-Zadzwoniłam po chłopaków i dojadą w przeciągu półtorej godziny.
- Mia... miałaś odpocząć od Jeona, a nie go ściągać do klubu...
- Chciałaś, żebym się dobrze bawiła, prawda ?
- Tak...
- No właśnie. Tylko z nim mogę się dobrze bawić.
Brunetka wywróciła oczami jednak w końcu odpuściła, a reszta dziewczyn ucieszyła się na męskie towarzystwo.
Wyszłam w końcu z klubu, przebierając z nogi na nogę. Jeongguk napisał SMS-a godzinę temu, że pojawia się najpóźniej w przeciągu pół godziny, a ich dalej nie było. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale do żadnego z nich nie mogłam się dodzwonić co zaczynało mnie mocno niepokoić. Postanowiłam dać im jeszcze dwadzieścia minut.
...
- Mia Zwariowałaś totalnie, żeby wychodzi z imprezy i wracać do domu tylko dlatego, se Twój facet najwyraźniej zapił...
- Hana mam złe przeczucia...
- Mia... Przestań. Zepsułaś nam cały wieczór...
-Zostań. Wrócę do domu sama.
-Żeby JK łeb mi ukręcił ? Podziękuję...
-Hana...
Dziewczyna była na mnie zła jednak ja wiedziałam, że musi być powód tego, że nie odbierają.
...
Milczałyśmy, stojąc w korku.
- Dlaczego stoimy tak długo?
Kierowca - Przeszło godzinę temu doszło tu do dużego wypadku samochodowego. Właśnie wracałem z kursu, gdy naliczyłem czternaście karetek i pięć czarnych worków na ulicy. Przerażający widok...
Przez moje ciało przeszedł dreszcz, a gardło się zacisnęło, aż czułam ból. Zaczęłam się modlić w myślach, żeby chłopcy siedzieli w mieszkaniu. Błagałam, żeby było nawet całe zarzygane, ale żeby tylko byli na miejscu.
Hana spojrzała na mnie i już wiedziała, co myślę. Złapała moją dłoń i zaczęła kręcić głową.
- Mia nawet o tym nie myśl. Być może poszli gdzieś po drodze i właśnie wchodzą do klubu, z którego my wyszłyśmy.
Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Rzuciłam się na niego, żeby odebrać jak najszybciej. Na wyświetlaczu widziałam numer Jeongguka, na co od razu odebrałam i przyłożyłam urzadzenie do ucha.
- Jeongguk do cholery, gdzie Ty jesteś!
W słuchawce słyszałam ciszę.
- Kochanie odezwij się !
- Dzień dobry. Dzwonie ze szpitala Inie University Seul. Kim jest pani dla właściciela telefonu ?
Moje serce biło jak szalone, a ciało pobladło. Strach w tym momencie był tak wielki, że nawet nie umiem go opisać.
- Narzeczoną.
Wiedziałam, że gdy powiem dziewczyna nie udzieli mi informacji.
- Bardzo mi przykro, ale właściciel telefonu jest ofiarą wypadku samochodowego. Potrzebujemy identyfikacji rzeczy znalezionych na miejscu, żeby ustalić tożsamość.
- Czy on żyje?
Hana wpatrywała we mnie swój wzrok w milczeniu.
- Tak jak już powiedziałam, żeby móc powiedzieć cokolwiek o ofierze potrzebujemy zidentyfikować znalezione rzeczy.
...
Stałyśmy właśnie przed wejściem do szpitala. Moje nogi się uginały, buntując się, by nie iść dalej. Nigdy, przenigdy nie czułam takiego strachu. Wiedziałam już, że mieli wypadek, jednak pozostawałam w nadziei, że żaden z nich nie będzie jedną z pięciu ofiar śmiertelnych.
Podeszliśmy do recepcji, wyjaśniając sytuację, gdzie kazano nam usiąść. Oni naprawdę kazali nam czekać, kiedy umierałam ze strachu od środka. Po chwili podeszła do nas kobieta, która prosiła by pójść za nią. Miejsce, w które przyszłyśmy było przerażające i nie byłyśmy tam same. Ściany korytarza niosły głośne odgłosy płaczów i krzyku, na co nasze oczy zaczęły ronić łzy. Widzieliśmy ludzi leżących na podłodze, czy klękających, które przeraźliwie krzyczały. Przechodząc obok można było poczuć ich ból.
Kobieta otworzyła przed nami drzwi do pomieszczenia, którego miałyśmy wejść jednak ja jedyne, czego pragnęłam to stamtąd uciec. Hana ścisnęła moją dłoń i naparła na moje plecy, żeby wejść do środka.
- Proszę dokładnie się rozejrzeć, czy poznaje pani cokolwiek.
Przed nami były rozłożone stoły, a na nich przeróżne rzeczy, niektóre ułożone w oddzielnych kupkach. Na każdej z nich była krew i większe lub mniejsze uszkodzenia. Czułam na żołądku, jak zawartość podchodzi mi do gardła, po czym odruch wymiotny uderzył. Zamknęłam chwilowo oczy i złapałam powietrze. Wiedziałam, że im szybciej to zrobię, tym szybciej się dowiemy.
Rozejrzałam się dokładnie i w oddali przy samej ścianie od razu dostrzegłam charakterystyczne czarne obuwie na niewielkiej koturnie. Rzuciłam się do biegu w to miejsce, łapiąc za szarą koszulkę bruneta i czarną bluzę. Obok w woreczku zauważyłam srebrną bransoletkę, którą mu podarowałam na naszą pierwsza miesięcznice.
Spojrzałam przerażona na kobietę, która sprawdzała numerek widniejący na stole, po czym zajrzała na papier trzymany w ręce. Moje nogi się ugięły, a ja opadłam na kolana, ściskając w ręku jego bluzę. Płakałam jak dziecko.
- Mężczyzna jest operowany...
Po dłuższej chwili zaciągnęłam się głęboko powietrzem, kiedy poczułam rękę dziewczyny na ramieniu. Miałam nadzieję i musiałam w niego wierzyć, że będzie dla mnie walczył.
- Muszę do niego pójść !
Zerwałam się z kolan, kiedy Hana mnie szarpnęła za nadgarstek.
- On nie był sam Mia ! Czy możemy się rozejrzeć dalej ?
- Musimy wiedzieć co z resztą, wiec weź się w garść !Kobieta pokiwała głową. Razem chodziłyśmy między stołami uważnie, obserwując wszystko, co na nich było. Na ostatnim stoliku leżało najmniej rzeczy, które były w najgorszym stanie. Między nimi dostrzegłam but, który był Yoongiego i skrawek materiału bluzy z napisem, który byłam pewna, że należał do Hoseoka. Kobieta patrząc na nas spuściła wzrok.
- Bardzo mi przykro. Te rzeczy należą do ofiar śmiertelnych.
Wtedy Wybuchłam płaczem, a Hana zaraz za mną. Nie mogłam uwierzyć, że Hoseok i Yoongi nie żyją. Przecież mieliśmy uczestniczyć w ślubie, padło dzisiaj tyle planów z tym związanych.
W tamtej chwili myślałam o chłopakach, którzy wiedziałam, że łatwo się po tym nie podniosą....
Hana w międzyczasie powiadomiła moją mamę, czego ja nie byłam w stanie zrobić. Siedziałyśmy pod salą operacyjną, kiedy zauważyłam chłopaków idących w naszą stronę. Od razu wstałam z krzesła, widząc ich zapłakane i załamane twarze.
Wiedzieli. Podbiegłam do nich, a Ci objęli mnie we wspólnym uścisku, gdzie wszyscy głośno płakaliśmy. Nie wiem, ile w tym trwaliśmy, ale czułam, jakby to była wieczność.Przebywaliśmy na poczekalni już przeszło cztery godziny, wiedząc tylko tyle, że stan Jeongguk był bardzo ciężki i lekarze walczą o jego życie. Z tamtych chwil pamiętam bardzo mało. Czułam jak moja twarz jest opuchnięta, a w oczach brakuje już łez. Siedziałam bezczynnie, patrząc tępo przed siebie, gdzie do mojej głowy docierały tylko szlochy. Wszyscy opłakiwaliśmy śmierć chłopców, modląc się tym samym o życie Jeongguka.
Nagle pękłam i wybuchłam, wpadając w obłęd. Krzyczałam w kółko, że to ja ich zabiłam, i to moja wina, bo chciałam, żeby przyjechali do klubu, kiedy ich plany miały miejsce w naszym mieszkaniu. Siedziałam na podłodze, czując, jak szerokie ramiona Jina obejmują moje ciało. Mężczyzna, jak i wszyscy próbowali mnie uspokoić, powtarzając, że to tylko wina kierowcy tira, który przejechał na czerwonym świetle przez skrzyżowanie.
CZYTASZ
Przewrotny los...
FanfictionDwoje nieznajomych spotyka się na imprezie, gdzie po dobrej zabawie lądują w łóżku w pobliskim hotelu. Mia po wspólnej nocy wychodzi po cichu, zostawiając mężczyznę w pokoju, kiedy po namyśle chce wrócić, żeby móc się z nim bliżej poznać okazuje się...