Nerwówka

887 35 0
                                    

Franek rozpłakał się. Usiadł w kącie na podłodze między kominkiem a regałem z książkami. Nie miał ochoty robić lekcji. Chciał się bawić. Jego niechęć do nauki potęgował fakt, że Jasio od kilku dni ani nie chodził do szkoły ani nie odrabiał prac domowych. Franek był z tego powodu wielce wzburzony.
- Chłopcze, jest godzina siedemnasta. Poraz ostatni proszę cię, żebyś usiadł do stołu i wziął się za lekcje - powiedziała Daniela patrząc na zbuntowaną minę siedmiolatka.
- Jasiu i Agatka nie muszą robić lekcji - rzekł przez zaciśnięte zęby.
- Sto razy już ci tłumaczyłam, że Agatka jest jeszcze mała. Nie chodzi do szkoły. A Jasio jest chory. Franek!
Chłopiec naburmuszył się jeszcze bardziej. Nie miał zamiaru ustępować marce.
Daniela czuła, że opadają jej ręce. Spojrzała przez okno. Szymon spłukiwał wodą z węża pianę z Volkswagena. W myciu auta towarzyszył mu Marcel. Daniela przegryzła wargę, po czym usiadła przy stole. Wzięła do ręki ołówek i książkę należącą do Franciszka. Zaczęła odrabiać za syna pracę domową.
Jasio leżał spokojnie pod kołdrą. Miał przymknięte powieki. Agata wkładała kredki między palce od jego stóp. Świetnie się przy tym bawiła.
- Franek, napisałam za ciebie literki... - odezwała się Daniela. - Został ci tylko do zrobienia rysunek. Chodź.
- Nie - rzekł chłopczyk patrząc na matkę z byka.
Lusia wzięła do ręki blok. Wyrwała jedną kartkę. Otworzyła piórnik. Wysypała z niego kredki.
Wtem do salonu wszedł Nikodem. Nastolatek ze zdziwieniem spojrzał na to, co robi jego matka. Ujrzawszy minę Franka domyślił się w czym rzecz.
- Mamo, robisz lekcje za niego? - spytał.
- Tak, ale nie mów o tym... Nikodem! - wrzasnęła widząc, że osiemnastolatek szybkim krokiem podchodzi w stronę tarasowych drzwi. Chłopiec nie zamierzał przyglądać się temu, jak Daniela daje się pozbaźć siedmioletnemu dziecku.
- Tato! - zawołał. - Mama robi lekcje za Franka!
Szymon zakręcił wodę w krainie.
- Co takiego? - spytał zdumiony.
- Mama robi lekcje za Franka.
- Żartujesz chyba!
Marcel wybuchnął śmiechem. Nikodem również. Szymonowi nie było do śmiechu.
Wytarł ręce w papierowy ręcznik, po czym ruszył w stronę domu. Zdębiały spojrzał w roześmiane oczy Nikodema.
- Co ty powiedziałeś? - spytał przekonany, że jego syn się przejęzyczył.
- Mama robi lekcje za Franka. On siedzi w kącie obrażony na cały świat a mama robi za niego lekcje - wyjaśnił.
- Sory tato! - zawołał Marcel. - Sory tato, ale nawet za mnie mama nigdy nie robiła lekcji! - dodał trzymając się ze śmiechu za brzuch.
Gdy Szymon wszedł do domu Franek siedział przy stole. Podpierał brodę lewą ręką. W prawej trzymał kredkę, którą kolorował dach narysowanego przez siebie domu.
Mężczyzna przyjrzał mu się z uwagą. Chłopiec miał obrażoną minę. Pociągał nosem.
- Gdzie jest mama? - odezwał się.
- Mama powiedziała, że ją wykończymy i poszła do łazienki, a ja byłam grzeczna - powiedziała Agatka.
- A kto był niegrzeczny?
- Franek - odparła.
- Co ja?! - zawołał chłopiec. - Przecież robię lekcje! - wydarł się.
- Robisz, bo Nikuś poszedł po tatę! - odpowiedziała.
Szymon zmarszczył brwi, po czym ruszył w kierunku łazienki. Zapukał. Lusia otworzyła drzwi. Była przybita. Dopiero co umyła twarz.
- Co się dzieje? - spytał patrząc w jej duże, brązowe oczy, zupełnie takie same, jakie ma mała Agata.
Daniela nic nie odpowiedziała. Wzruszyła jedynie ramionami.
- Nikodem żartował, prawda?
- No, nie - odpowiedziała w końcu. - Bo ja już nie mam na to wszystko siły... Agata chora, Jasiek chory... W dzień nie dają mi żyć, a w nocy gorączka... Franek nie chciał zrobić lekcji. Zdenerwowałam się.
- Lusia, dajesz zdominować się siedmioletnemu dziecku? Franusiowi? Błagam cię...
Daniela uśmiechnęła się. Szymon przytulił ją.
- Mądra ty jesteś? - spytał wpinając palce w jej włosy. Ucałował ją. - Oj, Lusia, Lusia...
- Zdenerwowałam się, bo Franek w ogóle mnie nie słucha... Jak ty jesteś w domu to jest grzeczny, a ledwo wyszedłeś na dwór, powiedziałam mu, że ma usiąść do lekcji, to zrobił na mnie taką minę...
- Lusia, musisz być bardziej stanowcza...
- Wiem, ale nie potrafię. Mama dzwoniła. Tata znów jest w szpitalu... - wyszeptała.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? Co? - spytał patrząc żonie w oczy. - Lusia... No, już dobrze skarbie - dodał poraz kolejny tuląc do siebie żonę.
Wtem rozległo się głośne pukanie do łazienki.
- Mama! Otwórz! Jasiu żyga! - krzyknął Marcel.
Daniela i Szymon pośpieszyli, by sprawdzić co się dzieje z ich siedmioletnim dzieckiem.
Jasiu miał na kolanach zieloną miseczkę. Nikodem stał przy nim z rulonem papierowych ręczników w dłoni.
Daniela podbiegła do synka. Przykucnęła przy nim. Jasiowi po obydwu policzkach kapały łzy.
- Nie płacz, dziecko - szepnęła.
- Już... - odparł starając się nie patrzeć na zawartość zielonej miski.
- Daj, mama zabierze...
Szymon poszedł na górę po czystą piżamę dla syna. Wróciwszy, przebrał go. Zaprowadził go do łazienki. Umył mu twarz i ręce. Lusia tymczasem przebrała ubrudzoną pościel.
Przez cały ten czas Franek siedział przy stole. Kończył kolorować swój rysunek.
- Mama, to ja lecę do Melki - szepnął Marcel zaraz po tym, jak Szymon wniósł Jasia z powrotem do łóżka.
- Lekcje masz zrobione? - odezwał się Szymon.
- Mam.
- Pokaż.
Nastolatek speszył się. Podrapał się z tyłu głowy.
- Że co? - rzekł.
- To, co słyszałeś. Przynieś mi swoje zeszyty. Sprawdzę, czy masz zrobione lekcje. I dzienniczek poproszę.
- Tata, bez przesady - szepnął chłopiec pod nosem.
Szymon popatrzył na niego z namysłem, po czym ruszył w stronę schodów. Marcel pośpieszył za ojcem. Po chwili obaj byli już w pokoju nastolatka.
Ojciec chłopca usiadł przy biurku.
- Zeszyty poproszę - rzekł.
- Z czego?
- Wszystkie. Matma i polski na początek.
Nastolatek wziął głęboki oddech, po czym chwycił swój plecak. Wyciągnął z niego dwa zeszyty. Podał je ojcu.
- Gdzie masz pracę domową? - rzekł Szymon przewracając zeszyt z matematyki na ostatnią zapisaną stronę. - Powiedziałeś, że masz zrobione lekcje!
Marcel spuścił głowę na dół. Szymon wziął do ręki kolejny zeszyt.
- Język polski... Gdzie masz napisane wypracowanie? Marcel, czy mam zdjąć pacha?
Nastolatek uśmiechnął się.
- Tata, no... Zrobiłbym przecież te lekcje...
- O dwunastej w nocy?!
- No.
- Daj dzienniczek.
- Pani zabrała.
- Marcel!
- Serio. Zabrała, bo jutro jest zebranie. Powiedziała, że odda dzienniczki rodzicom na zebraniu.
Szymon wziął głęboki oddech. Popatrzył na syna surowym wzrokiem, po czym poprosił o pozostałe zeszyty. Marcel dał je ojcu. Mężczyzna przejrzał je powierzchownie.
- Jak mam cię ukarać za to, że mnie okłamałaś w sprawie lekcji? Masz jakiś pomysł?
Marcel zamyślił się, po czym wsunął rękę do kieszeni spodni.
- Trzymaj - rzekł podając ojcu swój iPhone.
- Oddam w poniedziałek - rzekł mężczyzna uśmiechając się do syna. - Bierz się za lekcje - dodał wstając z krzesła.
- Okej... Czyli nie mogę iść do Melki?
- Wybij to sobie z głowy - rzekł Szymon kierując się w stronę drzwi. Gdy tylko mężczyzna wyszedł z pokoju syna, chłopiec chwycił podręcznik od matematyki.
- Powinien przejrzeć zeszyty Nikodema - rzekł pod nosem. - Wydałoby się, że kosmita nie był dzisiaj w szkole... Ale by były jaja...

Dom w ZajezierzuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz