Był słoneczny dzień, toteż pani Zosia wyprowadziła pierwszoklasistów na boisko. Franek i Janek od razu podbiegli do zielonej barierki. Obaj zaczęli się na niej uwieszać.
- Proszę pani - odezwał się Jasio. - A Franek nie może już nosić do szkoły Gacusia... Tata powiedział, że nie może...
Nauczycielka uśmiechnęła się. Pomogła najmniejszej dziewczynce rozpiąć kurtkę.
- Chłopcy, nie uwieszać je się na tej barierce - powiedziała.
Franek puścił metalowy drążek. Wsunął rękę do kieszeni. Wyciągnął z niej kauczukową piłeczkę. Zaczął odbijać ją o asfalt.
Jasio z kolei chcąc zaimponować nauczycielce podskoczył, by chwycić się wyżej usadowionego drążka.
- Janek, zejdź stamtąd - odezwała się.
Chłopiec rozbujał się, po czym skoczył na ziemię raniąc sobie obydwie dłonie. Nie zapłakał jednak. Otrzepała ręce o spodnie, po czym podbiegł do wychowawczyni.
- Proszę pani, a nasza siostra jest mała, a umie przechodzić przez płot... - rzekł.
Ciemnowłosa dziewczynka zmierzyła Jasia wzrokiem.
- Nieprawda! - zawołała. - Dzieci nie przechodzą przez płot. Jak już to jedynie koty przechodzą przez płot.
- Agata to umie wszystko co kot - odpowiedział Jasio. - Umie miauczeć, drapać, wspinać się po płotach, po drzewach...
- I lubi mleko - odezwał się Franek.
- I jedzenie dla kota! - zaśmiał się Witek.
- Chłopcy, Witek... Nie wolno tak mówić - powiedziała nauczycielka.
Wtem do siedzącej na ławce pan Zosi podbiegła rudowłosa dziewczynka. Małolata wskazała ręką na Franciszka. Chłopiec niechcąco rzucił swoją kauczukową piłeczkę za ogrodzenie. Chcąc dostać się poza teren szkoły, próbował przecisnąć się między fundamentem a siatką ogrodzeniową. Niestety, utknął.
- Janek! - zawołała nauczycielka wstając z ławki.
- Ja jestem Janek. To jest Franek - szepnął Jasio podążając za nauczycielką.
Pani Zosia przykucnęła przy dziecku.
- Franek, co ty robisz? - odezwała się. - Boże... Franek... Jak ja mam cię stamtąd wydostać? Nie ruszaj głową... Zaraz coś poradzimy...
Zdezorientowana nauczycielka wbiegła do szkoły. Planowała poprosić o pomoc woźnego. Zajrzała do dyżurki.
- Cholera jasna... Jak na złość, nikogo nie ma! - powiedziała zdenerwowana.
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej weszła do sekretariatu. Szymon stał oparty plecami o regał wypełniony segregatorami. Rozmawiał z sekretarką.
Pani Zosia wzięła głęboki oddech, po czym spojrzała przełożonemu w oczy.
- Panie dyrektorze, ja mam problem z Jasiem - powiedziała.
- Z jakim Jasiem? Z moim Jasiem? - spytał zaskoczony.
- Tak... Bo on... Niech sam pan dyrektor zobaczy... - westchnęła wychodząc z sekretariatu.
Szymon odłożył plik dokumentów, po czym poszedł za nauczycielką. Kobieta była niezwykle przejęta. Serce biło jej jak oszalałe. Bała się tego, jak zareaguje dyrektor na widok dziecka z głową wsunięta między betonowy murek a ogrodzeniową siatkę.
Oboje wyszli ze szkoły. Dzieciaki biegały po boisku. Jasiu, Franek oraz dwóch innych chłopców uwieszali się na żelaznych barierkach.
Szymon pośpieszył w ich stronę.
- Jasiu, nie uwieszajcie się tutaj - rzekł.
Po chwili skierował wzrok na nauczycielkę.
- O co chodzi? - spytał.
- No, Jasiu włożył głowę w ogrodzenie... Ale...
- Ja nie włożyłem...
- Ja włożyłem - odezwał się Franek. - Tata, bo mi piłeczka spadła za płot.
Szymon przykucnął przy chłopcu. Pogłaskał go po włosach.
- Franek, nie wolno przechodzić przez ogrodzenie - rzekł.
- No i bym nie przechodził, ale mi piłeczka spadła.
Szymon podniósł się z przykucku. Wziął chłopca na bok.
- Franek, posłuchaj mnie, dziecko. Zachowuj się grzecznie. Daj mi tę piłeczkę...
- Nie - rzekł chłopiec zaciskając zęby. - Tata, ta piłeczka udaje Gacusia...
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Okej. Miej ją sobie... Pani Zosiu, to jest ich ostatnia lekcja, prawda? - zwrócił się do nauczycielki.
- Tak - odpowiedziała.
- To ja wezmę już swoich chłopaków do domu... Gdzie macie tornistry?
- Tam! - zawołał Jasiu wskazując ręką na stertę leżących na trawie plecaków.
- To raz, dwa!
Chłopcy pobiegli po swoje tornistry. Szymon z kolei zbliżył się do nauczycielki.
- Jak się pani podoba w naszej szkole? - spytał.
- Dzieci są bardzo żywe - odpowiedziała. - Mają dużo energii...
- To fakt. Z tego, co pamiętam to pani pierwsza praca...
- Tak. Zgadza się - odparła kiwając głową.
- Następnym razem, gdy któreś dziecko włoży głowę tam, gdzie nie powinno, proszę nie zostawiać go samego, żeby nie zrobiło sobie krzywdy... - rzekł.
Nauczycielka zawstydziła się.
- Zostawiłam go tylko na chwilę. Chciałam wezwać pomoc...
- Rozumiem, ale następnym razem proszę przede wszystkim zadbać o bezpieczeństwo ucznia... To są małe dzieci... Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby Franek się przestraszył... Mógłby zacząć się szarpać pod tym ogrodzeniem... Uuu...
Wtem Jasio i Franek podbiegli do taty. Młodszy chłopiec trzymał w ręku swoją teczkę. Otworzył ją, wyciągnął z niej swój rysunek.
- Tata, zobacz! - zawołał.
- Pokaż. Co tam masz? Piątka? Super! - rzekł czochrając włosy Franka.
- Ja też dostałem piątkę! - rzekł Jasio.
Szymon uśmiechnął się.
- No, to mi się podoba - rzekł. - Za takie oceny, zabieram was dzisiaj na plac zabaw... Nagroda musi być!
Chłopcy spojrzeli na siebie z uśmiechem, po czym ruszyli w stronę samochodu ojca.
- Czyli nie jedziemy do babci - rzekł Jasio podskakując wesoło.
Szymon wszedł do szkoły. Szybkim krokiem pomaszerował w stronę swojego gabinetu. Wziął w rękę skórzaną torbę, iPhone oraz kluczyki.
Dwie minuty później był już przy samochodzie. Chłopcy siedzieli na trawie tuż przy parkingu. Rzucali do siebie kauczukową piłeczkę.
- No, chłopaki... Wsiadamy do auta - rzekł mężczyzna biorąc do ręki tornistry synów.
- I na plac zabaw! - zawołał Franek.
- E tam, plac zabaw - odparł Szymon uśmiechając się do chłopca. - Co powiecie na Kinder Park?
Jasiu i Franek podskoczyli z radości.
- Ale, żeby było sprawiedliwie najpierw pojedziemy do domu... Zjemy obiad. Weźmiemy Agatkę i mamę...
- Okej! - zawołał Franek. - I Gacka!
Szymon uśmiechnął się.
- I Gacka - powtórzył za chłopcem.