O godzinie osiemnastej trzydzieści Szymon zabrał się za kąpanie dzieciaków. Marcel zdawał sobie sprawę z tego, że to najlepszy moment, by wymknąć się z domu. Upewniwszy się, że ojciec jest w łazience, zajrzał do pokoju Nikodema.
- Niko, poszedłbym do Melki. Będziesz mnie krył? - spytał.
- Spoko - odparł Nikodem.
Marcel wyszedł z domu tarasowymi drzwiami. Wyprowadził rower z kanciapy. Wiedział, że nie ma zbyt wiele czasu, że za godzinę ojciec zacznie szykować dzieciakom kolację, toteż pedałował tak szybko jak potrafił.
Kilka minut później był już na podwórku Młynarczyków. Rzucił kamyk w okno od pokoju Amelii. Dwie minuty później uchyliły się frontowe drzwi. Amelia wyszła na werandę. Rzuciła się Marcelowi w ramiona.
Jej zachowanie zaskoczyło Marcela. Nastolatek ucałował swoją dziewczynę w skroń. Przytulił.
- Co tam? - spytał.
- Masakra w domu - odpowiedziała Amelia. - Oliwer zabrał tacie auto bez pytania i walnął w drzewo.
Marcel zmarszczył ciemne brwi.
- Jacie... I co z nim? - spytał zakłopotany.
- Z Oliwerem czy z samochodem?
- Z jednym i z drugim.
- Samochód do kasacji. Cały przód ma wgnieciony... Tata się wścieka, bo kupił ten samochód dwa dni temu. Jeszcze go nawet na siebie nie przerejestrował.
- A Oli? Żyje?
- Żyje, ale jak wróci do domu ze szpitala to tata go pewnie zabije... Ma złamaną nogę i ogólnie jest potłuczony... Marcel, mówię ci, masakra - westchnęła.
- No, nie dziwię się. Ja jakbym wziął taty auto bez pytania też miałbym w domu masakrę, a co dopiero jakbym rozwalił mu wóz!
- Jeszcze Julka wyklepała tacie, że Oliwer wiózł tym autem jakieś dziewuchy... I, że był podpity.
Marcel zaśmiał się.
- Może lepiej nich Oli zostanie w tym szpitalu jak najdłużej - rzekł. - U mnie w domu minimasakra... Dzieciakom odwala. Mama pojechała do dziadka do szpitala... Ojciec słabo sobie radzi. Dzisiaj młody wlazł pod taras. Buty od szkoły zgubił...
Amelka spojrzała na Marcela z niedowierzaniem. Chwyciła go za rękę.
- Chodź do altanki - szepnęła. - Który wlazł pod taras? Franek za chomikiem?
- Nie... Jasiu za jaszczurkami... Ale jak go znam, ta mała menda najpóźniej jutro znowu wejdzie pod taras... To czubek jest. Upilnuję go jutro... Jak tylko tam wlezie wezmę myjkę ciśnieniową i wezmę się za czyszczenie tarasu. Menda dostanie lodowatej wody... Już widzę, jak z rykiem leci do domu... Może jeszcze tata da mu poprawkę...
Amelka spojrzała w roześmiane oczy Marcela. Nie rozumiała, co go tak śmieszy.
- Ja tam lubię Jasia... Fajny jest - powiedziała.
- No... Jak śpi - rzekł Marcel. - Włazi mi do pokoju bez pytania... Kiedyś go przeszkolę.
- Marcel, przestań...
Nastolatek objął swoją dziewczynę ramieniem.
- Odprowadzisz mnie? - spytał.
- Pewnie... Ja nie mam szlabanu tak, jak ty - odparła.
- Pogadam z tatą... Może pozwoli mi jutro wpaść do ciebie chociaż na godzinkę...
- Powiedz mu, że musisz mnie pouczyć na sprawdzian z matmy... Proszę, proszę, proszę, proszę! - zawołała podskakując przy Marcelu.
- Czego się nie robi za buziaka prosto w usta! - rzekł nastolatek.
Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym czule pocałowała swojego chłopaka.
- Amelia! Do domu! - usłyszała głos wychylającej się przez okno matki.
- Ups! To lecę... Narka Marcel! Wpadnij jutro! - zawołała biegnąc w stronę domu.
- Narka Ami! - rzekł młodzieniec podnosząc z trawy swój rower.