Żaba

2.2K 34 5
                                    

Agatka zmywała naczynia po śniadaniu. Miała przed sobą pełną miskę ciepłej wody z płynem. Nikodem stał obok niej. Odbierał od siostry umyte naczynia i dokładnie spłukiwał z nich pianę.
Jasio siedział smutny przy stole. Z niechęcią patrzył na kaszkę polaną sokiem truskawkowym. Nie miał apetytu.
Szymon spojrzał na synka ze współczuciem.
- Janek, nic nie zjadłeś - rzekł. - Proszę wziąć łyżkę w rękę... Jasiek! Mówię do ciebie...
Chłopiec od niechcenia chwycił łyżeczkę.
- Ale nie chce mi się jeść - szepnął pod nosem.
- To niech ci się zachce - odparł Marcel odkładając na półkę młodzieżowy magazyn. - Tata, mamy do pogadania...
- Jedz Jasiu, bo nie będziesz miał siły bawić się na dworze - rzekł Szymon. - Co chciałeś? - dodał spoglądając na Marcela.
Usiadł obok siedemnastolatka na kanapie.
- Sztuka kompromisu - odezwał się młodzieniec. - Odbyłem już prawie połowę kary, to znaczy szlabanu... No, a dzisiaj jest sobota, więc proszę o przepustkę...
- Synek, przepustkę miałeś wczoraj.
- Nic o tym nie wiem. Tata, wytłumacz mi jedną rzecz. Jaki jest sens nakładania na mnie szlabanu? Przecież już ci powiedziałem, że nie pójdę więcej razy na wagary... Nie czaję.
- Lubię, jak jesteś w domu. Gdybyś nie miał szlabanu zaraz po szkole latałbyś do Melki. Zgadza się?
- No, tak... Ale jak wiesz, dzisiaj jest sobota. Nie ma szkoły... Tatuś, może mógłbym dzisiaj w drodze wyjątku pójść do Melki, co?
- Okej. Ale najpierw pomożesz mi umyć obydwa auta.
Marcel uśmiechnął się.
- Tata! Pomogę? Ja sam ci je umyję! - zawołał zadowolony. - To lecę!
- Marcel, czekaj. Wypiję kawę. Pójdę z tobą...
- Okej, okej... To skoczę chociaż na górę, bo mam tam telefon. Napiszę Melce, że będę mógł ją odwiedzić! - rzekł rozpromieniony.
Szymon chwycił w rękę kubek z kawą. Usiadł na kanapie. Spojrzał na leżący na stole iPhone.
- To co? Dzwonić do mamy? - rzekł.
Agatka uśmiechnęła się. Wytarła mokre dłonie w ręcznik, po czym podbiegła do ojca. Usiadła obok niego.
- Tata, ja zadzwonię! - zawołała biorąc do ręki telefon Szymona. Prędko wyszukała w kontaktach numer telefonu do mamy. Przycisnęła na wyświetlaczu zieloną słuchawkę.
- No, hej - usłyszała głos Lusi.
- Cześć mama!
- Cześć kochanie! Gacia, opowiadaj, jak w domu. Tęsknisz za mamą?
- Tak. A ja wpadłam do wody, a Jasiu się schował i tata nie mógł go poszukać - powiedziała dziewczynka.
- Ojej, ale znalazł się? - spytała zatrwożona.
- No... Był pod tarasem. Mama, a kiedy przyjedziesz?
- Dziś wieczorem... Gaciu, daj mi tatusia do telefonu.
- Dobra! Tata, masz! - powiedziała dziewczynka podając ojcu jego iPhone.
Szymon wziął głęboki oddech. Przyłożył telefon do ucha.
- Hej skarbie - rzekł trzymając się ręką z tyłu głowy. - Co tam?
- Co tam? Szymon, Agatka jak zwykle zmyśla, prawda? Żadne z moich dzieci nie wpadło do wody ani nie weszło pod taras?
- No, co mam ci powiedzieć? - westchnął lekko zagubiony.
- Zostawiłam dzieci pod opieką odpowiedzialnego człowieka... Tak czy nie? Bo już sama nie wiem!
- Lusia, wszystkie twoje dzieci są całe i zdrowe. Powiedz lepiej, co z tatą...
- Z tatą lepiej. Szymon, będę kończyć. Odezwę się do ciebie, jak będę w szpitalu...
- Dobrze.
- To pa.
- No, pa - rzekł rozłączając połączenie. Wypił kawę do końca.
Agatka podniosła się z kanapy. Podeszła do Jasia. Chwyciła go za rękę. Zaprowadziła do drzwi.
- Chodź, złapiesz dla mnie jaszczurkę - powiedziała.
Chłopiec spojrzał na tatę.
- To my idziemy na dwór - odezwał się.
- Okej. Ale pamiętajcie o tym, co wam wczoraj mówiłem. Nie wolno wychodzić za ogrodzenie ani wchodzić pod taras. Rozumiemy się? Jasiu...
Siedmiolatek kiwnął głową.
- Franek! - zawołał.
Szymon otworzył szafę. Wyciągnął z niej kurtki i czapki dzieciaków. Ubrał Agatkę.
- I co ja mam z tobą zrobić? - rzekł patrząc na Jasia. - Kurtka jakaś się znajdzie, ale buty? Dam ci jakieś adidaski... Oj, Jasiu, Jasiu...
Chłopiec wsunął na nogi sportowe buty. Zawiązał sznurowadła, po czym wyszedł z domu.
Po chwili w salonie pojawił się Franek. Trzymał w ręce chomika.
- Tata, idę na dwór - odezwał się. - Mogę bez kurtki?
- Możesz w kurtce... - rzekł Szymon. - Franuś, możecie się bawić tylko na podwórku...
- Na jabłonce możemy?
- Możecie...
Chłopczyk uśmiechnął się. Poczekał aż tata wsunie mu na głowę czapkę, po czym wybiegł z domu.
Szymon został sam w salonie. Oparł się wygodnie o kanapę.
- Jaka cisza... - westchnął.
Po chwili usłyszał dobiegający z dworu pisk Agatki. Wyszedł na taras.
- Tata! Jasiu złapał prawdziwą żabę! - zawołała.
Szymon uśmiechnął się. Oparł się łokciami o balustradę. Spojrzał na Marcela szorującego Volkswagena.
- Pomogę ci! - zawołał.
- Spoko - rzekł Marcel. - Tata, Toyota odkurzona i umyta!
- No, widzę. Aż się świeci!
- Volkswuś też zaraz będzie się świecił. - rzekł Marcel. - Kto chce zarobić złotówkę?!
Jasiek, Franek i Agatka momentalnie podbiegli do Marcela.
- Co mamy robić? - odezwała się dziewczynka.
- Możecie felgi umyć, ale tak, żeby lśniły... Chłopaki myją felgi, a Agata szyby... Masz tu płyn i papier...
Dziewczynka podskoczyła z radości. Zarówno ona jak i jej bracia zabrali się do pracy.
Marcel stanął obok Szymona. Skrzyżował ręce.
- Tak się to robi... - rzekł.
Szymon poklepał syna po ramieniu.
- Dobra robota - pochwalił go.
- Dzięki tato.

Dom w ZajezierzuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz