To był naprawdę zwariowany dzień. Mieliśmy nic nie kupować dzieciakom, ale się nie dało.
Straciliśmy w galerii prawie tysiąc złotych. Franek dostał chomika - nawiasem mówiąc jego chomik nie ma już na imię Czoko, tylko Czopek. Lusia kupiła młodemu buty do szkoły i jesienną kurtkę. Żeby Agacie nie było przykro, że nic nie dostała trzeba jej było kupić kucyka dla Barbie. Tak więc za kawałek różowego plastiku zapłaciłem w zabawkowym siedemdziesiąt pięć złotych. Agata tak skakała z radości, jakby nie miała w domu ani jednej zabawki...
Nikodem niby zupełnie przypadkowo spotkał w galerii Wiktorię. Poszedł z nią gdzieś na chwilę. Wrócił po trzech godzinach. Kurcze, kiedy on w końcu zrozumie, że ta Wiktoria to nie jest dziewczyna dla niego? Muszę z nim na ten temat jeszcze raz porozmawiać.
Niesamowite, ile znajomych można spotkać w galerii w niedzielę handlową. Widziałem naszego listonosza i panią Zosię, wychowawczynię Jasia i Franka. Oczywiście podszedłem, aby się z nią przywitać. Przedstawiłem jej Agatkę, a Franek swojego nowego chomika. Z góry zapowiedziała, żeby nie przynosił go do szkoły. I dobrze.
Od godziny dwunastej musiałem nosić Agatę na rękach, bo bardzo, ale to bardzo rozbolały ją nogi. Biedne dziecko... Nogi przestały ją boleć zaraz po tym, jak zobaczyła plac zabaw. Co tam się działo?! Dostawałem oczoplonsu! Agatka, Jasiu i Franek to wyjątkowo żywe dzieci. Gdy inni tatusiowie i mamusie siedzieli przy stolikach i pili kawę od czasu do czasu zerkając na swoje pociechy, ja przerzucałem wzrok z Agaty na Jasia, z Jasia na Frania, z Frania na Agatę i tak w kółko.
Najlepszy był Franciszek... Chociaż biegał z rodzeństwem i z innymi dziećmi, co chwilę przylatywał do mnie, by pogłaskać Czopka, którego dał mi na przechowanie.
Po czternastej przy placu zabaw zjawili się kolejno Lusia, Marcel i Nikodem. Dopiero wtedy kupiłem sobie ekspresso z automatu. Lusia pokazała mi swoje zakupy i paragony. Zamówiliśmy dzieciakom frytki i colę.
Agata to mała rządzicielka. Lubi stawiać na swoim. Nie wiem za kim to dziecko ma taki paskudny charakter... Kiedy nastał czas powrotu do domu zawołałem ją - raz tylko. Nie przyszła, więc poszedłem po nią. Chwyciłem żabę za rękę.
- Dlaczego mnie nie słuchasz? - spytałem patrząc w jej bystre oczka.
Zrobiła obrażoną minę. Gdyby ta sytuacja miała miejsce w domu, dostałaby klapa za tę minę. Trochę za mądra jest. Muszę ją utemperować. Gacia... Cała Gacia!
Zaraz po powrocie do domu przebrałem się w gorsze ubrania, wziąłem młodszych chłopaków na dwór i na ich oczach zabiłem deską ich tajne przejście pod taras. Skończyło się! I dobrze.