Prolog #0

12K 416 387
                                    

Nastał nowy dzień w Asgardzie. Słońce leniwie unosiło się na błękitnym niebie, poprzecinanym gdzieniegdzie białymi obłokami. Ptaki wesoło zaczynały swoje poranne koncerty, a lud powoli wychodził z domostw, aby zaczerpnąć świeżego powietrza i udać się na targ. Pomimo cudownej pogody, w królewskim pałacu atmosfera była gęsta i daleka od szczęśliwej aury. Strażnicy chodzili poddenerwowani, a królowa wyglądała na dwa razy starszą niż w rzeczywistości. To dziś miał się odbyć proces Lokiego - Boga Kłamstw i mordercy, który zabił tysiące Midgarczyków próbując przejąć władzę nad niewinną planetą.

Odyn, wraz ze swoją małżonką i Thorem, czekał na skazanego w sali tronowej. Frigga i jej syn posyłali sobie nerwowe spojrzenia, podczas gdy Wszechojciec wyglądał tak, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, że za chwilę jego podopieczny zostanie osądzony. Zresztą... Czego można było się po nim spodziewać? Troski o Lokiego? Zabójcy, który schańbił imię całej rodziny królewskiej? Tego, co zabijał, śmiejąc się nad ciałami ofiar? Nigdy. Dla takich jak on, nie ma miejsca w tym świecie. Nie można się nad nimi litować.
Innego zdania byli natomiast Frigga i Thor. Wiedzieli, że Bóg Kłamstw popełnił wiele złych rzeczy, jednak asgardzkie więzienie byłoby dla niego wystarczającą karą. Niestety, nie mają oni wpływu na osąd Odyna, którego słowo w Asgardzie jest niepodważalnym prawem.

Rozmyślania całej trójki przerwało nagle donośne stukanie metalowych kajdan. Do sali tronowej wkroczyło sześciu strażników, którzy prowadzili za sobą Lokiego. Ukłonili się nisko i po chwili odmaszerowali, zostawiając skazanego przed jego przybraną rodziną. Wyglądał bladziej niż zwykle - ostre kości policzkowe, wyraziście odznaczały się na jego twarzy, a szmaragdowe oczy płonęły wściekłością i bezsilnością. Ubrany był w swoje codzienne, zielono-złote szaty, a na nadgarstkach nałożone miał antymagiczne kajdany, które uniemożliwiały mu jakąkolwiek próbę ucieczki.

- Loki Laufeyson'ie! - warknął Odyn ostrym tonem. Już chciał kontynuować swoją wypowiedź, jednak milczący dotąd skazaniec, podniósł głowę i prychnął od niechcenia.

- Dobrze wiem jak się nazywam, jeszcze nie choruję na demencję starczą - odpowiedział kpiącym tonem, spoglądając na stojącego wyżej Wszechojca - Zresztą, każdy kto przebywa w tej komnacie, wie kim jestem - mówiąc to, posłał krótkie spojrzenie siedzącej obok królowej

- Loki, proszę, nie pogrążaj się - mruknęła Frigga spoglądając ze smutkiem na zielonookiego. Z nerwów ściskała kawałek tkaniny, z której stworzona była jej błękitna szata. Jej dłonie lekko drżały, a usta wykrzywione były w grymasie. To nie była ta sama, pogodna królowa, którą znał cały Asgard - to była matka martwiąca się losem swojego dziecka.

- Bo co? Co mi zrobicie? Odebraliście mi już wszystko. Streszczajcie się, nie mam całego dnia - mówiąc to, mężczyzna przewrócił zielonymi oczami i spojrzał na Wszechojca.

- Dziś odbędzie się twój proces - kontynuował starzec nie zwracając uwagi na docinki Lokiego - Za morderstwo kilku tysięcy niewinnych ludzi - zaczął powoli - kradzież Tesseractu, atak i próbę przejęcia władzy w Midgardzie skazuję Ciebie, Loki Laufeyson'ie, na karę śmierci - dopowiedział obojętnym tonem, spoglądając na swojego przybranego syna jak na nic nie wartego śmiecia.

- CO?! - krzyknęli jednocześnie gromowładny i królowa, zrywając się nagle ze swoich miejsc.

- Odynie, nie zgadzam się na to! - zaczęła Frigga, już nie próbując powstrzymywać łez - Nie pozwolę na to! Cokolwiek sobie myślisz i cokolwiek złego Loki zrobił, to mój syn, a ja jestem jego matką! - krzyknęła wściekłym tonem kobieta. Wszechojciec odmruknął coś, jednak do kłótni dołączył się Thor, który wyraźnie powstrzymywał się od powiedzenia kilku niezbyt miłych słów.

Kłamca przyglądał się całemu zamieszaniu z lekkim rozbawieniem. Nie przejął się słowami Odyna - wiedział od dłuższego czasu, że jednooki chce się go pozbyć w mniej lub bardziej subtelny sposób. Widok rodziny królewskiej, która kłóciła się jak stare, dobre małżeństwo był co najmniej dziwny i komiczny. Zresztą... Co miał lepszego do roboty? Zamartwianie się? Nie był typem, który histeryzował z powodu każdej błahostki, więc nawet wizja bliskiej śmierci nie była w stanie wyprowadzić go z równowagi.

- CISZA! - krzyknął Odyn, wstając z tronu - W takim razie, jaki masz lepszy pomysł, Friggo? Cóż jest równie straszne niczym kara śmierci? - spytał mrużąc lekko oko

- Ja... - zaczęła mówić spoglądając to na Lokiego, to na swojego męża - Wygnanie. Wygnanie na Midgard... - powiedziała po chwili łkającym głosem starając się uspokoić.

- Nie matko, przecież jeśli znowu odeślemy mojego brata do Midgardu, to cała historia może się powtórzyć! - odezwał się Thor, który tak na prawdę nie wiedział jaka decyzja będzie gorsza.

- Hmmm... - mruknął Wszechojciec zastanawiając się - Dobrze. Wygnanie. Jednak jeśli Loki Laufeyson'ie - tu zwrócił się do winnego - zabijesz chociażby jednego Midgarczyka, możesz mi wierzyć, że nie będę dla ciebie łaskawy. A wtedy, już nawet Frigga ci nie pomoże - odpowiedział suchym tonem - Heimdall będzie cię obserwował i poinformuje mnie gdy znowu coś zrobisz.

Loki spojrzał na starca lekko zdziwionym wzrokiem. Odeślą go? Wygnają na tą bezwartościową planetę? Do tych idiotów, którym wydaje się, że są najpotężniejsi? I do grupy przebierańców, którzy jeśli tylko go znajdą - zamkną w jakimś śmiesznym więzieniu? No tak... Odyn dobrze wiedział, że będzie to dla Laufeyson'a gorsze od śmierci. Życie pośród nic niewartych istot... Okropność.
Nie zdążając nic powiedzieć, nagle upadł na kolana, a jego ciało i wzrok pochłonęła ciemność.

Prawdomówny Kłamca || Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz