Marcel poszedł do Melki. Szymon pojechał po żonę na dworzec. Dzieciaki zostały pod opieką Nikodema.
Początkowo każde z dzieci miało własne zajęcia. Agata bawiła się lalkami, Franek miętolił Gatka zaś Jasiu jeździł autami po podłodze. Wszystko się zmieniło, gdy Nikodem poszedł do łazienki.
- Idę po jaszczurkę - rzekł Jasio biorąc do ręki słoik po ogórkach. - Franek, chodź, będę podawał ci jaszczurki...
Młodszy chłopiec uśmiechnął się. Chętnie zgodził się towarzyszyć bratu w niebezpiecznej misji.
Bliźniaki wyszli na dwór. Jasio podwinął rękawy od bluzy, po czym wszedł pod taras.
- I co? Masz jaszczurkę? - odezwał się Franek.
- Nie... One są gdzieś bliżej domu... Muszę się przeczołgać... Cicho... Mam! Mam, Franuś! Mam! Tu jest ich pełno!
Franciszek rozejrzał się, po czym bez namysłu pochylił się nad krzakiem hortensji. Odsunął w bok kilka gałęzi. Wszedł pod taras.
- Idę do ciebie... - rzekł czołgając się w kierunku Jasia.
Gdy bracia byli już blisko siebie, Franek odkręcił dekielek od słoika.
- Pokaż jaszczurkę... Daj mi ją...
- Nie dam.
- Pokaż.
- Nie...
Wtem z domu wyszedł Nikodem.
- Jasiek! Franek! - zawołał rozglądając się po podwórku.
- Tu jesteśmy - zaśmiał się Franek. Jasiek przyłożył rękę do ust brata.
- Zamknij się, dupku - rzekł.
Nikodem spojrzał pod nogi. Uświadomił sobie, że chłopcy poraz kolejny weszli pod taras.
- Chłopaki, tata przyjechał! - krzyknął.
Zarówno Franek jak i Jasiu od razu ruszyli w stronę wyjścia. Gdy wychodzili spod drewnianego podestu, Nikodem stał przy krzaku hortensji. Zszokowany patrzył na na śmiałe poczynania młodszych braci.
- Gdzie tata? - odezwał się Franciszek.
- Nie ma taty - rzekł Nikodem chwytając obydwu braci za ręce. - Czy wy w ogóle nie macie mózgu? Ile razy tata wam mówił, że macie nie włazić pod taras?!
- Ale Niko, tam jest pełno jaszczurek - odezwał się Jasiu.
- I co z tego? Byłbyś mądrzejszy to poprosiłbyś tatę a kupiłby ci gekona albo legwana.
- To mu powiem.
- Co mu powiesz? Jasiu, upaprałeś kolejne buty! Ciekawe w czym pójdziesz w poniedziałek do szkoły!
- Odwal się.
- Co powiedziałeś?!
Jasiu uśmiechnął się.
- Gówno! - odpowiedział hardo.
Nikodem miał ochotę przylać bratu. Opanował się jednak. Wprowadził chłopców do domu.
- Rozbierać się, brudasy - nakazał.
Chłopcy spojrzeli na siebie, po czym zaczęli ściągać ubłocone buty, spodnie i bluzy.
Osiemnastolatek poszedł na górę po czyste ubrania dla braci. Przy okazji zajrzał do pokoju Agatki. Dziewczynka huśtała się na koniu na biegunach i śpiewała piosenkę z bajki o księżniczkach.
- Masz jaszczurkę? Jasiu, pokaż... - rzekł Franek patrząc na Janka błagalnym wzrokiem.
- Mam trzy...
- Jo!
- Są w bluzie zamknięte na zamek, żeby mi nie uciekły...
- A ja mam w bluzie Gatka... - szepnął Franek podnosząc ubranie z podłogi. Wsunął rękę do kieszeni. Chwycił chomika. Przyjrzał mu się z uwagą.
- O, jacie - rzekł. - Gatek się nie rusza.
- Jo! - zawołał Jasiek. - Zmiażdżyłeś go!
Frankowi łzy stanęły w oczach. Załamany przytulił chomika do policzka. Rozpłakał się. Jasiowi żal było Franka. Spojrzał na niego ze współczuciem.
- Dam ci jedną jaszczurkę. Chcesz? - spytał.
- Nie chcę. Chcę Gatka! - rzekł Franek wybuchając płaczem.
Wstał z kanapy. Chwycił za klamkę od drzwi. Otworzywszy je wpadł wprost w ramiona Lusi, która akurat wchodziła do domu.
- Franek! - odezwała się. - A ty co? Gdzie masz spodnie? Dlaczego ty płaczesz? - spytała przeczesując dłonią włoski synka. Wprowadziła chłopca z powrotem do domu. Przytuliła go. Ucałowała.
Franuś mocno płakał nie mógł się uspokoić. Mówił tak niewyraźnie, że nawet Lusia nie była w stanie go zrozumieć.
- Mama! Bo Franek zmiażdżył Gatka! - odezwał się Jasiu. - A ja mam trzy jaszczurki. Chciałem mu jedną dać, ale nie chciał.
Wtem do mieszkania wszedł Szymon.
- Dlaczego siedzisz na golasa? Nie masz spodni? - odezwał się do Jasia.
- Nie siedzę na golasa. Mam skarpetki, gacie i koszulkę - rzekł Jasiek. - I trzy jaszczurki! - pochwalił się.
- Skąd je masz? Wlazłeś pod taras?
Jasiek przestraszył się groźnej miny Szymona. Zeskoczył z łóżka, po czym pobiegł na górę do swojego pokoju.
Po chwili w salonie pojawił się Nikodem.
- Cześć mamo - rzekł podając jej spodnie Franciszka.
Lusia prędko założyła je synkowi.
- No, już nie płacz... Pokaż tego Gacka...
- Gatka - poprawił ją. - Jest zdechnięty...
Nikodem podszedł do kanapy. Sięgnął leżące na podłodze brudne ubrania młodszych braci. Zaniósł je do łazienki. Wstawił pranie.
Wróciwszy do salonu stanął przy ojcu. Szymon nalewał właśnie wody do czajnika.
- Tata, zostawiłem chłopaków samych tylko na chwilę, a oni od razu poleźli na dwór, pod taras. Weź im coś powiedz, co?
Szymon pokiwał głową, po czym podszedł do żony. Usiadł obok niej na kanapie. Spojrzał w zapłakane oczy Franciszka. Wziął go na kolana.
- Co się stało? - spytał.
- Gatek... Zdechnięty... - rzekł chłopczyk. - Miałem go w kieszeni i go zmiażdżyłem...
- Pokaż go.
Chłopiec podał ojcu do ręki chomika. Szymon uważnie przyjrzał się zwierzęciu. Gatek wyglądał mizernie. Nie poruszał się. Nie reagował na żadne zewnętrzne bodźce.
- Zdechnięty? - szepnął Franek pociągając nosem.
- Zdechnięty - rzekł Szymon. Malec wybuchnął płaczem.
- No, nie becz... Franuś...
Siedmiolatek nie mógł się uspokoić. Szymon podał go matce. Lusia przytuliła chłopca. Starała się go pocieszyć.
- Franuś... Nie płacz... Przecież nie chciałeś zrobić Gacusiowi krzywdy...
- Gatkowi - poprawił ją.
Szymon uśmiechnął się. Przeciągnął się, po czym spojrzał na wiszący na ścianie zegarek.
- Osiemnasta piętnaście... Zamawiamy pizzę czy robimy kanapki? - spytał.
- Zaraz zrobię kolację - szepnęła Daniela wciąż tuląc do siebie zapłakane dziecko. Szymon podszedł do kuchennego blatu. Wsypał do dzbanuszka kilka łyżeczek suszonych liści czarnej herbaty.
- Franek, przestań się już popisywać - odezwał się. - Ile razy ci mówiłem, że miejsce chomika jest w klatce? Nosiłeś go po kieszeniach to teraz masz.
- Szymon - szepnęła Lusia wciąż głaszcząc Franciszka po kręconych włoskach.
- Taka jest prawda. Franek, spójrz na mnie. Nie dostaniesz więcej chomików. Wybij to sobie z głowy! - oznajmił. - Jakbyś był usłuchany, Gatek by żył. Kto ci pozwolił wejść pod taras, co? Za zmarnowanie kolejnego chomika i za nieusłuchaństwo jeszcze powinieneś lanie dostać!
- Szymon, przestań...
Mężczyzna pokiwał głową z niezadowoleniem, po czym nalał wrzątek do dzbanuszka.
Lusia wstała z kanapy.
- Chodź - odezwała się do synka. - Już nie płacz... - dodała ciągnąc zrozpaczone dziecko do łazienki.
Umyła Franciszkowi ręce i buzię. Wytarła mu nos.
- Nie płacz już i nie denerwuj taty - powiedziała wycierając chłopcu buzię białym ręczniczkiem.
- Ale Gatek...
- Przestań już.
Chłopiec usiadł na zamkniętej klapie od sedesu. Nie zamierzał wychodzić z łazienki. Lusia chwyciła go za rękę.
- Chodź do pokoju... Tata mówił mi, że zrobiłeś z klocków piękny domek. Pokażesz mi? - spytała chcąc odwrócić uwagę chłopca od tragedii, która go spotkała.
Franek wstał z sedesu. Wybiegł z ubikacji. Po chwili był już w swoim pokoju. Chwycił ułożony przez siebie domek, po czym rzucił nim o podłogę. Klocki rozsypały się.
Siedzący przy biurku Jasiu ze zdziwieniem spojrzał na brata.
- A tobie co? - spytał.
- Gówno! - zawołał Franek biorąc w ręce metalową klatkę, dawny dom Gacusia, a później także i Gatka. Uniósł ją w górę, po czym z całej siły rzucił ją na środek pokoju. Trociny rozsypały się po podłodze.
Momentalnie w pokoju chłopców zjawili się Lusia i Szymon. Ich miny mówimy same za siebie. Franek zdał sobie sprawę z tego, że przegiął. Na nowo wybuchnął płaczem.
- Franek, weźmiesz teraz odkurzacz i sprzątniesz ten bałagan! Zrozumiano?! - krzyknął Szymon ostrym tonem.
- Tak - odparł chłopiec ocierając łzy.
- Ja pomogę Franusiowi - szepnął Jasiu wkładając jaszczurki do metalowego pudełka, w którym dawniej trzymał kredki. Podszedł do brata. Chwycił go za rękę i pociągnął w stronę klatki i góry trocin.
Po chwili do pokoju chłopców wbiegła Agata. Dziewczynka rzuciła się Lusi w ramiona.
- Mama! - zawołała.
- Gusia! Mama za tobą tęskniła bardzo, ale to bardzo... - powiedziała Daniela dając córce całe mnóstwo buziaków.
- A co mi kupiłaś?
- A co byś chciała? Skarbie, mamusia nie była w sklepie...
Agatka zrobiła obrażoną minę. Skrzyżowała ręce. Szymon popatrzył na córkę z byka. Przygroził jej palcem. Dziewczynka uśmiechnęła się niewinne.
- Pomogę im sprzątnąć - szepnęła Daniela.
- Chyba żartujesz - odparł Szymon. - Chłopaki, przede wszystkim proszę w pierwszej kolejności pójść do kuchni po kosz na śmieci, zmiotkę i szufelkę.
Jasiu podniósł się z podłogi. Zbiegł na dół po schodach. Franek podniósł klatkę. Otrzepał z niej trociny, po czym odłożył ją na jej stałe miejsce - na biurko.
Lusia podeszła do szafy. Wyciągnęła z niej odkurzacz. Podłączyła do prądu.
Chwilę później do pokoju wszedł Jasiu. Chłopiec był wyposażony w śmietnik, zmiotkę i szufelkę. Usiadł na podłodze naprzeciw brata. Pomagał mu zbierać rozsypane trociny.
Szymon podszedł do okna. Niebo było ponure, zachmurzone.
- Zaraz lunie deszcz, a Marcel u Melki - rzekł.
- U Melki? Skończył mu się szlaban? - odezwała się Daniela.
- Przepustkę dostał za dobre sprawowanie.
- Ja bym chciał chomika za dobre sprawowanie... - szepnął Franciszek.
Szymon uśmiechnął się.
- Nie będę tego komentował - rzekł.
Lusia chwyciła męża za rękę. Pociągnęła go w stronę drzwi.
- Chodź, niech sobie chłopaki sprzątają... - szepnęła. - Trochę przemarzłam w tym pociągu...
Szymon ucałował dłoń żony.
- To ja cię zaraz rozgrzeję - rzekł z błyskiem w oczach. Wziął żonę na ręce. Zniósł ją po schodach na wysoki parter. Kopnął nogą drzwi od sypialni, by je otworzyć. Lusia wybuchnęła śmiechem.
- Wariat - powiedziała.
Mężczyzna rzucił żonę na łóżko. Zdjął koszulkę. Potargał sobie włosy na głowie.
- Wariat! - zawołała jeszcze raz.
Wtem do sypialni rodziców wbiegła Agatka. Dziewczynka popatrzyła na tatę ze zdziwieniem, po czym usiadła na łóżku obok mamy. W ręku trzymała dwie lalki Barbie.
- Mama, pobawisz się ze mną? - spytała.
Lusia spojrzała na męża.
- Tak. Pobawię - odparła.
- To ja jestem księżniczką!