Agatka weszła do pokoju Janka i Franciszka. Z nerwami usiadła przy biurku bliźniaków. Jasiu ubierał skarpetki na bose nogi. Nie zwracał uwagi na siostrę.
- Gdzie byłeś, Jasiu? Bo tata cię szukał - odezwała się.
- A schowałem mu się pod tarasem. Głupi Franek mnie wydał - rzekł chłopiec. - Te skarpetki są inne. Jedna ma zielony pasek a druga niebieski...
- Ej, Jasiu... A czemu Franek ma zwierzątko a ty i ja nie? Ja bym chciała kucyka albo chociaż króliczka...
- Ja bym chciał mieć jaszczurkę. Pod tarasem jest pełno jaszczurek. Jedną złapałem, ale mi uciekła.
- Jo! Jasiu, ja też bym chciała jaszczurkę! Złapiesz mi jedną?
- Najpierw to ja sobie muszę złapać...
- No to złap! Jasiu!
Chłopiec uśmiechnął się.
- A zrobisz za mnie rysunek do szkoły? - spytał.
- Zrobię! - zawołała dziewczynka. - Co mam narysować?
- Byle jakie zwierzę - odpowiedział.
Agatka ucieszyła się. Lubiła rysować zwierzęta. Prędko wyciągnęła z szafki kartkę i kredki. Położyła się na podłodze. Zaczęła rysować.
Tymczasem Jasio zbiegł na dół po schodach. Szerokim łukiem ominął stojącego przy lodówce Marcela.
- Wezmę słoik - rzekł spoglądając na Franciszka.
- Nie bierz mi go! - odparował młodszy chłopiec. - To słoik Gatka!
Jasio nie przejął się słowami brata. Chwyciwszy słoik wybiegł na taras.
Szymon siedział na drewnianych, sosnowych schodach. Chwycił za rękę przeciekającego się obok niego Jasia.
- Chodź tu do mnie. Porozmawiamy sobie - rzekł biorąc chłopca na kolana. - Dokąd się wybierasz z tym słoikiem, co?
- Po jaszczurki - odparł siedmiolatek.
Szymon wziął głęboki oddech. Spojrzał chłopcu w jego duże, błękitne oczy.
- Jasiu, po jakie znów jaszczurki? Co?
- No, pod tarasem są... Tata, puść mnie...
- Jak ja cię zaraz puszczę to będziesz biedny! Mało ci, że zniszczyłeś kurtkę i zgubiłeś buty?!
- Tata, nie krzycz - szepnął chłopiec.
- Ciekawe w czym pójdziesz w poniedziałek do szkoły!
- Na boso i bez kurtki - rzekł chłopiec uśmiechając się szeroko.
Szymon podniósł chłopca. Wstał ze schodów. Wprowadził syna do domu.
- Jasiek, leć po Agatę. Porozmawiamy sobie...
- I oddaj słoik Gatusia! - zawołał Franek podnosząc się z kanapy.
- To sobie weź - rzekł Janek celowo upuszczając słoik na podłogę.
Marcel zmierzył Jasia wzrokiem.
- Co za czub - rzekł.
Słoik nie zbił się. Franek podniósł go z podłogi, po czym usiadł z powrotem na kanapie.
Szymon miał olbrzymią chęć spuścić Jasiowi solidne lanie. Nie zrobił tego tylko dlatego, że chciał porozmawiać z trójką młodszych dzieci na temat ich zachowania.
- Co miałeś zrobić? - odezwał się do Jasia.
- No, miałem iść po Agatkę... Agata! - wydarł się.
Po chwili dziewczynka zbiegła na dół.
- Masz jaszczurkę dla mnie? - spytała.
Nim chłopiec zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Szymon wziął córkę na ręce i usiadł z nią na szerokim fotelu.
- Jasiek, siadaj obok Frania. Porozmawiamy sobie w czwórkę.
- Nie usiądę koło niego - rzekł chłopiec.
- Usiądziesz i to w tej sekundzie!
Malec przestraszył się. Dotarło do niego, że ojcu powoli puszczają nerwy. Prędko usiadł obok Franciszka. Pochylił nisko głowę.
- Tato, zamówię pizzę co? - odezwał się Marcel. - Nie ma nic do jedzenia...
- Zamów - rzekł Szymon.
Franek uśmiechnął się. Wsunął rękę do kieszeni, w której trzymał chomika. Marcel wziął do ręki telefon, po czym poszedł na górę.
Szymon został sam z trójką niesfornych maluchów. Przyjrzał im się z uwagą. Agata miała obrażoną minę. Unikała ojca wzrokiem. Jasio wiercił się niespokojnie. Franek głaskał swojego chomika. On jeden był uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Porozmawiamy sobie o waszych zachowaniu - odezwał się Szymon.
Dzieciaki popatrzyły na siebie bez słowa. Agata spuściła nisko głowę.
- Zaczniemy od naszej królewny - rzekł spoglądając na córkę. - Jesteś nieusłuchana. Dobrze wiesz, że nie wolno ci wychodzić poza ogrodzenie. Zgadza się?
- Nie kocham ciebie... - odpowiedziała zaciskając zęby.
- Dobrze - rzekł. - Dlaczego wychodzisz za płot? Co?
- Nad wodę - odpowiedziała naburmuszona.
- Wolno tobie chodzić nad wodę?
- Jestem już duża.
- Bzdura. Agata, zabraniam ci wychodzić poza ogrodzenie. Zrozumiałaś?
- No - odpowiedziała krótko. - Nie kocham cię - dodała.
- Dobrze. Już to mówiłaś. Kolejna rzecz, jeśli jeszcze raz wejdziesz mi na tę wierzbę, co dzisiaj, dostaniesz na dupę. Zrozumiałaś?
- No.
- Nie ma wychodzenia poza ogrodzenie ani tym bardziej wspinania się po wierzbach. Na podwórku macie jabłonkę. Możecie na nią wchodzić, zeskakiwać. Ale jak zobaczę któreś z was przy wierzbie, to spiorę na kwaśne jabłko. Zrozumiano?
- No, przecież już mówiłam... - powiedziała dziewczynka z nerwami.
- Chłopaki, was też to dotyczy - rzekł Szymon spoglądając na bliźniaków.
- Tata, ja tam nie chodzę - odezwał się Franek.
- A ja chodzę - rzekł Jasio. - Tata, tam jest fajnie...
- Ale niebezpiecznie. Twoja siostra dzisiaj wpadła tam do wody. Mogła się utopić - rzekł Szymon patrząc na Jasia.
- Ja umiem pływać.
- Dobrze. Super, że umiesz pływać. Mimo to, zabraniam ci wchodzić na wierzby. Zrozumiałeś?
- Tak - rzekł chłopiec.
- Zabraniam ci też wchodzić pod taras - rzekł Szymon patrząc Jasiowi w oczy.
Chłopiec wziął głęboki oddech.
- Tam są jaszczurki - rzekł zdenerwowany.
- I niech sobie będą. Nie ma wchodzenia pod taras. Zabraniam. Zrozumiałeś?
- Tak. Ale i tak będę tam wchodził - powiedział siedmiolatek.
- A spróbuj - przygroził mu.
- I spróbuję. Tam są jaszczurki.
- Jasiu, nie denerwuj mnie!
- A ty mnie...
Szymon zmarszczył brwi.
- Ja cię dopiero mogę zdenerwować! - krzyknął. - Z kim rozmawiasz?! Z kolegą? Wstań natychmiast!
Jasiu spuścił głowę na dół. Podniósł się z kanapy.
- W szafie wisi brązowy pasek. Proszę mi go podać - rzekł Szymon stanowczo.
Jasiu zmarszczył brwi. Łzy stanęły mu w oczach.
- Nie słyszysz, co do ciebie mówię?
- Słyszę. Przepraszam tata - szepnął chłopiec.
Szymon wziął głęboki oddech. Żal mu było Jasia, ale wiedział, że nie może pozwolić dzieciakom wejść sobie na głowę. Ostatecznie współczucie wzięło górę nad stanowczością.
- Siadaj.
Chłopiec przetarł ręką oczy. Pociągnął nosem. Szymon zamyślił się przez chwilę.
- Kolejna sprawa - rzekł. - Nie wybiegamy z jadącego samochodu. Agata! Głównie do ciebie to się tyczy.
Dziewczynka kiwnęła lekko głową. Również Jasiu zarumienił się.
- Ja nie wybiegłem - szepnął Franek. - Co nie, tato?
- No, powiedzmy... - rzekł Szymon.
Wtem do salonu wszedł Marcel. Chwycił leżące na stole jabłko. Usiadł obok Franciszka. Poczochrał bratu włosy.
- Nie rób mi - rzekł chłopiec. - Bo ci Gatka włożę w gatki...
Agata uśmiechnęła się. Szymon i Marcel również.
- Głupi jesteś - rzekł siedemnastolatek ponownie wsuwając rękę w kręcone włosy brata. - Zamówiłem pizzę. Za dziesięć minut powinna przyjechać.
- Mogę iść na dwór? - odezwał się Jasiu.
- Po co? Po jaszczurkę? - rzekł Szymon z powagą.
Janek wstał z kanapy. Usiadłszy obok ojca, przytulił się do niego.
- Co?
- Tatuś, pozwól mi wejść pod taras... Ostatni raz... Proszę...
- Jasiu, i co ty mnie prosisz? Nie i koniec.
- Tata...
- Jasiu, nie.
- Pod tarasem są jaszczurki? - odezwał się Marcel.
- Są... I to jak dużo! - zawołał Jasiu.
Marcel uśmiechnął się.
- Tata, pozwól młodemu tam wejść... Niech mu jaszczurki dupę pogryzą - zaśmiał się.
Szymon również się uśmiechnął. Wstał z fotela. Wziął do ręki stojącą na lodówce świnkę skarbonkę.
- Ile kasy uszykować na tą pizzę? - spytał.
- Pięćdziesiąt cztery złote... - rzekł Marcel.
- Tak dużo? Tu kładę pieniądze.
- Okej. Spoko.
- Tata, a możemy iść trochę na dwór się pobawić? - rzekł Jasiu po chwili. - Słowo, że nie wejdę pod taras...
- Nie. Byłeś dzisiaj nieusłuchany i za karę będziesz siedział w domu. Agata, to samo.
Franek uśmiechnął się. Wstał z kanapy. Podszedł do tarasowych drzwi. Przyłożył chomika do swego policzka.
- To ja idę na dwór - oznajmił spoglądając na Jasia, a po chwili również na Agatę.
- Idź - rzekł Szymon kiwając głową.
Franek wytknął język na Jasia, po czym pobiegł na korytarz ubrać kurtkę i buty.
- Tata, gdyby nie to, że zabroniłeś Agacie i Jasiowi wyjść na dwór, Franek siedziałby w domu - odezwał się Marcel. - Nie ogarniam tego dzieciaka.
- Ja też nie...
- Głupek i tyle - odezwał się Jasio.
- Zobacz tata, co ten wariat wyrabia - rzekł Marcel patrząc na brata przez tarasowe drzwi. Widok Franciszka przykładającego usta do szyby był rozbrajający. Szymon uśmiechnął się.
Agatka podchwyciła pomysł Franciszka. Podeszła do drzwi. Usiadła na podłodze, po czym przykleiła swój język do szyby.
Stojący po drugiej stronie drzwi Franek wybuchnął śmiechem.
Po chwili pod bramę podjechał żółty samochód.
- Tata, pizza - odezwała się Agatka.
Marcel podniósł się z kanapy. Wziął pieniądze do ręki, po czym poszedł odebrać pizzę.