Marcel wszedł do domu. Od razu zauważył leżącego na kanapie Jasia. Siedmiolatek był przykryty kołdrą po samą szyję. Spał.
- Menda się rozchorowała? - odezwał się zdejmując kurtkę.
- To twój brat, a nie żadna menda - rzekł Szymon wstając z krzesła.
Mężczyzna skrzyżował ręce. Oparł się plecami o lodówkę.
- Chyba mamy do pogadania - rzekł.
- O co chodzi? O to, że widziałeś mnie, jak szedłem z Melką nad Wisłę?
- Skąd to wiesz?
- Sory tato. Przejeżdżałeś centralnie koło mnie i jeszcze otworzyłeś sobie szybę w aucie.
- Zwiałeś z lekcji?
- Wyobraź sobie, że nie. Jakiś debil zadzwonił do szkoły, że jest bomba i musieliśmy się z niej ewakuować.
- Marcel!
- Tata, serio mówię. Pisaliśmy akurat kartkówkę z polaka... Zadzwonił alarm, jeden, drugi... Piechocka kazała wziąć plecaki i wyjść na plac przed szkołę. Sprawdzian nieważny. I dobrze. Przyjechali saperzy. Pół godziny staliśmy na boisku, a potem przyszła Stępowska i machnęła na nas ręką, że mamy iść w pioruny. Miałem dwie godziny do autobusu, no to wziąłem Melkę, wsiedliśmy w tramwaj i pojechaliśmy na stare miasto... Ty myślałeś, że poszedłem na blałkę? Tata, przecież dałem ci słowo, że nie będę chodził na wagary...
Szymon pokręcił głową.
- Żurek na obiad. Podgrzać ci czy jadłeś na mieście? - spytał.
- Byliśmy z Melką na kebabach. Tata, co jest młodemu? Rozchorował się?
- No... I to dość poważnie. Miał wysoką gorączkę, ale dostał czopik w dupę i mu spadła.
- Czopik w dupę! A to dobre! - zaśmiał się Marcel. - Tata, sory, że mówię na niego menda, ale jak mam mówić na kogoś, kto podłożył mi do piórnika zdechłą jaszczurkę?
Szymon wziął głęboki oddech. Spojrzał na Marcela z niedowierzaniem.
- Nie będę mu nic mówił, bo jest chory, ale jak jeszcze raz mi tak zrobi, to go zamorduję - rzekł nastolatek marszcząc brwi. - A tak z innej beczki... Oli robi imprezę u siebie w garażu. Wiem, że mam szlaban, ale sam rozumiesz...
- Kiedy ta impreza?
- Dzisiaj w nocy. Będę mógł iść?
- Nie wiem. Zastanowię się.
- Okej. To ja idę do siebie. Lekcji mam dużo do zrobienia.
- No, idź...
- A Niko u siebie? Do kiedy ma to zwolnienie?
- Do środy włącznie - rzekł Szymon.
- Aha. Spoko.
Nastolatek uśmiechnął się, po czym spojrzał na Jasia śpiącego na kanapie. Przykucnął przy nim. Przyłożył rękę do jego czoła.
- To ci braciszek się rozchorował... Teraz mama będzie miała w domu nie dość, że Agatę i Nikodema to jeszcze Jasia do kompletu... Full wypas.
Szymon uśmiechnął się.
- No... Full wypas.
- Idę robić lekcje...
- No, idź.
- No to idę.