Zegar wskazywał godzinę dwudziestą czwartą piętnaście. Skrzypnięcie tarasowych drzwi zbudziło śpiącego w fotelu Szymona. Mężczyzna momentalnie otworzył oczy. Zapalił lampkę.
Widok czuwającego w salonie ojca, nieco spłoszył Marcela. Chłopiec podrapał się z tyłu głowy.
- Hej - szepnął.
- Wiesz, która jest godzina? - rzekł Szymon spoglądając na zegarek. - Gdzie byłeś i dlaczego dopiero teraz wracasz do domu?
Siedemnastolatek zawahał się.
- Tato, jestem już prawie dorosły i nie muszę ci się z wszystkiego tłumaczyć...
- To, że jesteś już prawie dorosły to akurat żaden argument. Marcel, ostatni raz wróciłeś mi do domu w środku nocy.
- Okej. Przepraszam.
- Gdzie byłeś?
- Się pytasz... U Melki, a gdzie?
Szymon uśmiechnął się. Podniósł się z fotela.
- Idę spać. Ty też się już kładź, bo jutro trzeba wcześnie wstać - rzekł zmierzając w stronę swojej sypialni.
- Okej. To dobranoc!
- No, dobranoc...