Tak jak obiecałam
Resztę dnia minęło nawet spokojnie co przyznam, że było dziwne.
Jechaliśmy w ciszy do domu. Spojrzałem na starszego, który był skupiony na drodze, a potem na jego dłoń. Chciałem złapać go, ale cofnąłem swoją rękę oglądając krajobrazy za szybą. Po kilku sekundach starszy sam złapał mnie za dłoń kładąc na sprzęgle, zmieniając biegi. Pewnie skapnął się co chciałem zrobić.-Za cicho tu- stwierdziłem cicho i włączyłem radio. Leciała akurat piosenka, która kojarzyłem, więc zacząłem sobie nucić pod nosem- Jiminnie, śpiewaj razem ze mną- uśmiechnąłem się
-Nie, nie- zaśmiał się- Nie umiem śpiewać, za to ty śpiewasz przepięknie- pochwalił, a moje policzki zrobiły się czerwone.
-W takim razie nie będę śpiewał- szepnąłem patrząc na krajobraz za szybą
-Jungkookie...nie wstydź się- położył swoją dłoń na moim udzie- Dobrze, więc będę śpiewał z tobą- oznajmił wyłączając radio i włączając pendriva jednak nadal nie byłem przekonany. Chłopak zaczął wypowiadać słowa razem z piosenką. Śpiewał cudownie! O matko! Głos anioła. Spojrzałem na niego zaskoczony i z lekko uchylonymi ustami. Mógłbym go słuchać cały czas. Czułem się jakbym zakochiwał się w nim od nowa.
Po kilku minutach odważyłem się i dołączyłem do starszego. Tak minęła nam cała droga powrotna do domu.
Zaparkowaliśmy na podjeździe wychodząc z samochodu.
-Króliczku...- zaczął podchodząc do mnie, gdy już wyjął nasze plecaki z bagażnika- Dzisiaj dzwonił do mnie ojciec- dodał trochę niepewnie
-C-co chciał?- spytałem przypominając sobie wszystkie sytuacje, które zaszły w domu rodzinnym Jimina, a zwłaszcza ten ślub.
-Chce byśmy przyjechali na obiad- powiedział wzdychając- Ale nie musimy jechać, jeśli nie chcesz- zaśmiał się trochę jakby skrępowany
-Nie chce byś tracił kontakt z rodziną przeze mnie- westchnąłem odwracając wzrok na bok- Pojedźmy- zdecydowałem
-Na pewno?
-Tak. Trzeba się w końcu przełamać, prawda? Ale do twojej mamy zawsze będę niemiło nastawiony.
-Rozumiem- skinął głowę
-O której mamy tam być?
-Za godzinę- odpowiedział
-Zdąrzymy- stwierdziłem- Ugh...znowu kamery- wywróciłem oczami- To krępujące...- jęknąłem
-Zróbmy jej na złość- uśmiechnął się zadziornie
-Niby ja-..- nie dokończyłem, bo wpił mi się w usta opierając moje ciało o maskę samochodu. Chłopak pogłębił pocałunek nachylając się jeszcze bardziej, że w końcu leżałem na tej masce, a blondyn stał między moimi nogami- Hyung...dobra- oderwałem się. Musiałem to przerwać, bo inaczej wziął by mnie na tym samochodzie przy wszystkich sąsiadach, a tego nie chciałem.
-Uh..a było tak przyjemnie- mruknął niezadowolony odsuwając się i pomagając mi wstać
-Ale chociaż pozbyliśmy się natarczywego i ciekawskiego wzroku sąsiadki- zaśmiałem się poprawiając ubrania- Musimy iść się uszykować- powiedziałem nagle idąc w kierunku wejścia do mieszkania.
-Skarbie- zatrzymał mnie jeszcze- Kiedy wrócimy...chciałbym porozmawiać- odparł
-O czym?
-O naszym związku- stałem jak wryty
-C-co? Czyli jednak? Znudziłem ci się? Masz kogoś? Chcesz ze mną zerwać?- zasypywałem go pytaniami, a mój głos z każdym następnym się łamał- Mogłeś tak od razu...- szepnąłem i wszedłem do środka biegnąc na górę
-Kochanie, nie o to chodzi!- krzyknął wchodząc za mną do sypialni. Akurat wybierałem ubrania na spotkanie się z ojcem Parka- Króliczku...- ukucnął obok mnie
-Ubierz to- podałem mu białą bluzkę i czarne rurki. Swoje rzeczy wziąłem w ręce i poszedłem do łazienki, gdzie szybko się ubrałem i uszykowałem.
Gotowy wyszedłem wyjmijając Jimina opuszczając nasz pokój i schodząc na dół. Z powrotem założyłem na swoje stopy już ledwo żyjące buty, a na swoje barki zarzuciłem czarną kurtkę, która jest na zimę, a jest już wiosna. Kupić nie mogę, nie mam za co, a przecież nie będę prosić blondyna o pieniądze. Dałem radę z tym przez dwa lata, więc kolejny rok też przeżyje.
Z półki zabrałem słuchawki, a potem wyszedłem z domu wsiadając do auta do tyłu wkładając słuchawki do uszu oraz puszczając swoje ulubione piosenki.-Jungkookie...- drzwi obok mnie się otworzyły. Wyjął urządzenie przerywając mi słuchanie muzyki- Naprawdę nie o to mi chodzi. Nie chcę z tobą zrywać- szepnął- Bardzo cię kocham i nawet o tym nie pomyślałem. Chcę o czymś innym porozmawiać- dodał
-Niby o czym?- mruknąłem
-Chcesz teraz o tym rozmawiać? Musimy dojechać do mojego domu w dwadzieścia minut, dlatego chcę pogadać o tym, gdy wrócimy.
-Niech ci będzie- westchnąłem.
-Idziesz do przodu?- spytał
-Tu mi wygodnie- westchnąłem z powrotem zakładając słuchawki i przymykając oczy.
***
Dojechaliśmy. Wyszedłem z auta czekając na chłopaka. Co jak co, ale nadal czułem się tu niepewnie.
-Jimin!- usłyszałem. Był to ojciec blondyna. Był uśmiechnięty i zadowolony- Jak dawno cię nie wiedziałem, synku- przywitał się- O? Widzę też nowy kolor- skomentował
-Cześć tato- rzekł uśmiechnięty
-Zapraszam- wskazał na drzwi wejściowe.
-Chodź, Jungkookie...- wyciągnął do mnie dłoń, ale objąłem się rękami idąc w tamtym kierunku zostawiając dwójkę z tyłu.
Jimin POV.
Westchnąłem ciężko spuszczając głowę. Po chwili poczułem dłoń na swoim ramieniu.
-Pokłóciliście się?- spytał starszy
-Nie sądzę by była to kłótnia. Raczej nieporozumienie- powiedziałem
-Mogę wiedzieć o co poszło?
-Bo powiedziałem mu, że chce porozmawiać o naszym związku, a Kookie pomyślał o rozstaniu. Nie o to mi chodziło- szepnąłem
-Chłopak dużo przeszedł. Nie dziwię mu się, że tak pomyślał. Jak mówiłeś...stracił mamę, a jego tata jest w więzieniu. Boi się zostać sam. To ty teraz jesteś jego wsparciem, on ciebie kocha, a ty jego.
-Wiem o tym... Dziękuję- przytuliłem ojca- Tato?
-Tak?
-Mam do ciebie prośbę o pomoc. Musisz mi pomóc- uśmiechnąłem się- Chcę sprawić, aby Gukie stał się jeszcze szczęśliwszy.
-Pomogę ci we wszystkim.
****"**********
Okej. Ten rozdział jest bardzo krótki niż inne. Ma aż 885 słowa, ale musiałam zakończyć w tym miejscu.
Jak myślicie o co chodzi Jiminowi?
24.04.2019r.
CZYTASZ
"Zawsze Przy Tobie..." /Jikook
FanfictionJeon Jungkook to biedny chłopak, który opiekuje się chorą matką, a jego ojciec ma gdzieś jego uczucia, dla niego liczy się to by wyrósł na mężczyznę. Natomiast Park Jimin jest bogatym chłopakiem, któremu nic nie brakuje w życiu, ale jednego nigdy ni...