Szymon zatrzymał samochód tuż przed liceum, do którego uczęszczali jego dwaj najstarsi synowie. Zabrawszy ze sobą jedynie kluczyki od auta, poszedł na spotkanie z wychawawczynią chłopców - Izabelą Kocińską.
Kobieta skończyła już zajęcia, jednak nie spieszyło jej się do domu. Czekając na Szymona, przejrzała oceny Marcela i Nikodema. Niedługo potem Szymon zapukał do drzwi od pokoju nauczycielskiego.
- Dzień dobry - rzekł uśmiechając się do znajomej nauczycielki.
- Witam pana, panie Jasiński. Zapraszam. Marcel uprzedził mnie, że mam się pana spodziewać - powiedziała nauczycielka.
Szymona szczerze zdziwiła ta informacja. Nie dał jednak tego po sobie poznać.
- Marcel mówił, że Nikodem jest w szpitalu... Coś poważnego?
- Miał wstrząs mózgu, ale lekarz prowadzący mówił, że najprawdopodobniej w środę wypisze Nikodema do domu...
- Co się stało? Spadł z wysokości? - spytała.
- Pani wybaczy, ale nie mam zbyt wiele czasu. Chciałbym, żeby powiedziała mi pani, jak chłopaki radzą sobie w szkole... Pokaże mi pani ich oceny?
- Oczywiście...
Kobieta otworzyła klasowy dziennik. Wskazała Szymonowi na krzesło, po czym usiadła obok niego. Podsunęła mu dziennik pod nos.
- Marcel ma numer siódmy w dzienniku... Z języka polskiego nie ma żadnej oceny, z angielskiego ma dwie piątki, z niemieckiego brak ocen. Matematyka... Panie Jasiński, ponieważ Marcel uprzedził mnie, że pan przybędzie, pozwoliłam sobie poprawić jego dzisiejszy sprawdzian. Powiem szczerze, trygonometria to wyjątkowo trudna dziedzina matematyki... Marcel poradził sobie na sprawdzianie świetnie. Dostał piątkę.
Szymon uśmiechnął się.
- To świetnie - rzekł.
- Nie do końca...
- Nie rozumiem...
- Zatem wyjaśniam. Od pewnego czasu zauważyłam, że z Marcelem dzieje się coś dziwnego. To był zawsze taki grzeczny, ułożony chłopiec.
Szymon zmarszczył brwi. Nie bardzo rozumiał, co nauczycielka ma na myśli.
- Już wyjaśniam, o czym mówię. W czwartek Marcela nie było na dwóch ostatnich lekcjach. Wagary w klasie maturalnej to rzecz niedopuszczalna.
- Wagary? Marcel? To do niego niepodobne...
- Właśnie. Dlatego zaczynam się o niego martwić. Dzisiaj po lekcji poprosił mnie, żebym zataiła przed panem tę jego blałkę. Kiedy odmówiłam, wyszedł z klasy i trzasnął drzwiami. Wyobraża sobie pan coś takiego? Za ten czyn wpisałam mu do dziennika uwagę.
Szymon zdębiał.
- Uwagę? - spytał nieco stłamszony. - Ale to jedyna jego uwaga? - spytał po chwili.
- Tak... Tak więc z matematyki Marcel ma takie oceny, jak pan tu widzi... Dwie piątki i dojdzie mu trzecia ze sprawdzianu... Fizyka, brak ocen, chemia również... Z biologii widzę czwórę z plusem... Tu nic, tu nic... Wie pan, mamy dopiero drugi tydzień szkoły. Marcel nie ma więcej ocen... Z kolei Nikodem... Hm... Język polski, cztery. Z angielskiego ma piątkę... Z niemieckiego też na piątkę... Z matematyki, jak na razie dwie piątki... To tyle... O, przepraszam, Nikodem ma jeszcze piątkę z wychowania fizycznego.
- Aha... No, dobrze... A proszę mi powiedzieć, jak Nikodem zachowuje się w szkole...
- Nie słyszałam, żeby jakikolwiek nauczyciel miał z nim jakieś problemy. Ale martwi mnie jedna rzecz.
- Co takiego?
- Słyszałam od niektórych uczniów, że Nikodem chodzi z Wiktorią Błaszak. Proszę mi wierzyć, to nie jest dziewczyna dla niego. Nikodem to taki mądry chłopiec... A ta Wiktoria... Brak słów...
- Porozmawiam z nim. Dziękuję pani za poświęcony czas.
- Za dwa tygodnie będzie zebranie rodziców. Ale dokładnej daty jeszcze nie znam.
- Rozumiem. Jeszcze raz dziękuję...
Powiedziawszy te słowa Szymon wstał z krzesła. Odprowadzony przez panią Izabelę do drzwi, wyszedł z pokoju nauczycielskiego.
- Wagarów mu się zachciało... - rzekł sam do siebie. - Ja mu dam wagary...