Prawo Jazdy

1.1K 34 0
                                    

Było późne popołudnie. Marcel wysiadł z samochodu. Misiu czekał na niego na tarasie. Wesoło merdał ogonem. Nastolatek przykucnął przy swoim ulubieńcu. Przytulił się do niego.
- Misiu... - rzekł. - Kopę lat! - zaśmiał się.
Szymon nie śpieszył się do domu. Otworzył maskę Volkswagena. Przyjrzał się pracy silnika.
- Tata, idziesz? - zawołał Marcel.
- Moment... Niech mama zrobi mi kawę - odpowiedział.
Marcel jeszcze raz pogłaskał Misia, po czym wszedł do domu. Agata, Jasiu, Franek i Daniela siedzieli przy stole. Chłopcy odrabiali prace domowe zaś Lusia i Agatka odrysowywały swoje dłonie i przyozdabiały je kolorowymi bransoletkami i pierścionkami.
- Mama, a mogę prawdziwy lakier do paznokci? - odezwała się pięciolatka.
- Lakier? - szepnęła Lusia ze zdziwieniem. - Wypaprzesz mi lakier i czym będę malowała sobie paznokcie, co? Masz tu kredki...
Dziewczynka wstała z kolan mamy. Pobiegła do łazienki. Lusia westchnęła, po czym ruszyła za córką.
Tymczasem do salonu wszedł Szymon. Mężczyzna popatrzył na siedzących przy stole chłopców. Przyjrzał się im rysunkom.
- To do szkoły? - spytał.
- No... Dom... - odparł Franciszek biorąc do ręki czerwoną kredkę.
- Pozostałe lekcje macie zrobione?
Franek i Janek kiwnęli twierdząco głowami.
Wtem w salonie pojawiła się Lusia. Kobieta uśmiechnęła się na widok męża. Podeszła do niego. Powitała go pocałunkiem.
- Głodny? - spytała.
- Jedliśmy na mieście.
- Tata poznał Wiktorię - odezwał się Marcel.
- Tak? To jak ci się podoba twoja przyszła synowa?
- Lusia, nie załamuj mnie. Jak Niko wróci do domu wybiję mu z głowy tą całą Wiktorię - rzekł Szymon podchodząc do aneksu. Zaparzył kawę dla siebie i dla Lusi.
- Marcel, herbatę? - spytał.
- Nie, dzięki.
- A, Marcel - odezwała się Daniela. - Melka była u ciebie. Mówiła, że ma do ciebie jakąś sprawę...
Chłopiec spojrzał na tatę błagalnym wzrokiem.
- Marcel ma od dzisiaj dwutygodniowy szlaban na wychodzenie z domu - rzekł Szymon bezapelacyjnie. - Nie patrz tak na mnie, synek. Za głupotę niestety trzeba płacić.
- Za jaką głupotę? - odezwała się Lusia.
Szymon spojrzał na syna.
- Powiedz mamie, za co masz szlaban. Ja mam się za ciebie tłumaczyć?
- W zeszłym tygodniu zwiałem z dwóch lekcji...
Daniela zaniemówiła.
- Tata, zróbmy tak, że pójdę do Melki a od jutra zacznie się mój szlaban. Okej?
- W tym domu nie ma czegoś takiego jak przekładanie szlabanu na inny termin. Proszę, twoja herbata.
- Tata, ale sam słyszałeś, że Melka coś ode mnie chciała... Skoczę tylko na chwilę...
- Nie skończysz. Raz, że masz szlaban. Dwa, że jest już późno, a ty nie masz zaczętych lekcji.
- Marcelek, skoro tak, to zadzwoń do Melki... Nie musisz przecież pędzić na każde jej zawołanie - odezwała się Daniela.
- Jak nie? Właśnie, że muszę. To moja dziewczyna - rzekł chłopiec.
Lusia wzięła do ręki swój kubek z kawą. Usiadła przy mężu.
- Tato, no!
- Marcel, powiedziałem coś. Masz szlaban i koniec! Nie pójdziesz do Melki. Wybij sobie to z głowy!
Chłopiec zacisnął powieki. Z nerwami pobiegł do swojego pokoju. Korciło go, by trzasnąć drzwiami, ale tego nie zrobił. Wziął do ręki iPhone. Napisał SMS do swojej dziewczyny.
- Siema, Mela. Nie zgadniesz. Mam szlaban. Nie przyjdę. A coś się stało, że byłaś?
- Hejo. Za co masz szlaban? - odpisała niemalże natychmiast.
- Za kręgle.
- Bezsensu, że masz szlaban. Myślałam, że pojedziemy z Oliwerem wieczorem na starówkę do Torunia.
- Że jak?
- A tak, że Oli odebrał dzisiaj prawko.
Marcel wziął głęboki oddech. Podniósł się z łóżka, po czym zbiegł na dół po schodach.
- Mama, ja chcę iść na prawo jazdy - oświadczył.
- Dobrze. Pójdziesz - odpowiedziała.
- Kiedy?
- Jak trochę zmądrzejesz. Na razie masz wściubziu w głowie - rzekł Szymon puszczając oko do siedemnastolatka.
Agatka, Jasiu i Franek wybuchnęli śmiechem. Po chwili Jasiu wstał od stołu. Podszedł do Lusi niosąc swój rysunek.
- Mama, skończyłem - zakomunikował.
- No, pięknie - powiedziała przyglądając się pracy syna. - To jest nasz dom? Piękny! O, są nawet Misiu i Monster... Leżą sobie na tarasie.
- Misiu sobie grzecznie leży a Monster liże się po jajach...
- Co robi? Jasiu! Nie można mówić takich rzeczy - odparła spoglądając na syna.
- No to ja już sam nie wiem, co robi Monster - rzekł chłopczyk odbierając swój rysunek z ręki mamy.
- Może drapie się po jajach - rzekł siedemnastolatek otwierając lodówkę.
- Marcel!
- Co? Mamo, Monster jest tylko psem i ma swoje potrzeby... Kupcie mu suczkę, to przestanie się zachowywać jak pomyleniec - rzekł chłopiec nalewając sobie do kubka resztę mleka.
- I gdzie chowasz tę butelkę?! Najlepiej, z powrotem do lodówki! Nie wiem, czy wiesz, ale w tym domu, pod zlewem jest taka szafka - powiedziała Daniela wstając z kanapy. - Podchodzisz do niej... Otwierasz, patrzysz... O! Kosz na śmieci! Zgniatasz butelkę i wrzucasz ją tutaj.
- Mamo... Weź się - rzekł chłopiec.
- Nie, Marcel. Jest was pięcioro plus ojciec... Ty zostawisz w lodówce karton po mleku. Ktoś inny notorycznie zostawia w toalecie rulon po papierze toaletowym!
- To Jasiu! - zawołała Agatka.
- Wcale nie ja! - odparł chłopczyk.
Szymon przechylił kubek. Wziął do ust ostatni łyk kawy. Postawił kubek na ławie, po czym klasnął w dłonie.
- Dość! Marcel, do lekcji! Franek, jak długo jeszcze będziesz męczył ten rysunek?
Nastolatek bez słowa poszedł do swojego pokoju. Franek z kolei odłożył kredkę.
- Skończyłem - rzekł.
- Pokaż, co tam stworzyłeś...
Malec chwycił kartkę. Wsunął kapcie na nogi, po czym podszedł do taty.
- Pięknie - rzekł Szymon. - Rysunek na szóstkę z plusem. Schowaj do plecaka. Jasiu, to samo.
Lusia podeszła do stołu. Zabrała się za składanie kredek. Chłopcy bez pośpiechu schowali rysunki do swoich teczek.
- Chodźcie tu do mnie obydwaj...
Siedmiolatkowie podeszli do Szymona.
- No, siadajcie sobie na kanapie - rzekł przenosząc się na fotel.
Chłopcy usiedli obok siebie. Obaj przeczuwali, że czeka ich nieprzyjemna rozmowa z ojcem.
- Pierwsza sprawa dotyczy chomika... Ostatni raz wziąłeś go do szkoły - rzekł Szymon patrząc Franusiowi w oczy. - Czy to jest jasne?
- Tak - rzekł chłopczyk.
- Okej. Druga sprawa... Zwialiście mi dzisiaj z samochodu... Który wpadł na ten pomysł?
- Obaj w tej samej sekundzie - rzekł Franek.
- Wołałem was. Dlaczego nie przyszliście?
Chłopcy uśmiechnęli się do siebie.
- Okej. Wrócimy do tego za chwilę... Trzecia sprawa... Dlaczego dzisiaj po lekcjach nie przyszliście po mnie do sekretariatu? - spytał.
Spojrzenia dwóch braci ponownie się zbiegły. Chłopcy wybuchnęli śmiechem.
- Jasiu powiedział do pani "hej, dupa" - rzekł Franciszek niemalże kulając się ze śmiechu.
- Co? - odparł Szymon nie odrywając spojrzenia od chłopców.
- Nie słuchaj go... - odezwała się Daniela.
Jasiu przestał się śmiać. Spuścił głowę na dół.
- Nie powiedziałem tak do pani... - rzekł.
Franek pobiegł do ubikacji. Po chwili wrócił do salonu. Chciał usiąść na kanapie, ale Szymon posadził go na swoim kolanie.
- Przeszła głupawka? - odezwał się.
- Jeszcze nie do końca - rzekł siedmiolatek.
- Kwestia czasu...
Daniela wytarła stół wilgotną ścierką. Uważnie przysłuchiwała się rozmowie męża z dziećmi. Przeczuwała, że Szymon za moment przyłoży chłopakom po kilka klapsów, toteż poszła z Agatką do pokoju na górę.
Gdy tylko dziewczyny weszły na poddasze, Szymon zdjął Franka z kolan.
- Teraz obaj dostaniecie lanie za to, że uciekliście mi z samochodu i nie przyszliście, kiedy was wołałem. Dostaniecie po pięć klapsów. Franek, proszę spuścić spodnie i się tu położyć - rzekł wskazując ręką na swoje udo.
Chłopiec przełknął ślinę. Łzy stanęły mu w oczach.
- Jeśli tego nie zrobisz, dostaniesz trzy klapsy dodatkowo...
Franek stał bez ruchu. Zacisnął mocno powieki. Szymon spuścił mu spodnie, przełożył syna przez kolano, po czym wymierzył mu osiem cierpkich klapsów.
Chłopiec głośno płakał. Jego pisk słuchać było na piętrze. Po laniu, Szymon podciągnął dziecku spodnie.
- Uspokoisz mi się? - spytał.
Franek pokiwał głową. Otarł ręką łzy, po czym zdjąwszy buty wszedł na kanapę.
Przyszła kolej na Jasia.
- Chodź, miejmy to za sobą - rzekł ojciec chłopca.
Jasiek bał się lania. Mimo to, bez sprzeciwu podszedł do Szymona.
- Tatuś, nie mocno - szepnął pochylając głowę na dół.
- Sam zdejmiesz spodnie, czy mam ci pomóc?
- Sam - szepnął chłopiec pociągając nosem.
Zsunął z tyłka spodnie, po czym położył się na kolanach Szymona. Otrzymał łącznie pięć klapsów. Nie płakał. Dzielnie zniósł lanie.
Gdy kara dobiegła końca Jasiu podciągnął sobie majtki i spodnie. Usiadł na kanapie obok zapłakanego brata.
- Franek, dostałeś te kilka klapsów więcej niż Jasio, żebyś zapamiętał, że gdy ty idziesz do szkoły, Gacek zostaje w domu. Zrozumiałeś to?
- No - rzekł chłopiec cicho łkając.
Marcel siedział na jednym z najwyżej osadzonych schodów. Przyglądał się całemu zajściu. Chociaż jego zdaniem chłopcy zasłużyli na lanie, bardzo im współczuł.
Szymon wstał z fotela. Poszedł do swojej sypialni. Położył się na łóżku. Zdziwił się, gdy po chwili ujrzał stojącego w drzwiach Marcela.
- Szkoda mi Franusia - szepnął wchodząc do sypialni rodziców. Usiadł na łóżku obok leżącego ojca.
- Wciąż płacze?
- No... Chłopaki siedzą na tej kanapie i nie wiedzą, czy mogą iść do siebie czy nie... Mogę ich wysłać na górę?
- Możesz - rzekł Szymon poprawiając sobie pod głową poduszkę.
- To zaraz pójdę... Tatu, ja rozumiem, że mam szlaban i szanuję to. Serio. Dwa tygodnie bez wychodzenia z domu. Super kara. Full wypas. Bez ściemy.
- O co ci chodzi, Marcel?
- No, tak czysto hipotetycznie chciałem się zapytać o jedną rzecz... Gdybym na przykład poszedł sobie do Amelki chociaż mam szlaban i ty byś się o tym dowiedział...
- Nie wiem... Nie biorę takiej opcji pod uwagę... - rzekł Szymon.
- Bo wiesz... Szlaban szlabanem, ale są ważniejsze sprawy od jakiegoś głupiego zakazu, co nie?
- Na przykład prawo jazdy?
- Nie czaję...
- Już wyjaśniam. Jeśli zlekceważysz sobie ten niezaprzeczalny fakt, że masz szlaban i pójdziesz mimo to do Amelki czy tam niewiadomo dokąd, nie puszczę cię na prawo jazdy wcześniej niż w przyszłym roku...
- Aha... A jeśli będę siedział w domu i w ogóle cycuś glancuś, to kiedy będę mógł zapisać się na kurs?
- Za dwa tygodnie - rzekł Szymon.
Marcel uśmiechnął się.
- Serio? - spytał z niedowierzaniem.
- Serio.
- To nic, że nie mam kasy?
- Marcelek, bez przesady... Damy ci z mamą kasę na prawko...
- Zdam za pierwszym razem. Słowo!
- Dobrze - rzekł Szymon. - Zobacz, czy przedszkole jeszcze siedzi na kanapie.
Rozpromieniony Marcel wychylił się zza futryny.
- Nie ma ich. Poleźli sobie - rzekł.
- To dobrze. Idę się kąpać i spać. Zmęczony jestem...
- A ja idę lekcje robić, bo jeszcze nie zacząłem - odparł Marcel. - To przyjemnej kąpieli i dobranoc, tato.
- Ty też nie siedź do późna.
- Okej... Lecę. Pa!
- No. Pa.

Dom w ZajezierzuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz