Lodówka świeciła pustkami, a najmłodsze dzieci były spragnione rodzinnych zakupów. Jakby tego było mało, Franciszek od samego rana chodził za Danielą i pytał ją o to, za ile minut dostanie chomika.
W końcu Szymon ulitował się nad żoną i poszedł wyprowadzić samochód z garażu.
- Po co mam jechać z wami? Nie mogę w to miejsce pójść sobie do Melki? - rzekł Marcel wyjmując spod kanapy swój prawy kapeć.
- Wczoraj byłeś u Melki, a uprzejmie ci przypominam, że masz szlaban - rzekł Szymon zmieniajac koszulkę na mniej zniszczoną.
- Za ile minut dostanę chomika? - szepnął Franciszek wpatrując się w mamę swoimi dużymi, błękitnymi oczami.
- Za trzysta minut - odpowiedziała.
- A ile to sekund?
- Franek, z takimi pytaniami proszę nie do mnie a do ojca!
- No pomnóż sobie trzy razy sześćdziesiąt i dopisz dwa zera. Marcel, jaki wynik?
- Osiemnaście tysięcy - rzekł nastolatek. - Czy za to, że podałem poprawny wynik mogę iść do Amelki?
- Niech idzie - odezwała się Daniela.
Szymon machnął ręką. Marcel uśmiechnął się.
- Dzięki tato, jesteś super - rzekł. - To narka! - dodał z uniesioną głową zmierzając w stronę korytarza.
- Telefon weź - odezwała się Daniela.
- Mama, oszczędź sobie takie teksty... - rzekł.
- O co ci chodzi? - spytała.
- "Telefon weź"? Równie dobrze mogłabyś mi powiedzieć "Gacie ubierz"... Wiem, że mam wziąć telefon. To dla mnie tak oczywiste jak to, żeby ubrać gacie.
- Ale mądraliński!
- A za ile minut jedziemy? - szepnął Franciszek.
- Mama! - krzyknęła Agata zbiegając ze schodów. - A Jasiowi zdechł jaszczur!
- Co mu zdechło?
- Jaszczur... Teraz wziął od Marcela z pokoju jego scyzoryk, żeby zrobić jaszczurowi operację.
- Zabiję go! - krzyknął nastolatek pędząc w stronę schodów.
Szymon ruszył tuż za nim. Obaj dotarli do pokoju bliźniaków praktycznie w tym samym momencie. Jasiu siedział na krześle przy biurku. Odcinał jaszczurce kończyny.
- Ty mendo! - krzyknął Marcel podbiegając do brata. - Nie! Tato, zobacz, co ten czubek zrobił!
Szymona totalnie zamurowało. Nie wierzył w to, co widzi.
- Janek! Do jasnej cholery, co to ma być?! - wrzasnął zdenerwowany.
- Ona sama zdechła. Ja tylko bawię się w doktora - rzekł chłopiec patrząc w stronę drzwi z nadzieją, że za moment zobaczy w nich Danielę. - Mama! Mama! - zawołał na całe gardło.
- Po co wołasz mamę? I tak dostaniesz na dupę! Ściągaj spodnie! Już ja cię oduczę ćwiartowania zwierząt. Ściągaj spodnie, powiedziałem!
Jasiu wiedział, że nie ma szans w starciu z tatą. Wierzył jednak w to, że za chwilę na horyzoncie pojawi się mama, która go obroni. Póki co, chłopiec zacisnął zęby, po czym schylił się, by wczołgać się pod łóżko.
Nie zdążył. Ojciec złapał go za przedramię. Usiadłszy na krześle, spuścił chłopcu spodnie z tyłka, po czym przełożył to przez kolano.
Jasiu bał się lania. Zacisnął zęby.
- Ile klapsów pan sobie życzy? - usłyszał od ojca.
- Dwa - szepnął.
Niemalże natychmiast otrzymał od ojca pięć siarczystych klapsów.
- Dwa to trochę mało - rzekł Szymon zdejmując zapłakane dziecko z kolan. Podciągnął Jasiowi spodnie. Spojrzał mu w oczy.
- Dostałeś lanie po to, żebyś pamiętał, że nie wolno robić zwierzętom krzywdy. Zapamiętasz to?
- No...
- Jasiu, ta jaszczurka może miała dzieci. Ty ją zabiłeś i one teraz nie mają mamy. Może chodzą biedne pod tarasem i jej szukają.
- To była mała jaszczurka...
Szymon wziął głęboki oddech.
- Nie żal ci jej? Mogła sobie biegać po trawie a teraz co? Trzeba ją wyrzucić... Jasiu, jeśli jeszcze raz zrobisz coś takiego, dostaniesz lanie pasem. Spytaj się Marcela albo Nikodema, to ci powiedzą jak to boli.
- No...
- Sprzątnij teraz tę jaszczurkę. Raz, dwa!
Jasiu wsunął obydwie ręce w spodnie. Ochłodził sobie nimi rozpalony tyłek.
- Boli...
- Bierz się za sprzątanie.
Chłopiec mozolnym krokiem zszedł na dół po schodach. Spojrzał z żalem na mamę.
- Co tak patrzysz? - odezwała się. - Dostałeś lanie od taty? Bardzo dobrze! Kto to widział, żeby kroić jaszczurki na kawałki?!
Jasio zrobił obrażoną minę, po czym wziął do ręki kosz na śmieci i papierowe ręczniczki.
Po chwili był już z powrotem w swoim pokoju. Jak potrafił tak sprzątnął. Szymon wziął scyzoryk Marcela. Poszedł umyć go pod bieżącą wodą.
- Wczoraj pokroił żabę, dzisiaj jaszczurkę... Co ten dzieciak ma w głowie? - rzekł spoglądając na żonę.
- Nie wiem... Franuś kocha przytulać zwierzątka, a Jasiu kocha je ćwiartować... Co dziecko to inne... - powiedziała z namysłem.
- No... Niby bliźniaki... Powinni tak samo myśleć, a tu proszę! Dwa bieguny - rzekł Szymon odkładając scyzoryk na kuchenny ręcznik. - Jedźmy w końcu do tej galerii jak mamy jechać. Jasiowi trzeba buty kupić i kurtkę.
- Co proszę? - spytała zdziwiona. - Przecież ma nową kurtkę i buty...
- Miał... Miał do czasu, kiedy został podtarasowym łowcą jaszczurek!
Lusia zacisnęła zęby.
- Za dobrze mają te nasze dzieci... Za dobrze... - szepnęła.
- To co zrobisz? Nie kupisz mu butów?
- Nie no, kupię. Jasne, że kupię... Ale nie dostaną dzisiaj żadnej nowej zabawki. Koniec. Skończyło się.
Szymon uśmiechnął się.
- Lusia, ja cię nie poznaję - rzekł.
- No ja też się nie poznaję - odpowiedziała. - Kawka przed wyjazdem?
- Może być.