Marcel siedział przy komputerze. Odrabiał lekcje. Franek leżał na łóżku brata. Przeglądał jego stare zeszyty z rysunkami.
- Ale ładny kotek - szepnął siedmiolatek. - Marcel, miałeś kiedyś prawdziwego kota? - spytał.
- No, miałem. Ale mama rozjechała go autem.
Franek podrapał się po głowie. Zakaszlał.
- Ja też bym chciał mieć kota - rzekł po chwili. - Mama się zgodzi na kota?
- Na kota tak, bo kot i tak będzie łaził po dworze... - oznajmił Marcel. - Amelia ma małe kotki. Możemy jutro do niej pójść i wybierzesz sobie jednego.
Franek odłożył zeszyt, stanął na łóżku, po czym kilkakrotnie podskoczył z radości. Po chwili jednak uśmiech zniknął mu z twarzy. Coś sobie uświadomił. Wszedł z powrotem pod kołdrę. Wziął do ręki zeszyt brata. Jeszcze raz spojrzał w rysunek przedstawiający czarnego, puszystego kota.
- Co Franek? - rzekł Marcel spoglądając w przygaszone oczy młodszego siedmiolatka.
- A, bo jutro sobota... Tata w domu... Nie będę mógł wyjść na dwór, bo przecież jestem chory - powiedział smutno.
- No tak... To kicha - rzekł nastolatek. - A jak twój chomik? W klatce siedzi?
- No... Marcel, a powiedzieć ci coś?
- No, powiedz - rzekł starszy chłopiec.
- Ja, jak idę spać to wkładam sobie Czopka w piżamę... On mi nie może uciec, bo nie ma którędy... - wyjaśnił.
Marcel odwrócił się na obrotowym krześle. Uśmiechnął się.
- Młody, on ci zdechnie z braku tlenu - rzekł.
- Ale ja mu nie pierdzę...
- Nie o to chodzi... Włóż sobie głowę pod kołdrę na dziesięć minut to zobaczysz, że nie będziesz miał czym oddychać, a co dopiero taki mały chomik?
Franek zmarszczył brwi. Zastanowił się przez moment, po czym wsunął głowę pod kołdrę.
- Czubek - rzekł Marcel odwracając się z powrotem w stronę komputera.
Wtem do pokoju nastolatka weszli jego rodzice. Obie usiedli na łóżku Marcela. Daniela zdjęła kołdrę z Franciszka.
- Co ty, dziecko wyprawiasz? - spytała.
Chłopiec uśmiechnął się niewinnie, po czym wziął w ręce zeszyt brata. Kontynuował oglądanie jego rysunków.
- Marcel, wiesz, że u Nikodema jest Wiktoria? - odezwa się Daniela.
- No, wiem. Co w tym dziwnego? To jego dziewczyna - odpowiedział uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Ale ona przyniosła do naszego domu walizkę...
- Widocznie chce tu zostać na jakiś czas... W sumie, czemu nie? Do środy Nikodem ma zwolnienie lekarskie. Jest obłożnie chory. Ktoś powinien się nim zająć... Kto zrobi to lepiej niż Wiktoria? - zaśmiał się.
Lusia spojrzała na syna z byka.
- Szymon, chodź. Nie ma sensu z nim rozmawiać... A Franek, do spania!
- Śpię u Marcela... Co nie, Marcel? - szepnął chłopiec.
- Nie bardzo. Chory jesteś. Nie chcę, żebyś mnie zaraził...
- Nie zarażę! Słowo!
Daniela chwyciła Franciszka za rękę.
- Powiedz Marcelowi "dobranoc" i idziesz spać - oznajmiła.
Malec zaparł się nogami. Nie chciał iść do swego pokoju.
Ruszył z miejsca dopiero, kiedy Szymon klasnął w dłonie.
- Co ja z wami mam? Trzy światy i pół Ameryki! - powiedziała Daniela prowadząc dziecko do jego pokoju.
- Ja nie chcę sam spać! Nie będę sam spać! - rzekł chłopiec z nerwami.
Daniela uniosła kołdrę w górę. Spojrzała Franciszkowi w oczy. Malec miał złą minę. Skrzyżował ręce.
- Proszę do łóżka - powiedziała.
- Nie będę sam spał - odparł krzyżując ręce.
- Franek, ja nie żartuję!
- Ja też nie!
Daniela zdenerwowała się. Szarpnęła dziecko za rękę. Sprowadziła go na dół, do swojej małżeńskiej sypialni.
- Kładź się i śpi! - powiedziała.
- Z Jasiem i z Agatką chcę spać - odpowiedział przekornie.
- Franek, tata na noc i tak przeniesie Jasia tutaj, na to łóżko. Ja będę spała z Agatą w salonie, a ty z tatą i z Jasiem tutaj...
- Nie. Ja chcę z Jasiem i z Agatką - odparł siedmiolatek.
Daniela nie wiedziała, co zrobić. Usiadła bezradnie na łóżku. Z oczu poleciały jej łzy. Franek to dostrzegł. Zrobiło mu się żal mamy. Podszedł do niej. Przytulił ją.
- Mamusia, nie płacz - rzekł. - Ja już będę grzeczny...
- Franuś... Mamusia jest zmęczona... - szepnęła ocierając ręką łzy. - Wskakuj do łóżka... Tak?
Chłopiec pokiwał głową. Nie chciał robić mamie więcej przykrości, toteż położył się w łóżku rodziców.
- Zaraz tata przyjdzie do ciebie spać. Tak? - szepnęła okrywając synka kołdrą.
- Tak... - odparł siedmiolatek. - Mamusia, a przyniesiesz mi jakiegoś pluszaka? Może być ten misiu, co mu się oczy świecą...
- Dobrze, skarbie. Zaraz ci przyniosę - odparła.
Po chwili wstała z łóżka. Poszła na górę. Pluszowy miś leżał na wierzchu pudła z zabawkami. Lusia wzięła go do ręki. Nim zeszła na dół, zajrzała do pokoju Marcela.
- Szymon, zejdziesz? - spytała.
- Tak, skarbie. Już idę - odparł.
Daniela zeszła na dół. Franek leżał na samym środku dużego małżeńskiego łóżka. Nie spał. Oczy miał szeroko otwarte. Uśmiechnął się na widok pluszaka.
- Dzięki, mamuś! - zawołał.
Lusia podeszła do chłopca. Podała mu misia.
- Daj mamie buziaka - szepnęła głaszcząc chłopca po czole. - Nie masz ty gorączki? Nie masz...
Chłopiec ucałował mamę, po czym położył głowę na poduszce. Mocno przytulił się do pluszowego misia.
Daniela westchnęła. Zgasiła światło, po czym poszła do salonu, zaparzyć sobie ziółek.