Lekcje pierwszej klasy dobiegły końca. Jasiu i Franek wspólnie zdecydowali, że zamiast pójść do świetlicy, zwiedzą sobie najwyższe szkolne piętro.
- Nuda... Tu nic nie ma - rzekł Franek wyjmując z plecaka swoją kauczukową piłeczkę. Zaczął odbijać ją o podłogę.
- Niepotrzebnie nas mama tutaj przywoziła... - powiedział Jasiu zdejmując plecak. - Masz jeszcze kanapkę?
- Mam, ale nie mogę ci jej dać, bo chcę ją dać Misiowi... - wyjaśnił Franek. - Idziemy do taty?
- Nie, bo będzie na nas krzyczał, że się mu schowaliśmy...
- To jak wrócimy do domu?
- Pójdziemy do pani Zosi i powiemy jej, że tata nas zostawił i, żeby nas odwiozła... Jestem mózgowy.
Franek podbiegł do okna.
- Zobacz... Parking... Idzie tata...
Jasiu podskoczył z radości.
- Jedzie do domu? - spytał z niedowierzaniem. - Mama mu nie powiedziała, że jesteśmy w szkole?
- Nie wiem... Odjeżdża... Biegniemy do pani Zosi?
Wtem obaj chłopcy ujrzeli idącą w stronę auta nauczycielkę. Jasiu wszedł na parapet, uchylił wielkie, okienne skrzydło.
- Proszę pani! - krzyknął na całe gardło. - Proszę pani!
Nauczycielka rozejrzała się. Nie zauważywszy nikogo, ponownie ruszyła w stronę swojego samochodu.
- Proszę pani!
- Krzyknij... "Ty, dupa!". To się obejrzy. Jak chłopaki tak wołają, to dziewczyny zawsze się oglądają - rzekł Franuś wspinając się na wysoki parapet.
- Ty! Dupa! - krzyknął Jasiu.
Niezawodna metoda podziałała. Nauczycielka odwróciła się. Tym razem dojrzała siedzących w oknie siedmiolatków. Zamarła. Bezzwłocznie podbiegła do budynku szkoły.
- Chłopcy, natychmiast zejdźcie z parapetu! - krzyknęła.
- Bo nasz tata o nas zapomniał i nie mamy jak wrócić do domu! - krzyknął Jasiu.
- Odwiezie nas pani?! - zawołał Franuś.
- Tak! Ale w tej chwili zejdźcie z parapetu!
Janek i Franek posłuchali nakazu nauczycielki. Zeszli z parapetu, zamknęli nawet okno. Chwyciwszy swoje plecaki, zbiegli na dół po schodach.
Nauczycielka spotkała ich na drugim piętrze. Była przerażona.
- Kto wam pozwolił wchodzić na strych? Kto wam pozwolił otwierać okno?! - krzyczała zdenerwowana. - Dlaczego nie jesteście na świetlicy? Co to za samowolka?
Jasiu i Franek nic nie odpowiadali. Obydwaj spuścili głowy na dół.
Nauczycielka wzięła kilka głębokich oddechów, po czym wyprowadziła chłopców ze szkoły.
- Zajezierze siedem - odezwał się Jasiu. - Odwiezie nas pani?
- A co mam z wami zrobić? Odwiozę, odwiozę...
Chłopcy uśmiechnęli się. Podbiegli do samochodu wychowawczyni. Usiedli na tylnich siedzeniach. Zapięli pasy.
- Oj, chłopaki, ale mi strachu napędziliście. Po co poszliście na strych? Tam nie wolno chodzić.
- Bo Franek ma kauczukową piłeczkę i chciał ją zrzucić, żeby spadła przez wszystkie piętra aż do piwnicy... - rzekł Jasiek.
- Jasiu... Albo mogłem przez okno wyrzucić - rzekł Franek.
- A ma pani coś do jedzenia? - spytał Jasio po chwili.
- Ja mam, ale nie mogę mu dać...
- A to dlaczego? - spytała pani Zosia.
- Bo trzyma jedzenie dla naszego pieska... Misiu zawsze nas wita, jak wracamy ze szkoły do domu...
- Nie mam nic do jedzenia. Ale za parę minut będziecie w domu... Tyle to chyba wytrzymasz, co?
- Wątpię. Raczej nie wytrzymam - rzekł Jasiu biorąc do ręki plecak brata.
- Jasiek! Nie zabieraj mi mojej kanapki, no! - krzyknął Franek ze łzami w oczach.
- Zjem połowę.
- W ogóle nie jedz!
- Połowę zjem!
Nauczycielka westchnęła. Dotarło do niej, że podróż do Zajezierza to nie będzie zwykła jazda autem - to będzie prawdziwa przeprawa.