Mistrz szlaczkowy

1.1K 25 1
                                    

Było późne piątkowe popołudnie. Daniela i Agatka położyły się spać. Franek i Janek siedzieli przy kuchennym stole. Obydwaj mieli skupione miny. Rysowali w zeszytach kolorowe szlaczki.
Szymon siedział w fotelu. Trzymał laptopa na swoich kolanach. Widok Marcela i Nikodema siadających na kanapie szczerze go zdziwił.
- Hej tato... Jest sprawa - odezwał się Marcel.
Mężczyzna odłożył komputer. Z uwagą przyjrzał się chłopcom. Obydwaj byli niezwykle poważni. Spojrzeli na siebie, po czym głos zabrał Nikodem.
- Poszlibyśmy jutro z Melką i z Wiktorią na dyskotekę...
Marcel spuścił nisko głową. Przetarł ręką oczy.
- Dyplomata... Nie odzywaj się Niko. Ja zrobię to lepiej... Tata, jak byłeś młody to chodziłeś z dziewczynami na tańce, imprezy?
Szymon uśmiechnął się.
- Chłopaki, przede wszystkim ustalmy jedną rzecz. Nie mam nic przeciwko tańcom, jak to nazwałeś.
- Młodość musi się wyszumieć - szepnął Marcel z błyskiem w oczach.
- Wiem, ale nie chciałbym, żeby jeden czy drugi wrócił do domu z powybijanymi zębami...
- Tata, no co ty?! Tam będzie same poważne towarzystwo. W tym klubie jest ochrona... Nie zaprowadzilibyśmy Melki i Wiki do podrzędnej dyskoteki - rzekł Marcel z nadzieją spoglądając na ojca. - To co? Zgodzisz się?
- Tak... Pozwolę wam tam pójść, ale na moich warunkach...
Chłopcy spojrzeli na siebie. Na twarzach obydwu pojawił się uśmiech.
- Ktoś jeszcze z wami idzie?
- Nie... Tylko ja, Marcel, Wiki i Melka - oznajmił Nikodem.
- Okej. Chłopaki, ustalmy kilka zasad... Bawicie się w czwórkę i jeden ma na drugiego oko. Nie ma odosabniania się. Do dyskoteki wchodzicie razem i wychodzicie też razem.
Chłopcy pokiwali głowami.
- Jasna sprawa - rzekł Marcel.
- Kolejna rzecz. Najpóźniej o godzinie wpół do pierwszej w nocy meldujecie się w domu... Macie chyba pieniądze na taksówkę...
- Mamy - rzekł Nikodem.
- Dobrze. O tym, że zabraniam wam pić alkohol chyba nie muszę mówić...
- A piwo? - odezwał się Nikodem.
Marcel uderzył się ręką w czoło. Wziął głęboki oddech. Słowa brata działały na niego rozbrajająco.
- Co "piwo"? Niko, mówię do ciebie w niezrozumiałym języku?
- Nie no, czaję. Ale piwo to nie jest alkohol tylko chmielowy napój orzeźwiający... - odparł chłopiec.
- Nikodem, pozwoliłem wam pójść na dyskotekę, co jest do mnie nie podobne. Dałem wam olbrzymi kredyt zaufania. Za moment zmienię zdanie i nigdzie nie pójdziecie.
- Tata, Nikodem nie weźmie do pyska ani kropli alkoholu. Biorę to na siebie - odezwał się Marcel.
- Nie no... Ja żartowałem z tym piwem... - rzekł Nikodem drapiąc się po głowie.
Szymon pokiwał głową. Przyjrzał się synom. Nikodem był nieco zmieszany. Marcel - zadowolony.
Wtem rozległ się krzyk Franciszka.
- Jasiu, no! Tata, bo on wylał picie na mój zeszyt!
- Wcale nie! Sam wylał, a zwala na mnie! - odpowiedział drugi chłopczyk.
Mężczyzna prędko starał ze stołu rozlany sok. Wytarł też mokry zeszyt Franciszka.
- Jasiek, ile razy mówiłem, że lekcje się odrabia przy pustym stole? - rzekł Szymon zdejmując ze stołu talerz z ciastkami, szklanki oraz stertę obierek po mandarynkach.
- Sok to nie był akurat mój, tylko jego.
Franciszek kopnął brata pod stołem.
- Mój? - krzyknął. - Jabłkowy mój? Ja nie lubię jabłkowego, bo jest kwaśny!
- Wszystkie soki są kwaśne! - odparł Jasiek. - I mnie nie kop, bo jak ja cię zaraz kopnę to się zesrasz!
- Hej! Jasiek! A ty co?! - rzekł Szymon podniesionym głosem.
- Bo mnie kopnął!
- Bo powiedział, że to mój sok - wymamrotał Franek pod nosem.
- Dość tego! Usłyszę jeszcze jedno słowo i obaj będziecie stać w kącie!
Chłopcy umilkli. Marcel i Nikodem uśmiechnęli się do siebie.
- Jak się słuchają - szepnął starszy chłopiec. - Nie to co my. Pamiętasz?
- No... Co drugi dzień któryś z nas musiał dostać lanie, bo inaczej tata by się rozchorował - westchnął Marcel spoglądając na Szymona.
- Ja to widzę trochę inaczej - rzekł.
- Dobra, nieważne! Lecę do Melki...
- Przed dziesiątą chcę cię widzieć w domu. Inaczej, będzie szlaban i nici z dyskoteki - odparł Szymon biorąc do ręki zeszyt Jasia.
- Spoko - odparł Marcel kierując się w stronę drzwi.
- A ja idę do siebie - odezwał się Nikodem.
- Jasiek, mało staranne te twoje szlaczki. Rysowałeś je na czas? - rzekł Szymon patrząc na siedmiolatka.
- Ja jestem Franek - odparł malec.
- Kogo jak kogo, ale taty nie oszukasz. Proszę narysować jeszcze jedną stronę szlaczków, ale mają być staranne - rzekł Szymon zwracając chłopcu jego zeszyt.
- A ja ładnie mam? - odezwał się Franek.
Szymon rzucił okiem na szlaczki drugiego bliźniaka.
- Widać, że się starasz, ale może być lepiej...
Chłopiec posmutniał. Szymon przykucnął przy nim.
- Coś ci powiem. Jak narysujesz jeszcze jedną stronę szklaczków, to będziesz mistrzem szlaczkowym.
- Mistrzem szlaczkowym? Jest ktoś taki?
- Nie. Ty będziesz pierwszy. A Jasiu, z tego co widzę, zostanie mistrzem szybkościowym... - dodał patrząc na drugiego chłopca. - Jasiu, czy ty się gdzieś spieszysz? Te szlaczki mają być zrobione starannie.
- Ale mi się chce siku...
- A czy ktoś ci broni wyjść do toalety?
- Sam sobie bronię...
- To sobie nie broń, bo narobisz nam w galoty.
Chłopiec wstał z krzesła. Pobiegł do łazienki. Franek uśmiechnął się do taty.
- Pokazać ci coś? - spytał wkładając rękę do luźnej kieszeni bluzy. - Pan Gacek tu ze mną sobie siedzi... Grzeje mi serduszko.
Szymon pogłaskał chłopca po włosach. Ucałował.
- Mój kochany... Rysuj szlaczki...

Dom w ZajezierzuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz