Marcel oparł rower o płot, po czym zapukał do domu Młynarczyków. Drzwi otworzyła mu Emilia. Wpuściła chłopaka do mieszkania.
- Melka jest u siebie? - odezwał się siedemnastolatek.
- Pojechała z tatą do miasta, ale niedługo powinni wrócić. Usiądź.
- Nie, to ja najwyżej poczekam na zewnątrz, albo później przyjadę...
- Marcel, usiądź. Chciałam z tobą porozmawiać.
Nastolatek spojrzał na stojący pod oknem fotel. Domyślał się, o czym matka jego dziewczyny chce z nim pomówić.
- Marcel, Melka powiedziała mi, że chcesz ją zabrać na jakąś dyskotekę. Ona ma dopiero piętnaście lat. Jest za młoda, żeby chodzić po dyskotekach.
- Za miesiąc skończy szesnaście - rzekł chłopiec.
- Marcel, nie chodzi o miesiąc w tą czy w tą.
- Ale już wszystko załatwione. Mój tata się zgodził. Zresztą, Niko i Wiki pojadą tam z nami. Po dwunastej odwieziemy Melkę do domu... Musi się pani na to zgodzić.
- Nie ma mowy. Ojciec Melki nie pozwala nawet Oliwerowi chodzić na dyskoteki, a co dopiero Melce?
- To ja z nim pogadam...
- Będziesz miał okazję. Właśnie wrócili...
Powiedziawszy te słowa, Emilia wyszła pomoc córce i mężowi wnieść zakupy do domu. Również Marcel pośpieszył w stronę auta. Chwycił po zgrzewce wody w obydwie ręce.
Melka ruszyła za nim do domu.
- Długo już jesteś? - spytała podążając za Marcelem w kierunku kuchni.
- Nie, a co? - odparł.
Postawił wodę na stole. Korzystając z okazji, że rodziców Melki nie było jeszcze w domu, objął ją w pasie. Cmoknął w usta.
- Ej, bo tata zobaczy - szepnęła. - Gadałam z mamą... Nie ma szans, żeby się zgodziła na tą dyskotekę. Nie zgodzi się... W życiu...
- Pogadam z panem Jankiem.
- Marcel, nie! Jeszcze mi pogorszysz. Mam lepszy pomysł. Chodź...
Nastolatka chwyciła Marcela za rękę. Wprowadziła go po schodach do swojego pokoju. Zamknęła drzwi.
Chłopiec usiadł na parapecie. Melka spoczęła obok niego.
- Zrobimy tak - zaczęła. - Wymknę się z domu...
- Melka. To głupie. Mój tata wie, że idziesz z nami na dyskotekę. Jak się zgadają z panem Jankiem to będzie wtopa.
- Marcel, ja chcę iść na tą dyskotekę. Już nawet kupiłam sobie sukienkę...
Melka zeskoczyła z parapetu. Otworzyła szeroko swoją szafę z ubraniami. Wyciągnęła z niej czarną sukienkę na cienkich naramkach.
- Zaczekaj, przymierzę - oświadczyła zdejmując sukienkę z wieszaka. - Marcel, odwróciłbyś się!
Chłopiec zasłonił ręką oczy. Przez palce patrzył jak jego dziewczyna zdejmuje bluzę z kapturem, koszulkę, a po chwili również spodnie.
- Marcel! - krzyknęła widząc, że ten ją podpatruje.
Nastolatek odwrócił wzrok w drugą stronę. Po chwili Melka była już gotowa.
- No, spójrz się - powiedziała.
Marcel uśmiechnął się na widok Melki ubranej w uroczą sukienkę sięgającą do połowy jej ud.
- Wow. Super wyglądasz - rzekł schodząc z parapetu.
- Sam widzisz. Obiecałeś, że zabierzesz mnie na dyskotekę, Marcel. Specjalnie na tą okazję kupiłam sobie sukienkę. Wymyśl coś, żebyśmy mogli tam razem pójść...
- Co ci wymyślę? Nic ci nie wymyślę... Nie wiem, Melka. Pogadałbym z twoim tatą...
- Nie! Wszystko tylko nie to. On się nigdy w życiu na to nie zgodzi... Nie... Wymyśl coś innego.
Marcel podrapał się po głowie.
- Okej. Zrobimy tak. Zabiorę cię na tą dyskotekę, bo ci to obiecałem. Jakby co, wszystko biorę na siebie. Jutro dam ci znać, co i jak.
- Super!
Melka przytuliła Marcela. Pocałował go w usta. Nastolatek zarumienił się.
- Dobra, zamknij oczy... Muszę zdjąć tą sukienkę, zanim ktoś mnie w niej zobaczy...
- Spoko - odparł chłopiec odwracając się w stronę ściany.