Marcel wbiegł do domu. Nim usiadł przy stole. Podsunął Szymonowi pod nos zegarek, który nosił na ręce.
- I co mi pokazujesz? Trzynasta? Jest dziesięć po.
- Na moim jest pierwsza - rzekł chłopiec siadając między Jankiem a ojcem.
- Marcel, wparowałeś do domu. Nie zmieniłeś butów, nie zdjąłeś czapki, nie umyłeś rąk - odezwała się Daniela.
- Ręce to akurat mam czyste - rzekł chłopiec nakładając sobie na talerz schabowego.
Miał już zacząć go jeść, gdy nagle usłyszał zasadniczy głos ojca.
- Marcel, nie słyszysz co mama do ciebie mówi? - rzekł Szymon.
- Nie no, słyszę...
Nastolatek zdjął z głowy czapkę. Wstał od stołu. Wolnym krokiem poszedł na korytarz. Zmienił buty. Zmierzając w kierunku salonu, skręcił do łazienki. Umył ręce.
- Czy teraz mogę usiąść przy stole? - spytał spoglądając na Szymona.
- Możesz - padła odpowiedź.
Marcel usiadł na swoim stałym miejscu. Spojrzał na talerz.
- A gdzie mój kotlet? - spytał rozglądając się po wszystkich.
- Jaki znów kotlet? - odezwała się Daniela.
- Miałem na talerzu kotleta... Ktoś mi go zabrał. Jasiu, ty to zrobiłeś?
Siedmiolatek natychmiast zaprzeczył. Po chwili uśmiechnął się do Franciszka siedzącego po drugiej stronie stołu. Marcel znał to spojrzenie Jasia. Domyślił się, że to on stoi za zniknięciem kotleta.
- Którejś nocy położysz się spać w piżamie a obudzisz się na golasa - rzekł Marcel nakładając sobie na talerz kolejnego kotleta.
Jasiu uśmiechnął się, po czym wbił swój widelec w kotlet starszego brata.
- Tato, trzepnę go zaraz! - powiedział Marcel.
- Janek, uspokoisz mi się? Masz swój talerz? - rzekł Szymon patrząc w lekko spłoszone dziecko.
- No, mam - szepnął Jasiu pod nosem.
Wtem Franuś położył swojego chomika na stole.
- Pan Gacek! - zawołała Agatka. Chcąc chwycić zwierzątko umoczyła sobie w buraczkach rękawy od bluzeczki.
- Nie bierz mi go! - krzyknął Franuś przekładając pana Gacka ze stołu bezpośrednio na swój talerz.
- Nie, to jest po prostu dom wariatów - odezwała się Daniela. - Franek, ostatni raz położyłeś pana Gacka na stole podczas obiadu! Co ja mówię? W ogóle ostatni raz położyłeś pana Gacka na stole! Przy stole się je...
- Pan Gacek właśnie sobie je... - szepnął Franuś.
- Mama ma na myśli to, że zwierzęta nie powinny jeść obiadu przy jednym stole z ludźmi... - rzekł Szymon widząc, że jego żonie opadają ręce.
- A dlaczego? - odezwała się Agatka.
- No właśnie, tato. Dlaczego? - rzekł Marcel uśmiechając się od ucha do ucha.
- Bo chomiki nie powinny jeść tego samego, co człowiek. Schabowy może im zaszkodzić... - wyjaśnił mężczyzna.
- Aha... - westchnęła dziewczynka uśmiechając się do Szymona.
- Ale tato... Nie jest do końca tak, jak mówisz... - rzekł Marcel szeroko się uśmiechając. - Zobacz dla przykładu mojego psa... Powiedziałeś, że zwierzęta nie mogą jeść ze stołu, bo mogą się otruć... To dotyczy chomików. Okej. Zgadzam się. Ale taki Misiu nie otruje się schabowym... Czy to znaczy, że może jeść z nami obiad przy stole?
Nikodem parsknął śmiechem. Agatka również - choć nie rozumiała do końca z czego się śmieje.
- Marcel, nie bądź za mądry... - rzekł Szymon popijając obiad kompotem z truskawek.
- To Misiu może jeść z nami obiad - rzekł Franek schodząc z krzesła. - Zawołać? - dodał rozpromieniony.
- Franek, siadaj - rzekł Szymon.
- To Monsterka chociaż bym zawołał... - szepnął chłopczyk pod nosem.
- Kto dzisiaj zmywa po obiedzie? - odezwał się Szymon po chwili.
- Ja - rzekł Marcel wstając od stołu. - Dziękuję. Najadłem się - dodał podchodząc do mamy. Ucałował ją w policzek. - Mamuś, nie smuć się. Za pierwszą wypłatę zrobię sobie prawko, a za drugą kupię ci zmywarkę...
Lusia uśmiechnęła się. Chłopiec zebrał ze stołu puste talerze.
- Hej! Oddaj mojego pana Gacka! - zawołał Franek sądząc, że jego chomik znalazł się między talerzami.
- Nie mam twojego pana Gacka, człowieku! - rzekł Marcel z uśmiechem na twarzy.
- Jak nie masz? Tam łapka mu wystaje... - zaśmiał się Nikodem.
Franuś podniósł się z krzesła. Zrozpaczony spojrzał na stertę talerzy.
- Franek, ja mam Gacusia... - rzekł Szymon przywołując syna gestem ręki.
Chłopiec podszedł do taty.
- Oddam ci go, ale musisz mi coś obiecać - rzekł mężczyzna z powagą patrząc synowi w oczy.
- Co?
- Że nigdy więcej nie położysz pana Gacka na stole...
- Tata, ale jak sobie rysuję to chyba mogę mieć Gacusia koło siebie. Co? - spytał błagalnym głosem.
- Nie. Podaj mi iPhone. Coś ci pokażę.
Franuś prędko podał ojcu jego telefon. Usiadł u taty na kolanach. Szymon podał chłopcu chomika, po czym wyszukał w przeglądarce Google przykładowe znaki drogowe. Pokazał je Frankowi.
- Wiesz co to jest? - spytał.
- Znaki drogowe - odparł chłopiec.
- Właśnie... Jak myślisz, to dobrze, że przy drodze stoją takie znaki?
- Dobrze... Bo jak stoją znaki to nie ma wypadków.
- Super. Mądry dzieciak z ciebie! - rzekł Szymon głaszcząc chłopca po włosach.
- Zobacz... Ten znak nosi nazwę "zakaz wjazdu". Twoje zadanie będzie polegało na tym, żeby wziąć kartkę, czerwoną kredkę i narysować taki znak. Okej?
- Okej - szepnął Franek.
- Ja też będę rysowała - odezwała się Agatka.
- Ty narysujesz znak STOP.
Agatka podbiegła z drugiej strony stołu. Spojrzała w iPhone ojca.
- To jest właśnie znak STOP. Rysunki mają być zrobione bardzo starannie... Dobrze?
- Dobrze - odpowiedział Franuś schodząc z kolan ojca. - To ja idę po kartki...
- Możemy narysować te znaki w kąciku Agatki - odezwała się dziewczynka.
Franek kiwnął głową.
- To idziemy rysować - zawołała rozpromieniona.
- Moment! Agata! - zawołała Daniela podchodząc do córki. Zdjęła jej przez głowę brudną bluzeczkę. - Chodź, mamusia cię przebierze... - dodała biorąc pięciolatkę na ręce.
W salonie zostali tylko Jasiu, starsi chłopcy wycierający umyte już naczynia oraz Szymon.
Marcel puścił oko do taty.
- Po co ci te znaki drogowe? - spytał pucując kubek.
- Powiesimy te kartki gdzieś przy stole. Pan Gacek je zobaczy, a że jest mądrym chomikiem i zna się na znakach drogowych, to nie będzie nigdy więcej chodził po stole.
- No, na pewno... - westchnął Marcel. - Dobra. Naczynia pomyte i pochowane. Mogę iść do Melki?
- Nie. Najpierw zrobisz lekcje. Jak skończysz, przyniesiesz mi do sprawdzenia zeszyty - rzekł Szymon. - Nikodem, to samo.
- Tato, bez przesady - odezwał się Marcel.
- Właśnie... - rzekł Nikodem.
- Nie ma dyskusji. A ty, młody człowieku, będziesz ćwiczył rysowanie szlaczków - zwrócił się tym razem do Jasia.
Chłopczyk podniósł się z krzesła. Ruszył w stronę swojego pokoju.
- Janek! Wróć się! - rzekł Szymon stanowczo.
Siedmiolatek zatrzymał się. Odwróciwszy się, nieśmiało poszedł do taty.
- Proszę przynieść zeszyt i kredki. Zrozumiano?
- Tak - westchnął chłopczyk.
- Rygor musi być! - zaśmiał się Marcel. - Jak będziesz niegrzeczny, narysujesz dwa szlaczki więcej! - dodał. - Okej. Koniec żartów. Idę do Melki.
- Marcel, nie pójdziesz na dyskotekę, jeśli nie będziesz miał zrobionych lekcji.
- Aha... To całkowicie zmienia postać rzeczy - westchnął nastolatek. - To idę do siebie... A ty, Jasiu, wara od mojego pokoju... Jeszcze raz cię w nim zobaczę, a powyrywam ci nogi z dupy.
Janek spuścił głowę na dół. Chociaż lubił psocić się starszym braciom, gdy przychodziło co do czego, chował głowę w piasek.
- Marcel, podejdź do mnie na słowo!
- Tatuś, chętnie. Serio. Ale mam sporo nauki, a...
- Nie dyskutuj!
Chłopiec stanął przy ojcu.
- Po co go straszysz?
- A, bo przez niego muszę zamykać swój pokój na klucz... Wciąż właził bez pozwolenia...
- Wczoraj i dzisiaj nie właziłem - odezwał się Janek.
- No raczej! No, mówię przecież, że zacząłem zamykać drzwi na klucz... Ale to było głupie. Nie będę zamykał na klucz. Drzwi będą otwarte i to szeroko. A jak jakaś mała menda mi wejdzie do pokoju to tak jej naszczelam paskiem po dupie, że...
- Marcel! Jeszcze słowo! - rzekł Szymon marszcząc brwi.
- Spoko. Nic nie mówiłem... Idę robić lekcje... - odparł nastolatek.
Jasiu podszedł do taty. Przytulił się do niego.
- Twój brat ma rację. Nie wchodzi się do cudzego pokoju bez pozwolenia - rzekł Szymon biorąc chłopca na kolanach.
Jasiu nic nie odpowiedział. Przytulił się do taty. Szymon pogłaskał po go kręconych włoskach. Ucałował.