|Erica|

1.1K 72 2
                                    

Parkuję na podjeździe przed willą. Zdejmuję sobie kask i zaraz potem dziecku. Zsadzam go na równe nogi a ten zaraz prawie by się wywrócił. Tak pierwsza jazda zawsze taka jest. Tracisz równowagę gdy chcesz stanąć na nogach. Podtrzymuję chwilę chłopca, ale gdy już mu się poprawia puszcza się mnie. Odkładam kaski na siedzenie a zaraz potem czuję ucisk na szyi. Allan się do mnie przytulił. Zastanawiam się czy to dziecko nie ma gorączki. Zawsze dla mnie wredne, z resztą ja dla niego też a teraz się do mnie mimowolnie przytulił. Wytrzeszczyłam oczy w zdziwieniu ale jego również przytuliłam. Zaraz za nami na podjazd zajeżdża samochód. Wysiadają z niego wszyscy. Odsuwamy się od siebie z Allanem. 

- Dziękuję. - szepcze i idzie szczęśliwy do mamy. Ściska mnie w żołądku, mrugam szybko kilka razy by odgonić zbierające się w moich oczach łzy. Idziemy do drzwi wejściowych, ale zatrzymuje mnie głos Ethan'a. Szykując się na ochrzan za szybką jazdę z jego synem podchodzę do niego. 

- Erica, czy mógłbym... - marszczę brwi w skupieniu i czekam na jego dalszą wypowiedź która chyba nie nastąpi. 

- Przejechać się? - dopytuje wiedząc, że sam by chyba tego nie powiedział. Kiwa niepewnie głową. - No pewnie. - mówię i podaję mu kluczyki. Zabieram jeden kask z siedzenia. Chłopak uśmiecha się promiennie i dziękuję mi a następnie wsiada na motor a ja idę do domu. Wchodzę do środka gdzie napotykam uśmiechnięte twarze przyjaciół. Witam się z chłopakami całusem w policzek, Jess tak samo. Siadamy w ogromnym salonie. Mogłoby być tak zawsze, brakuje jeszcze tylko, Dylan'a Theo i Aiden'a. Rozmawiamy na różne tematy, Jessica pyta się co Rose zakłada na ślub a ona odpowiada. Filipe narzeka na garnitur a reszta go popiera i mówią, że oni idą w koszulach i tak dalej. Ja się wyciszam w pewnym momencie zapatrzona w Allana który siedzi na kolanach Rose z szerokim uśmiechem. Nienawidzę Jacob'a, przysięgam. Żałuję, że kiedykolwiek go poznałam. Zniszczył mi życie. Ktoś szturcha mnie w ramię, potrząsam głową chcąc odgonić wspomnienia i nakładam na usta delikatny uśmiech oraz spoglądam na osobę obok mnie. FiIipe przygląda mi się w koncentracji. Unoszę jedną brew pytająco. Wzrusza ramionami i odwraca wzrok. Hmm to było dziwne. 

- Więc wyjeżdżacie w poniedziałek? - pyta Ryan. Jessica kiwa głową twierdząco. 

- Najpierw San Francisco później Los Angeles a na koniec San Diego. - mówi podekscytowana dziewczyna. No proszę, już wybrali? Jak wspaniale. 

- Gdzie są psy? - wcinam się w zdanie. Stęskniłam się za Molly. 

- Na ogrodzie. - mówi Charlie, kiwam głową, wstaje z kanapy i idę na ogród. Zaraz słyszę jak Allan każe mi zaczekać. Zwalniam i czekam aż mnie dogoni. Łapie mnie za dłoń. Matko to dziecko jest chyba bipolarne. Przynajmniej tak się zachowuje w stosunku do mnie. Przesuwam drzwi na bok i wchodzę na ogród. Psy podnoszą pyszczki z trawy i patrzą na mnie by po chwili biec jak szalone i na mnie wskoczyć. Przewracam się. Molly od razu liże mnie po twarzy co wywołuje śmiech Allan'a. Demon podchodzi do chłopca i trąca go nosem by go pogłaskał. Allan siada na ziemi i zaczyna go głaskać po pyszczku. Zaraz przywalają się do niego pozostałe. Tylko Molly pozostaje mi wierna i kładzie się mi na kolanach. Przytulam się do niej.  Drapię ją za uchem a tylna łapa idzie w ruch. Allan się śmieje. W pewnym momencie dwa rottweilery zrywają się do góry i biegną na tył ogrodu by przynieść po patyku. 

- Rzuć im. - zachęcam go. Wykonuje moje polecenie a psy szczekają głośno i biegną by po chwili przynieść mu patyk. Molly również zachciało się zabawy i teraz stoi przede mną z wywalonym jęzorem i czeka aż jej rzucę. Biorę patyk i rzucam daleko by przy okazji pobiegała trochę. Przynosi zadowolona i kładzie mi go między nogi. Siada, szczeknie raz i czeka na kolejny rzut z mojej strony. Bawimy się tak z nimi jakiś czas. 

- Erica - słyszę za sobą głos więc się odwracam i widzę szczerzącego się Ethan'a. - Dzięki. - rzuca mi kluczyki które łapię jedną ręką. Uśmiecham się do niego promiennie. 

- Do usług. - mówię na co się śmieje i znika w środku. Allan wstaje i sadowi się miedzy moimi nogami i opiera się o mnie. Zbiera się żeby coś powiedzieć, ale nic nie wychodzi z jego ust. Obejmuję go w pasie i przytulam się do niego. 

- Też cię lubię. - szepczę mu na ucho ze łzami w oczach. Przez Jacob'a jestem bezpłodna, dlatego mam opory co do dzieci. Właśnie tego zazdroszczę Rose. Syna. Łza płynie mi po policzku. 

Break The RulesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz