Wiał silny wiatr. Nikodem i Wiktoria leżeli na samym końcu długiego molo. Trzymali się za ręce. Parzyli w pochmurne niebo.
- Uwielbiam to miejsce... - odezwała się ciemnowłosa dziewczyna. - Moi dziadkowie mieszkali w Sopocie... To byli wspaniali ludzie. Oboje zawinęli się w przeciągu pół roku... Zawsze tak było, że zaraz po zakończeniu roku szkolnego wsiadałam z mamą w pociąg i przyjeżdżałyśmy tutaj... Do domu wracałyśmy na dzień przed pierwszym września...
- Pokażesz mi, w którym domu mieszkali twoi dziadkowie? - odezwał się Nikodem.
- Pewnie, ale to potem - szepnęła. - Gdy byłam mała lubiłam tu przychodzić... Razem z Piotrkiem ścigaliśmy się. Z rozpędu wskakiwaliśmy do wody.
- Ile lat był od ciebie starszy?
- Dwa - odpowiedziała. - Kiedy odszedł, wszystko się zmieniło. Mama obwiniała o wszystko tatę, a tata mamę. Wciąż się kłócili. Nie było nocy, żebym nie słyszała, jak mama płacze do poduszki.
- Przecież to, że twój brat zmarł, to nie była niczyja wina...
- No. Powiedz to moim rodzicom. Piotrek nie żyje już trzy lata... Szok, jak ten czas leci...
- No.
Wiktoria podniosła się z drewnianego podestu. Nikodem również. Para spojrzała sobie w oczy.
- Chodź, pokażesz mi, gdzie mieszkała twoja babcia - rzekł Nikodem chwytając Wiktorię za rękę.
- Okej - odpowiedziała patrząc na ukochanego maślanymi oczami.