Szymon nie miał pomysłu, gdzie mogli ukryć się chłopcy. Wyszedł na taras. Rozejrzał się.
- Janek! Franek! - zawołał.
Zdezorientowany zbiegł ze schodów. Ruszył w stronę kanciapy. Szopka była zamknięta na kłódkę. Nigdzie w pobliżu nie było żadnych śladów, które mogłyby wskazywać na obecność chłopców.
Szymon wziął głęboki oddech. Pośpieszył z powrotem w kierunku domu. Zajrzał do piwnicy.
- Janek, Franek - rzekł rozglądając się po niedużym pomieszczeniu.
W piwnicy panowała idealna cisza. Mimo to Szymon zajrzał do starej szafy. Tam również nie było chłopaków.
- Koniec żartów - rzekł wychodząc z piwnicy. - Chłopaki! Franek! - zawołał.
Chłopcy siedzieli na gałęzi pobliskiego drzewa. Spoglądali z ukrycia na zdenerwowanego ojca. Mężczyzna jeszcze raz obszedł podwórko dookoła, po czym wrócił do domu.
- Nie ma ich nigdzie. Nie mogę ich znaleźć - rzekł siadając na kanapie. - A gdzie Agatka?
- Tutaj! - zawołała dziewczynka wychodząc spod stołu. - Bawimy się z mamą w chowanego. Ja się chowam a mama mnie szuka.
Szymon wziął córkę na kolana.
- Chłopaki mi się schowali. Nie mogę ich znaleźć - rzekł. - Gdzie oni zazwyczaj się chowają, kiedy bawisz się z nimi w chowanego? Co? - spytał.
- No albo wchodzą do piwnicy, albo włażą na to wielkie drzewo od jabłek... Oni nawet zrzucają jabłuszka na ziemię - poskarżyła się.
Szymon uśmiechnął się. Pogłaskał córkę, zdjął ją z kolan, po czym wyszedł na dwór.
Już z daleka dostrzegł niebieską, odblaskową kurtkę Jasia prześwitującą między gałęziami jabłonki.
Chłopcy byli odwróceni tyłem do domu, toteż nie widzieli zmierzającego w ich kierunku ojca.
- Janek! - zawołał stojąc zaledwie metr od drzewa. - W tej chwili podejdź do mnie! Franciszek, to samo!
Chłopcy spojrzeli na siebie, po czym prędko zeskoczyli z jabłonki.
- Wiejemy! - zawołał Jasiu.
W tym samym momencie Szymon chwycił Janka za kaptur od kurtki. Pociągnął go ku sobie, po czym przyłożył mu cztery porządne klapsy w tyłek. Jasiu zacisnął zęby. Nie płakał. Franek stał bez ruchu. Przyglądał się niecodziennej sytuacji. Po chwili on również otrzymał od ojca lanie. Piszczał, a po laniu chwycił się obydwiema rękoma za tyłek.
- Nie słyszeliście, że was wołałem? - odezwał się Szymon. - Chodzę po całym podwórku! Szukam was, wołam, a wy co?! Biegiem do domu!
Chłopcy spojrzeli na siebie, po czym ruszyli w kierunku tarasu. Zatrzymali się tuż przed drzwiami od domu. Franek otarł łzy rękawem od kurtki. Jasiu nacisnął ręką na klamkę. Tuż za chłopcami do domu wszedł Szymon. Zdjął dzieciakom kurtki, czapki i buty.
- Kto to widział, żeby być takim nieusłuchanym? Który mi powie, jakim cudem Aga znalazła się po drugiej stronie płotu?
Chłopcy spojrzeli na siebie bez słowa.
- Bawiliśmy się w przechodzenie przez płot... - rzekł Jasiu patrząc w podłogę.
Szymon zmarszczył brwi.
- Ostatni raz się w to bawiliście. Zrozumiałeś? - spytał.
- Tak - rzekł Jasiu.
- Franek, zrozumiano? Agata!
- Tak - odpowiedziała dwójka pozostałych dzieci.
- Który uderzył siostrę gałązką w buzię? - rzekł Szymon po chwili. - Macie jedną siostrzyczkę i jeszcze ją bijecie? Żeby mi to było ostatni raz! Zrozumiano?!
- Tak - odrzekli obydwaj.
- Proszę uścisnąć sobie ręce na zgodę. I za karę żadne z was nie wyjdzie już dzisiaj na dwór. Zaraz przyniesiecie zeszyty i będziecie robić szlaczki. A Agata usiądzie z nami przy stole i będzie rysowała pana Gacka.
Franek uśmiechnął się. Podał rękę siostrze. Janek uczynił to samo.
- To ja może zrobię do picia kakao, co? - odezwała się Daniela.
Agatka uśmiechnęła się. Chłopaki również. Wszystkim spodobał się pomysł na gorące kakao.
- No chłopaki, na co jeszcze czekacie? Proszę przynieść zeszyty od szlaczków. Raz, dwa!
Jasiu pobiegł na poddasze. Franek z kolei podszedł do taty.
- A może pan Gacek robić ze mną szlaczki? - spytał.
- No, może...
Franuś uśmiechnął się, po czym pobiegł do swojego pokoju po kredki, zeszyt i po pana Gacka.