauczyłam się w szkole rodzenia i podczas czekania na pogotowie powiadomiliśmy naszą lekarkę, która miała przygotować sale na cesarskie cięcie.
- Pomóż mi zejść.
Czułam napieranie w dole podbrzusza i kolejne skurcze, które zaczęły być regularne. Byłam w mieszkaniu pełnym ludzi, ale żadno z nich nie wiedziało, co robić. Nachyliłam się przy łóżku, podpierając się na przedramionach, a brunet masował mój krzyż, który tak strasznie bolał. Nie miałam siły krzyczeć, czy płakać. Zaciskałam tylko oczy z każdym kolejnym skurczem, który nabierał na sile.
- Skarbie dasz radę, pogotowie zaraz będzie.
- Co jak nie zdążymy?
Hana - Zdążycie, nawet nie myśl inaczej i jeszcze dzisiaj zobaczysz swoje dzieci...
Nagle poczułam małe pęknięcie i ciepło w kroczu. Spojrzałam w dół, gdzie poczułam jak wszystko robi się mokre.
- Wody mi odeszły...
Martin-Co!?
- Kurwa, gdzie ta karetka!Znów zaczęła się panika, bo czas uciekał, a ja rodziłam.
- Skarbie oddychaj i nie stresuj się, proszę.
...
W końcu doczekaliśmy się pogotowia i lekarza który najpierw musiał mnie przebadać i sprawdzić tętno dzieci.
Lekarz-Rozwarcie na sześć centymetrów...
-Jedziemy natychmiast.- Jak to, przecież wszystko zaczęło się niedawno
-Dobrze pan ją zbadał ?Wywróciłam oczami i scisnełam jego rękę.
Lekarz-Pani jest pierworódką ale poród postępuje błyskawicznie i musimy jak najszybciej dotrzeć do szpitala.
- Proszę jednak nastawić się na poród naturalny, bo na cesarskie cięcie możemy nie zdążyć...Oboje spojrzeliśmy przerażeni na siebie. Ratownicy przełożyli mnie na noszę, skurcze były coraz mocniejsze, wody wciąż się sączyły,a do szpitala jeszcze nie dotarliśmy.
CZYTASZ
Przewrotny los...
FanfictionDwoje nieznajomych spotyka się na imprezie, gdzie po dobrej zabawie lądują w łóżku w pobliskim hotelu. Mia po wspólnej nocy wychodzi po cichu, zostawiając mężczyznę w pokoju, kiedy po namyśle chce wrócić, żeby móc się z nim bliżej poznać okazuje się...