Kawka

1K 32 8
                                    

Na podwórku Jasińskich stał samochód Emilii Młynarczyk. Szymon był zmuszony zaparkować swoje auto bliżej kanciapy. Nie stanowiłoby to problemu, gdyby nie to, że Jasiu rozespał się na dobre. Szymon nie miał serca go budzić, toteż musiał przenieść go niemalże przez całe podwórko. Na szczęście Franek służył pomocą. Ochoczo zgodził się zanieść do domu plecak brata. Otworzył też przed tatą drzwi od domu.
- Hej - rzekł Szymon od progu. Położył Jasia na kanapie.
- A temu co? - odezwała się Lusia. - Zasnął? Dziwne - dodała podchodząc do synka. Pogłaskała go po czole. - Rozpalony jest. Daj rączkę...
Lusia zdjęła chłopcu kurtkę i buty. Poszła do łazienki po apteczkę.
- Moje dzieciaki też stale chorują - odezwała się siedząca przy stole Emilia. - Taka pogoda... Raz słońce świeci, na drugi dzień deszcz pada. Nie wiadomo jak się ubrać.
Daniela pokiwała głową, po czym wsunęła termometr pod ramię śpiącego Jasia.
- Mama, a jak Jasiu chory to się ze mną nie przywitasz? - odezwał się Franek.
- Przepraszam! - odparła kobieta podchodząc do stojącego przy drzwiach synka. - Witam cię, Franek - dodała z uśmiechem. Pocałowała chłopca w czoło.
- Cześć mama - odpowiedział.
- Franek, ściągaj buty i kurtkę - rzekł Szymon. - Gdzie Agata?
- Ej, była tu przed chwilą. Poszła pewnie po lalki. Skarbie, zajrzysz do niej?
- Zajrzę... Franek, plecaki na górę.
- Franek to, Franek tamto - westchnął chłopiec ruszając w stronę schodów.
- Franek, buty i kurtkę na korytarz odnieś - dopowiedział Szymon kiwając głową.
- Franek to, Franek gówno - kontynuował chłopiec.
- Franek, nie dyskutuj!
Emilia uśmiechnęła się. Rozmowa ojca z synem bardzo ją bawiła.
- Powiedz mi Szymon, jak mój Kornel radzi sobie w szkole. Podobno uczysz go matmy...
- No, podobno... - rzekł mężczyzna siadając przy stole naprzeciw Emilii. Podsunął sobie kubek z kawą Danieli. Napił się. - Kornel, Kornel... Niech sobie przypomnę... Który to? - zaśmiał się. - A już wiem! Ten z tatuażami na rękach.
- Szymon, no co poradzę na te jego tatuaże? Trochę czasu minie zanim ta farba zejdzie...
- Kornel zrobił sobie tatuaż? - odezwała się Daniela.
- Jaki tam tatuaż? Kupił sobie przez Internet flamaster do robienia na ciele tatuaży... Po kilku myciach te jego arcydzieła powinny zejść - wyjaśniła Emilia.
- Wszystko by grało, gdyby nie to, że te arcydzieła to ściągi z wzorów na pola figur płaskich - rzekł Szymon biorąc do ust kolejny łyk kawy. - Ale generalnie nie mam z nim problemów. Uczy się dobrze. Jest w miarę grzeczny... Co innego mnie niepokoi...
- Co?
- Dzisiaj o godzinie dwunastej trzydzieści widziałem na mieście Marcela spacerującego z Amelią - wyjaśnił.
- Co? Żartujesz chyba. Przecież Amelia ma lekcje do czternastej!
- Marcel też - odezwała się Daniela. - Cholera, trzydzieści osiem i osiem kresek... Jasiu... Zrobię mu okład.
- Dałaś mu coś na opad gorączki?
- Dobrze wiesz, że tabletki na niego nie działają. Włożę mu czopik. Gdzieś tu powinnam coś jeszcze mieć - szepnęła kładąc na swoich kolanach koszyczek z lekami. - Jest... Pół opakowania...
Szymon skierował wzrok na Emilię. Uśmiechnął się do niej.
- Janek zbiera już na wesele? - spytał.
- Janek zbiera na nowe auto a nie na wesele. Tydzień temu Oliwer roztrzaskał jego samochód...
- Co ty? Gdzie?
- No gdzie? W Zajezierzu... Jechał jak wariat. Wparował maską w drzewo, nie wyrobił zakrętu - wyjaśniła.
Szymon pokiwał głową.
- Wyślij dzieciaka na prawo jazdy... Nie dość, że wydasz kasę na kurs to jeszcze roztrzaska ci auto... - podsumował.
- Podałam mu czopik. Zmierzę mu gorączkę za dwadzieścia minut... Szymon, weź go, a ja rozłożę kanapę, co?
- Jasne...
Mężczyzna wziął syna na ręce.
- Ale się rozchorowałeś - rzekł trzymając ospałe dziecko. - Wyszło ci włażenie pod taras i chodzenie po domu na boso!
Lusia rozłożyła kanapę. Z pomocą Emilii przebrała pościel. Szymon tymczasem położył Jasia na fotelu. Zdjął mu spodnie i bluzę. Chłopiec trząsł się z zimna. Miał dreszcze.
- Już ci daję piżamę! - zawołała Daniela otwierając komodę.
- Jest!
Przykucnęła przy dziecku. Przebrała go całego w niebieską piżamę w czerwone autka.
- W szkole nie było widać po nim choroby. Dopiero w samochodzie go zmuliło... Zobaczymy jak noc i najwyżej jutro pojedzie się z nim do lekarza - rzekł Szymon kładąc Jasia do łóżka.
Chłopczyk otworzył oczy. Lusia przyłożyła rękę do jego spoconego czółka.
- Co kochanie? - odezwała się. - Zjeść trochę zupki, co?
- Nie... Nie chcę... Mama, pić - rzekł.
- Już mamusia robi ci herbatkę - odparła wstając z kanapy.
Szymon podszedł do kuchenki indukcyjnej.
- Co na obiad? - spytał zaglądając do garnka. - Żurek... - dodał bez entuzjazmu.
- Przecież lubisz żurek...
- Tak... Jak nie ma nic innego do jedzenia...
Lusia przelała przygotowaną wcześniej herbatę do garnuszka. Wystudziła ją.
- No, Jasiu... Usiądź... - szepnęła siadając obok synka. Pomogła mu się podnieść. Podłożyła dodatkową poduszkę pod jego plecy. - No, pij... Powolutku...
Chłopiec chwycił polewany garnuszek w obydwie ręce. Napił się herbaty. Lusia pogłaskała go po włoskach.
- No, kładź się i śpij... - szepnęła.
Wtem do salonu wbiegli Franek i Agatka. Dziewczynka przez całe przedpołudnie nie widziała taty, toteż zgodnie ze swoim zwyczajem rzuciła mu się na szyję.
- Bo mnie udusisz! - zawołał ojciec dziewczynki biorąc ją na swoje kolana.
- Mama, dostałem piątkę za szlaczki - rzekł Franek dając Lusi do ręki swój zeszyt.
- No, pięknie - pochwaliła go. - Ale ubierz kapcie na nogi!
Franek uśmiechnął się. Pobiegł do sypialni rodziców.
- Czego ty tam szukasz?! Tam nie ma twoich kapci - odezwał się Szymon.
Chłopiec wbiegł z powrotem do salonu ze słoikiem w ręce.
- Lepiej! - rzekł. - Jaszczurkę mam...
Agatka podbiegła do Franciszka. Z uwagą przyjrzała się słoikowi po ogórkach.
- Gdzie jaszczur? - spytała.
- Pod nakrętką - rzekł Franek. - Tata, ja chcę go uwolnić - dodał podchodząc do Szymona. Podał mu do ręki słoik.
- No, takie zachowanie bardzo ale to bardzo mi się podoba - odparł Szymon wstając od stołu. - Załóż buty, pójdziemy na dwór i wypuścimy jaszczurkę, żeby weszła sobie z powrotem pod taras...
Franek pobiegł na korytarz. Gdy wrócił, miał już na nogach trampki. Wziął słoik z ręki taty. Otworzył drzwi na zewnątrz.
- Nie damy cię poćwiartować głupiemu Jasiowi - rzekł do zwierzątka, gdy był już na dworze. - Uciekaj jaszczurko i nie daj się nikomu złapać! - dodał siadając na tarasowych schodach.
Otworzył słoik. Jaszczurka popędziła prosto pod taras. Franek uśmiechnął się szeroko. Wstał ze schodów, po czym podbiegł do ojca. Przytulił się do niego.
- Franuś, jestem z ciebie naprawdę dumny. Pięknie się zachowałeś - rzekł ojciec chłopca. - Dobra, wracamy do domu, bo się pochorujemy jak Jasiu... Gacia, chodź...
Dziewczynka otworzyła tarasowe drzwi. Weszła do domu jako pierwsza. Podbiegła do Lusi.
- Mama, Franek uwolnił jaszczura - szepnęła.
- Bardzo dobrze... Szymon, wyłączyłam zupę...
- Aha, okej - odparł.
- Czas na mnie. Lusia, dzięki za kawę.
Daniela zmarszczyła brwi.
- Emila, zostań. Małe dzieci ci w domu płaczą? - odezwała się.
- Nie, ale duże dzieci niedługo wrócą ze szkoły a ja nie zrobiłam jeszcze obiadu... A z Melką porozmawiam sobie dzisiaj na temat wagarowania.
- A ja z Marcelem - rzekł Szymon. - Dostanie wykład. Oj, dostanie.
- Na razie...
- Na razie.

Dom w ZajezierzuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz