15

2.1K 125 5
                                    

Obudziłem się na łóżku szpitalnym. Obok mnie siedział Tae, a kiedy zauważył moje otwarte oczy podniósł się z krzesła.

-Co się stało?- spytałem cicho

-Lekarze dali ci leki nasenne. Jak się czujesz?

-Jestem wyspany i czuję się dobrze. Ile śpię?

-Jeden dzień.

-Muszę do Kooka.- oznajmiłem wstając z łóżka.

-Później. Teraz musisz odpoczywać.

-Nie chcę. Chcę do mojego króliczka. Muszę być przy nim, rozumiesz?- spojrzałem mu w oczy. Chłopak chwilę się zastanawiał.

-Pomogę ci- westchnął ciężko.

Siedzieliśmy w sali młodszego tuż przy jego łóżku.

-Widzisz Tae? Jaką ma spokojną twarz, na której nie ma tego pięknego uśmiechu. On nie może umrzeć, on musi żyć, żyć ze mną.

-Jimin....

-Idź. Chcę z nim zostać.

-Będę na korytarzu.- wyszedł

-Kookie..... obiecuję ci, że zawsze będę z tobą. Nieważne gdzie. Jeśli ty umrzesz to ja też i będziemy razem. Obiecuję ci to.- powiedziałem patrząc chwilę na jego twarz, a potem wdrapałem się na jego łóżko kładąc się obok niego.- Pamiętasz jak pytałeś mnie jak książę obudził swoją księżniczkę?- mówiłem- I chcę to spróbować.- schyliłem się nad nim i złożyłem pocałunek na jego kącikach ust, ponieważ w buzi miał jakąś rurkę, która była odpowiedzialna za oddychanie. Nic zero reakcji. Ani drgnął. Gdy chciałem się przytulić do niego wtedy do sali weszli moi rodzice.

-Park Jiminnie co to ma znaczyć? Odpuszczasz sobie spotkania z JiWoo po to, aby tu siedzieć przy tym gówniarzu?- spytała wściekła rodzicielka

-Jungkook to nie jest żaden gówniarz! To jest mój chłopak i go kocham, rozumiesz?- podszedłem do niej- Nigdy nie pokocham JiWoo, a ona mnie.

-Mam to gdzieś. Ożenisz się z nią już w tym tygodniu i ja tego dopilnuje, a teraz idziesz ze mną.

-Nie będę się żenił i nigdzie z tobą nie pójdę.

-Tak myślałam, że to powiesz.- powiedziała, a do sali weszło dwóch ochroniarzy. Złapali mnie pod pachy i siłą wyprowadzili z pomieszczenia. Wyrywałem się, krzyczałem by mnie puścili, ale na marne byli silniejsi. Na korytarzu był Tae, który wszystko widział, ale nie zareagował. Ochrona matki wpakowała mnie do auta i ruszyli z piskiem opon. Czułem się jak więzień uwięziony pod sidłami matki.
Gdy byliśmy już na miejscu zaprowadzono mnie do mojego pokoju i zamknięto na klucz. Zacząłem w nie uderzać, krzyczeć, że mają mnie wypuścić, że nie mają prawa, ale nie słuchali. Usiadłem na podłodze zaczynając płakać. Zamiast siedzieć przy ukochanej osobie, która w każdej chwili może się obudzić to siedzę zamknięty na cztery spusty w pokoju i płaczę jak małe dziecko.

Napisał, a ja zdziwiony zrobiłem to co kazał

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Napisał, a ja zdziwiony zrobiłem to co kazał. Po kilku minutach dostałem cynk, że kuzyn jest pod oknem. Wychyliłem się, a on rzucił mi linę.

-I co ja mam z tym zrobić?- spytałem pół szeptem

-Zawiąż do czegoś i zejdź po niej.

-Mam się zabić?

-Rób co ci każe.- warknął. Przywiązałem linę do balkonu i powoli zszedłem z niej. W pokoju zostawiłem swój telefon, ale dlatego, że matka może mnie znaleźć. Po pięciu minutach stałem już przy chłopaku.

-Idziemy- powiedziałem stanowczo

-Może pojedziemy?- wskazał na auto

-Racja, będzie szybciej.- zgodziłem się i wsiadłem do samochodu, a brunet zajął miejsce kierowcy. Odjechaliśmy nie zauważeni przez  nikogo. 

Wróciliśmy do szpitala. Podziękowałem kuzynowi za pomoc i poszedłem pod salę młodszego, ale.....jego tam nie było. Łóżko było pościelone i nie wyglądało jakby ktoś w nim spał. Gdzie mój króliczek? W mojej głowie powstawały najczarniejsze scenariusze. A co jeśli on..? Nie! Nie mógł mnie opuścić! Pobiegłem do gabinetu lekarza. Bez uprzedzenia wbiegłem do biura. 

-O, pan Park.- powiedział uśmiechnięty- Co się stało?

-Doktorze gdzie jest Jungkook? Proszę niech pan mi powie. Czy o-on....-załkałem

-Ależ skąd- zaśmiał się- Kiedy pana nie było, Jungkook się obudził. Przewieźliśmy go na salę obserwacji w innej części budynku.- stałem zszokowany, ale i szczęśliwy. Obudził się. Nie opuścił mnie. 

-J-jaka sala?

-Trzecie piętro, numer 34- odparł, a mnie już w gabinecie nie było. Pobiegłem schodami na kolejne piętro. Odszukałem odpowiedni numer i zajrzałem przez okno. Rzeczywiście się obudził. Parzył tępo na okno i wyglądał jakby płakał. Wszedłem po cichu do środka i usiadłem obok niego na krzesełku. Wziąłem jego dłoń w tą swoją zwracając tym swoją uwagę.

-J-jimin?- szepnął- Jednak jesteś. Myślałem, że zapomniałeś o mnie- powiedział pociągając nosem 

-Nigdy bym o tobie nie zapomniał, Kookie- szepnąłem wycierając łzy z mojego policzka, które leciały jak najęte.- D-dlaczego to zrobiłeś? D-dlaczego chciałeś m-mnie opuścić? 

-Bo...jeśli miałbyś narzeczoną, która byłaby później twoją żoną, z którą miałbyś dzieci to chciałem, abyś był z nią szczęśliwy. Chciałem odejść byś mógł o mnie zapomnieć i żyć w spokoju. To było też dobre dla mnie, bo gdybyś żył z nią ja bym cierpiał widząc wasze szczęście. 

-Kookie, ja się z nią nie ożenię. Kocham tylko ciebie, a gdybyś odszedł ode mnie to obiecałem. Obiecałem, że zawsze przy tobie będę. Nigdy cię nie opuszczę.

-Jimin, to tylko zwykłe słowa. Wcale byś tego nie zrobił- odwrócił głowę w stronę okna. 

-Nie wierzysz mi? A wiesz co ja przeżywałem, kiedy byłeś nieprzytomny? Siedziałem w tym szpitalu przez calutki tydzień, zamartwiałem się, mało spałem, a prawie wcale nic nie jadłem. Liczyłeś się wtedy tylko ty, bo miałem nadzieję, że się obudzisz. I musisz wiedzieć, że jeśli ja coś obiecuje to dotrzymuje tej obietnicy- szepnąłem spuszczając głowę.- Jungkook, spójrz na mnie- poprosiłem zaczynając głaskać jego włosy. Młodszy spojrzał na mnie ze łzami w oczach.- Chce żebyś wiedział, że zawsze będę cię kochał. 

-P-przepraszam- wyszlochał wybuchając większym płaczem. Podniósł się łkając i przytulił ciągnąc mnie za sobą na łóżko. Położyłem się wygodniej przyciągając go bliżej do siebie.- Przepraszam za wszystko. 

-Ćśś... Już wszystko dobrze. Teraz nie opuszczę cię na krok, będziemy zawsze razem. Nie pozwolę, aby znowu coś ci się stało, bo wtedy sobie tego nie wybaczę.- schowałem twarz w jego zagłębieniu szyi.

-Kocham cię Jimin-ssi.- szepnął zaczynając całować moja twarz aż w końcu trafił na moje usta. Oddałem ten czuły gest z radością, że po tak długim czasie mogłem w końcu ich posmakować. Fakt były trochę suche i pęknięte z powodu odwodnienia, ale  zawsze należące do Kooka.

-Jak ciebie też Jungkookie- odpowiedziałem, gdy oderwaliśmy się od siebie opierając swoje czoła patrząc głęboko w oczy.- I nigdy nie przestanę, zapamiętaj.

-Nie zapomnę.




"Zawsze Przy Tobie..." /JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz